Kot w butach dalej jest gwiazdą znaną we wszystkich królestwach, położonych nawet za siedmioma górami i siedmioma lasami. Za bohaterskie czyny kochają go tłumy. Niestety, jego zwariowane przygody mają też ciemną stronę. Wiele z nich kończy się utratą życia. Sam kot się tym zbytnio nie przejmował, wszak wiadomo, że ma ich do dyspozycji aż 9. Problem w tym, że zostało mu właśnie ostatnie. Oznacza to koniec narażania się w widowiskowy sposób dla zdobycia większego poklasku publicznego. I pewnie nie byłoby w tym nic trudnego, gdyby na drodze naszego bohatera nie pojawił się pewien wilk chcący sprawdzić się w walce z legendarnym wojownikiem. Podczas starcia okazuje się, że kot pierwszy raz odczuwa coś takiego jak strach. I to taki paraliżujący. Bohater staje przed wyborem – albo przechodzi do historii, składa broń i prowadzi żywot zwykłego mruczka, albo wyrusza na poszukiwanie mitycznej gwiazdy, która spada z nieba i może spełnić jedno życzenie. Jak to z takimi skarbami bywa, poszukiwaczy jest więcej niż życzeń do spełnienia. Kot w butach: Ostatnie życzenie to wspólny projekt dwóch, w sumie mało doświadczonych twórców: reżysera Joela Crawforda (Krudowie 2: Nowa era, Trolle: Świąteczna misja) i scenarzysty Paula Fishera (Lego Ninjago: Film). To w ich ręce wytwórnia DreamWorks oddała bohatera pochodzącego z jednej z największych franczyz, czyli serii Shrek. Kot w butach przypadł widzom do gustu i już w 2011 roku doczekał się solowego filmu, który okazał się dużym sukcesem w box office. Zaraz po nim pojawiły się dwie mniejsze historie skierowane na rynek VOD oraz serial. Jednak one już nie zgromadziły tak dużej widowni. Brakowało im ciekawych scenariuszy, a i sam tytułowy bohater nie był tym samym, którego pokochaliśmy na dużym ekranie. Scenarzysta Paul Fisher był chyba tego świadomy i postanowił sięgnąć do źródła, do pierwszego pojawienia się tej postaci w Shreku. W Kot w butach: Ostatnie życzenie znów dostajemy zadufanego w sobie herosa, którego ego dorównuje charyzmie. To tego czworonoga pokochaliśmy przed laty. Ze wszystkimi wadami i zaletami! Każdy tekst, jaki wypowiada, trafia humorem w punkt. Wojciech Malajkat jako Kot w butach jest bezbłędny. Cieszę się, że to właśnie głos tego aktora słyszymy, bo bez niego to nie byłoby to samo. Historia, jaką przyjdzie nam oglądać, jest przejmująca i nawet najbardziej nieczułym widzom zaszkli oczy. Chwyci za serce i ściśnie mocniej. Fisher wie, w jakie nuty uderzyć, by widz się zaangażował w opowieść. Do tego nie mamy tutaj klasycznego czarnego charakteru. Są negatywne postaci, ale każda z nich ma powód do tego, by spełnić swoje życzenie. I nie wszystkie są podyktowane próżnością czy chęcią władania baśniową krainą. Muszę przyznać, że motywacja, jaka stoi za działaniami Złotowłosej i trzech niedźwiadków, jest świetnie wymyślona. Nigdy bym nie pomyślał, że w taki oryginalny sposób można podejść do tej klasycznej bajki Roberta Southeya z 1837 roku. Scenarzysta, oprócz dobrze znanych nam postaci, dodał także bardzo ciekawego nowego bohatera. Perro to malutki piesek, który swoją słodkością dorównuje towarzystwu, z którym podróżuje. Widz szybko się do niego przekonuje. Nie ma ani jednego momentu, w którym ta jego dziecięca szczerość byłaby sztuczna czy wymuszona.
materiały prasowe
Twórcy postanowili też unowocześnić stronę wizualną tej produkcji. Jako inspirację użyto Spider-Man Uniwersum, dzięki czemu animacja dostała jeszcze więcej żywych kolorów umieszczonych jakby za pomocą pędzla na płótnie. Wygląda to fenomenalnie. Sceny akcji są jeszcze dynamiczniejsze. Udało się uzyskać niezwykłą płynność w animacji. Nie przypuszczałem, że w tej produkcji jest jeszcze miejsce na polepszenie grafiki. Myliłem się. To, co dostajemy w filmie Kot w butach: Ostatnie życzenie, pokazuje, że do sufitu jest jeszcze daleko. Nie ma co się oszukiwać, nowy film wytwórni DreamWorks jest jedną z lepszych produkcji familijnych, jaką dostaliśmy w tym roku. Ma wspaniałą historię z niebanalnym morałem, świetnie napisane pierwszoplanowe i drugoplanowe postaci, niebanalny humor, idealnie skomponowaną muzykę i animację, która zachwyca. Jest to film kompletny, do którego z przyjemnością będzie się wracać. Na mojej liście wyprzedza pierwszą część, a rzadko się zdarza, by kontynuacje przebijały oryginał. W tym wypadku tak jest.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj