One Piece to najpopularniejsza manga w historii, a jej łączny nakład liczony jest w kilkuset tysiącach sprzedanych egzemplarzy. Takie zainteresowanie marką przekłada się na próby przenoszenia jej także na grunt gier wideo – z różnym skutkiem. Tym razem studio ILCA zdecydowało się na stworzenie One Piece Odyssey, które wrzuca znanych i lubianych bohaterów do produkcji z gatunku jRPG z turowym systemem walki w stylu Dragon Quest czy klasycznych odsłon Final Fantasy. To bardzo odważna decyzja, bo spokojne pojedynki z podziałem na tury raczej nie pasują do szaleństwa i chaosu, jakie towarzyszą zmaganiom Luffy'ego i spółki z przeciwnikami... One Piece Odyssey przedstawia zupełnie nową historię, przynajmniej w połowie, ale o tym za moment. Bohaterowie trafiają na wyspę Wafford, gdzie początkowo bez większych problemów radzą sobie ze wszystkimi wyzwaniami i okładają napotkanych wrogów. Po spotkaniu kobiety o imieniu Lim tracą wszystkie swoje umiejętności (co przy okazji jest świetną wymówką i wyjaśnieniem tego, dlaczego musimy awansować ich na kolejne poziomy doświadczenia i uczyć się wszystkich zdolności od nowa), a jedyną szansą na powrót do formy jest zbieranie tajemniczych kostek i eksplorowanie krainy wspomnień – Memorii, w której ponownie przeżyjemy historie z Alabasty, Water Seven, Marineford i Dressrosy.  Wprowadzenie Memorii to ciekawy zabieg ze strony scenarzystów. W miejscu tym odtwarzane są bowiem wydarzenia, które wcześniej pojawiały się w mandze i anime. Nie zostały one przeniesione 1:1. Wprowadzono pewne zmiany, na co sami protagoniści niejednokrotnie zwracają uwagę. Dzięki temu Odyssey może przypaść do gustu zarówno fanom uniwersum, jak i osobom, które do tej pory raczej od niego stroniły. Ci pierwsi będą mogli wyłapywać różnice w znanych wątkach, a dla drugich może być to po prostu samodzielna, stojąca na własnych nogach opowieść. Oczywiście istnieje i druga strona medalu: bez wątpienia znajdą się też odbiorcy, którzy będą znudzeni obserwowaniem tych historii bez kontekstu czy znajomości postaci.  Sam nowy wątek skupiający się na sekretach skrywanych na wyspie Wafford jest po prostu przyzwoity. Zdarzają się momenty, w których można się rzeczywiście wciągnąć, a nowe postacie, Adio oraz Lim, za których stworzenie odpowiadał sam Eiichirō Oda, są ciekawym uzupełnieniem załogi Luffy'ego. Zwłaszcza ten pierwszy, będący klasycznym przykładem "badassa", świetnie wpasowuje się w drużynę. Niestety nie uniknięto pewnych dłużyzn, które można przyrównać do znanych z anime "fillerów". Niektóre rozdziały wydają się ciągnąć w nieskończoność przez liczne sceny, które można byłoby z czystym sumieniem usunąć lub chociaż skrócić. Co gorsza, podobne zapychacze można znaleźć także w samej rozgrywce...

Fabuła

7 /10

Pierwszy kontakt z One Piece Odyssey robi naprawdę bardzo pozytywne wrażenie. Widać, że deweloperzy wzorowali się na prawdziwych klasykach i w takich inspiracjach nie ma nic złego. Pokuszono się o kilka ciekawych nowości, które wprowadzają powiew świeżości do gatunku jRPG. W turowych pojedynkach dostajemy nie tylko system odporności i podatności na różne typy obrażeń (coś w stylu kamień-papier-nożyce), ale i podział wirtualnego pola bitwy na kilka pomniejszych obszarów. Ma to wpływ na umiejętności, z jakich możemy skorzystać, bo niektóre działają jedynie w zwarciu, inne potrafią atakować na dystans, a jeszcze inne obejmują wszystkich wrogów. Początkowo system ten nie odgrywa zbyt istotnej roli i wystarczy po prostu korzystać z najsilniejszych ataków. Później umiejętne korzystanie z tego pozwala szybciej i sprawniej radzić sobie z oponentami. Opanowanie tego do perfekcji nie jest jednak niezbędne, bo poziom trudności jest raczej dość niski. Nawet starcia z bossami nie stanowią większych problemów, szczególnie jeśli zaopatrzycie się w sporą liczbę przedmiotów leczących. Kłopoty miałem w zasadzie tylko wtedy, gdy gra wymuszała na mnie korzystanie z konkretnych postaci, którym wcześniej poświęcałem niewiele uwagi. 
fot. Bandai Namco
Grind, czyli powtarzanie pojedynków z przeciwnikami w celu rozwoju drużyny, przez wiele lat był nieodłączną częścią japońskich RPG-ów. Od jakiegoś czasu twórcy starają się z tym jednak walczyć, przyśpieszać lub całkowicie eliminować. Nie inaczej jest w tym przypadku. W ręce graczy oddano możliwość przyśpieszenia walki (co jest o tyle istotne, że niektóre animacje towarzyszące atakom trwają po kilka sekund, co po kilkunastu razach zaczyna po prostu męczyć) oraz oddania kontroli w ręce sztucznej inteligencji. Byłem zaskoczony tym, jak dobrze radzi sobie AI – nie tylko korzysta ze specjalnych umiejętności, ale też leczy naszą drużynę, gdy zajdzie taka potrzeba. Największą innowacją, jeśli chodzi o ograniczenie grindu, jest jednak nie AI, a mechanika losowych wydarzeń. Od czasu do czasu w walkach natrafiamy na pewne modyfikatory. Raz jest to konieczność wsparcia sojusznika, innym razem powstrzymanie oponenta przed wyprowadzeniem potężnego ciosu. Jeśli uda nam się wykonać to dodatkowe zadanie, to dostaniemy potężny bonus do doświadczenia, czasami pozwalający nam awansować o kilka poziomów jednocześnie! Każdy kolejny poziom to wzrost do statystyk. Poza tym bohaterów możemy rozwijać poprzez zakładanie akcesoriów i zdobywanie kostek, które umożliwiają wzmacnianie zdolności. Walka i rozwój postaci to jednak tylko część tego, co gra ma do zaoferowania. Sporo czasu poświęcimy na eksplorację Wafford oraz Memorii. Szkoda tylko, że zwiedzanie lokacji jest niezwykle męczące z uwagi na dość dziwne decyzje twórców. W Odyssey jest cała masa irytującego backtrackingu, czyli ciągłego biegania po tych samych miejscówkach. Wiele z zadań opiera się na tym, że biegniemy do miejsca A, następnie jesteśmy wysyłani w punkt B, gdzie dowiadujemy się, że mamy ponownie wrócić do lokacji A. Takie sytuacje zdarzają się w zasadzie ciągle. Co gorsza, choć w grze jest system szybkiej podróży (w teorii dość hojny, bo możemy przenosić się z dowolnego punktu na mapie), to w większości zadań fabularnych jest on blokowany i nie pozostaje nam nic innego, jak tylko biegać, biegać i biegać. Pewnym pocieszeniem jest fakt, że wprowadzono możliwość włączenia automatycznego biegania, ale i tak musimy czuwać nad bohaterem i skręcać, by ten nie zablokował się gdzieś o ścianę czy inną przeszkodę.
fot. Bandai Namco
Backtracking boli jeszcze bardziej, gdy uświadomimy sobie, jak duży potencjał miała cała reszta. Załoga Luffy'ego ma różne umiejętności, które możemy wykorzystać do odkrywania nowych dróg czy poszukiwania sekretów. Bohater w słomianym kapeluszu może na przykład wykorzystywać swoje elastyczne kończyny i przyciągać się w trudno dostępne miejsca, Zoro potrafi przecinać metalowe drzwi, a Franky jest w stanie budować mosty. Wszystko to mogłoby sprawiać sporo frajdy, gdyby nie zmęczenie, jakie towarzyszy bieganiu od znacznika do znacznika. Czasami przeszkadzają również ograniczenia w postaci niewidzialnych ścian (bohaterowie potrafią skakać, ale często nawet niewielkie przeszkody są dla nich nie do pokonania) czy kompanów, którzy nie pozwalają nam udać się w inną stronę niż ta wyznaczona przez fabułę.  Znacznie lepiej, przede wszystkim z uwagi na mniejsze rozmiary, wypadają ruiny, do których od czasu do czasu trafiamy na Wafford. Miejsca te przypominają lochy z serii The Legend of Zelda. Każde związane jest z konkretnym żywiołem i znajdziemy tam całkiem pomysłowe zagadki logiczne. Raz polegają one na wyłączaniu źródeł energii, innym razem zajmiemy się obniżaniem temperatury i tworzeniem w ten sposób nowych przejść. Możemy też pobawić się lustrami odbijającymi promienie. Nie są to może szczególnie wymagające łamigłówki, ale stanowią miłe urozmaicenie i dobrze pasują do klimatu przygody i poszukiwania skarbów.

Rozgrywka

6 /10

Do klimatu świetnie pasuje również oprawa. Twórcom udało się z powodzeniem przenieść charakterystyczny styl Ody w trzeci wymiar. Bohaterowie i złoczyńcy wyglądają świetnie, choć nie uniknięto pewnych niedoskonałości, które są dość charakterystyczne dla podobnych gier z Japonii. Mimika i animacje czasami nie domagają, a niektóre lokacje rozczarowują brakiem detali – jest to szczególnie widoczne w drugim rozdziale, gdy zwiedzamy Alabastę, pustynne królestwo. 
fot. Bandai Namco
+22 więcej
Warstwę audiowizualną świetnie dopełniają głosy bohaterów, bo wcielają się w nich seiyuu znani z anime. Jest tylko jeden haczyk: w grze dostępne są wyłącznie japońskie głosy, zabrakło angielskiego dubbingu. Sporym zaskoczeniem okazała się natomiast obecność polskich napisów, bo w japońskich RPG to coś bardzo rzadkiego. W zasadzie jedynym, co przychodzi mi na myśl poza Odyssey, jest Monster Hunter Stories 2.

Oprawa

8 /10

Ocena końcowa

7/10


Fabuła

7/10

Rozgrywka

6/10

Oprawa

8/10
Największych miłośników mangi i anime z pewnością nie trzeba będzie namawiać do One Piece Odyssey. W przypadku reszty odbiorców wszystko zależeć będzie przede wszystkim od tolerancji na backtracking i pewną powtarzalność, którą zaczyna się odczuwać po kilkunastu godzinach -Odyseja to solidna gra i potrafi dać sporo frajdy, ale na te dwa problemy miejscami naprawdę trudno jest przymknąć oko. Plusy: + oprawa;  + zachowano klimat z anime; + przyjemny system walki.  Minusy: - dość niski poziom trudności; - mnóstwo frustrującego backtrackingu; - niewidzialne ściany i ograniczenia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj