Nowa generacja nie przynosi wielu nowości
Gdy zestawimy NHL 21 we wstecznej na PS5 i NHL 22 już skrojone bezpośrednio pod tę konsolę, nie zobaczymy zbyt wielu różnic. Trudno mówić o wielkim, międzygeneracyjnym przeskoku i efekcie WOW! Jest widoczna poprawa pod tym względem – co od tego nie ma żadnych wątpliwości – ale do wywoływania ogromnych zachwytów jest daleko. Trzeba jednak przyznać twórcom, że NHL 22 to rzeczywiście najładniejsza gra o hokeju dostępna na konsolach. Przyczynia się do tego fakt, że to... jedyna taka gra (nie licząc tytułów z lat minionych).Gdzie jest tryb fabularny?
Łudziłem się, że wzorem serii FIFA czy F1 także w NHL 22 gracze dostaną coś w stylu trybu fabularnego. Czegoś, co wprowadzi sporą dawkę nowości do skostniałej i zlodowaciałej serii. Tryb ten znakomicie sprawdził się w piłkarskiej serii, był wychwalany i uwielbiany przez graczy. Same superlatywy pojawiały się na temat fabuły w grze F1 2021, której recenzje możecie znaleźć w tym miejscu. Tu czegoś takiego nie ma - nie wcielimy się w młodego hokeistę, który dopiero rozpoczyna karierę. Nie będziemy przeżywać jego sukcesów i porażek na polu zawodowym i prywatnym. Zamiast tego dostajemy Be a Pro - bardzo ubogą namiastkę trybu fabularnego, w którym właściwej fabuły... nie ma. Zamiast tego tworzymy postać od zera, nadając jej imię, nazwisko, numerek na koszulce, ustawiamy statystyki, wygląd twarzy itp. Głupotą natomiast jest brak wprowadzenia ogranicznika w rozdziale punktów umiejętności. Przyznajemy je w przedziale od 1 do 99 w ramach. Nie ma więc żadnego problemu ze stworzeniem hokeisty idealnego o wszystkich statystykach sięgających maksymalnych wartości. Opcji kreowania jest sporo, więc trochę czasu można tu spędzić. Później rozpoczynają się właściwe rozgrywki, dzięki którym możemy dostać się do upragnionej ligi NHL. Między tym mamy wywiady, rozmowy z trenerami i zadania do wykonania, które z czasem się nudzą i skupiamy się jedynie na grze, na tym, żeby jak najlepiej wypaść na lodowej tafli. Jednym słowem – nic nowego, czego nie było w NHL 21.HUT, Franchise i X-Factor
Pojęcia te nie są nikomu obce, a przynajmniej większość z nich. Ten pierwszy w zasadzie można całkowicie pominąć w opisie, bo w nowej odsłonie znajdziemy w nim okrągłe zero zmian względem tego, co dostaliśmy w NHL 21. Kopiuj, wklej. Ten element wyraźnie został pominięty przy planowaniu nowości w NHL 22. HUT Rush nadal pozwala grać w bardziej zręcznościowym modelu rozgrywki. Znudzeni grą w hokeja możemy sprawdzić się w managerze hokejowej drużyny. To jedne z moich ulubionych trybów każdego nowego NHL, bo pozwalał mi nie tylko grać drużyną (można symulować mecze i skupić się jedynie na zarządzaniu), ale także nią zarządzać od strony finansowej. Odpowiednio lokować środki, by następnie wyciągać profity, komponować drużynę wedle własnego uznania i tworzyć dream team. Z tym ostatnim nie można przeginać. Topowy zawodnik ligi może nie sprawdzić się w naszej wymarzonej drużynie, bo może nie chcieć współpracować z innym topowym hokeistą, którego już mamy w składzie. Odpowiednie współczynniki opisujące to i owo przy danym zawodniku są dla nas wskazówką, czy taki gracz będzie cennym członkiem zespołu. W tym trybie świadome i racjonalne podejście do tematu ma kolosalne znaczenie. Bo o ile na tafli grają zawodnicy, to żeby odnosić sukces, musi między nimi być chemia. Bez tego nawet drużyna składająca się z samych gwiazd może przegrać z debiutantami. Za największą porażkę tegorocznej edycji serii uznaję X-Factor. Jedna z największych nowości okazuje się być największą bolączką gry. Balonik pod nazwą X-Factor pękł i tyle z niego zostało. Specjalna zdolność, którą mają poszczególni hokeiści (jesteśmy o nich informowani przed meczem) nie przekłada się na rozgrywkę. Ma to znikomy wpływ na przebieg spotkania, a przecież miał to być game changer. W praktyce nie zauważyłem większej różnicy pomiędzy tym zawodnikiem, który ma X-Factor, a tym, który jego nie posiada.Rozgrywka na najwyższym poziomie, ale w pojedynkę
Pośród wielu ułomności, jakie dostrzegam w NHL 22, widać też doskonałości. Tutaj z pewnością wyróżnia się prowadzenie rozgrywki. Ta jest dostosowana zarówno do tych graczy, którzy preferują bardziej symulacyjne podejście do gry, jak i do amatorów, którzy pamiętają jeszcze czasy, gdzie w NHL strzelało się za pomocą spustów i przycisków na froncie pada. Dzięki możliwości dostosowania poziomu trudności rozgrywki pod siebie każdy w NHL 22 będzie mógł wygrywać. Gra wspiera możliwości kontrolera DualSense, ale jest to tylko odczuwalne przy bardziej arkadowym podejściu do rozgrywki, gdzie strzały wykonujemy spustami, a nie gałkami analogowymi. Wtedy np. możemy poczuć adaptacyjne triggery. Także przy rozgrywce widzimy kosmetyczne poprawki. Wiele elementów interfejsu wyświetla się nam nie w postaci ramek na ekranie, tylko bezpośrednio na lodowej tafli, np. w kołach do bulików czy na pleksach w boksie kar. Trzy słowa należą się także zabawie w grze wieloosobowej. Z uwagi na to, że sam sport, jak i seria nie są specjalnie popularne w naszym kraju, to szukanie kompana trochę trwa. Gra nam tego nie ułatwia, bo nie tylko nie oferuje rozgrywki międzyplatformowej, ale też nie daje rozgrywki sieciowej międzygeneracyjnej. Z dostępnością PS5 jest, jak jest, więc sami rozumiecie… Można za to zagrać na podzielonym ekranie i też jest fajnie.Skazani na… sukces?
EA w tym roku nie dopieściło graczy. NHL 22 nie jest taką grą, którą fan hokej na lodzie chciałby posiadać w swojej kolekcji. Pierwszy tytuł cyklu na nową generację serii zawodzi. To tylko dobra produkcja, ale w wielu elementach stanowi klon ubiegłorocznego wydania. Ulepszona grafika i drobna kosmetyka to za mało, żeby mówić o hokeju nowej generacji. Efekty pada DualSense są jedynie dodatkami, z których i tak niewielu z Was skorzysta.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj