Osiemdziesiątki dla Brady'ego to inspirowana prawdziwymi wydarzeniami komedia w reżyserii Kyle'a Marvina, w której w rolach głównych występują Lily Tomlin, Jane Fonda, Rita Moreno i Sally Field. Aktorki wcielają się w cztery przyjaciółki w wieku około 80 lat, które są wiernymi fankami Toma Brady’ego, gwiazdy futbolu amerykańskiego. Ich corocznym rytuałem jest wspólne oglądanie Super Bowl – mają nawet specjalny harmonogram kibicowania, ściśle zsynchronizowany z tym, co dzieje się na ekranie. Po wielu latach dopingowania drużyny przed telewizorem pojawiła się jednak nieodparta chęć, aby obejrzeć wydarzenie na żywo – a gdy dziwnym trafem seniorki wygrywają darmowe wejściówki na wydarzenie, ich plany zaczynają się realizować. Przyjaciółki wybierają się na 51. finał Super Bowl, który okaże się jedną z największych przygód ich życia. W teorii historia brzmi całkiem logicznie i rozsądnie – można po niej oczekiwać lekkiego humoru, żartów i sportowej akcji. W praktyce jednak wypada to nieco gorzej – akcji jest jak na lekarstwo, humor nieczęsto bawi, a trwający ledwie półtorej godziny film ciągnie się i dłuży w nieskończoność. Przygody seniorek nie angażują, czego przyczyną jest przede wszystkim płaski scenariusz, miejscami przypominający szytą grubymi nićmi bajkę. To, co dzieje się na ekranie, często wymyka się logice i jest tak naciągane, że zwyczajnie trudno dać temu wiarę. Film nie jest szaloną, oderwaną od rzeczywistości komedią, która mogłaby sobie pozwolić na jazdę bez trzymanki. Przeciwnie – tutaj wiele elementów mocno trzyma się ziemi, tym bardziej więc niektóre decyzje fabularne są dla mnie niezrozumiałe. Całość momentami wygląda kiczowato, a zamiast uśmiechu na twarzy pojawia się raczej grymas zażenowania. Czuć, że prawdziwą historię mocno podkolorowano – do tego stopnia, że zaczyna to wszystko wyglądać niepoważnie. Do dyspozycji twórców są cztery zupełnie inne od siebie przyjaciółki – duży ciężar fabuły bazuje na dynamice między nimi i na różnicach charakterów, które mają napędzać akcję. Sęk w tym, że poza kilkoma suchymi faktami, które określają poszczególne kobiety, o nich samych nie wiemy zbyt wiele – każda aktorka ma do zagrania bardzo stereotypową rolę i nawet mimo obecnych tu wątków osobistych ich bohaterki zwyczajnie nie są interesujące; nie ma też między nimi szczególnej chemii. Choć gwiazdy z obsady mają na koncie liczne nagrody filmowe (nawet Oscary), w tym filmie żadna z nich szczególnie nie błyszczy – ich gra aktorska wydaje się sztuczna, wymuszona, co dodatkowo zniechęca do seansu. Patrzy się na to bez zaangażowania – twórcy co prawda wpletli w fabułę tematy przemijania, śmierci czy nieuleczalnej choroby, ale nawet to nie jest w stanie sprawić, by film wzbudził emocje czy wzruszenie. Z technicznego punktu widzenia jest tak przeciętnie, jak tylko można sobie to wyobrazić – poza kolorowymi makijażami czy perukami Jane Fondy, tego filmu nie wyróżnia absolutnie nic. To wręcz dziwne, bo punkt wyjścia zdaje się dawać nieskończone możliwości. Jednak twórcy, zamiast pójść w kierunku sportowej rozrywki lub wyrazistej komedii bazującej na motywie przepaści międzypokoleniowej, zdecydowali się pociągnąć tę historię w stronę ckliwej, płaskiej opowiastki z pseudogłębokimi morałami. Fakt, że główne bohaterki są seniorkami, został chyba przeoczony, bo większość ich doświadczeń jest bardzo uniwersalna, często wręcz młodzieżowa, co trochę się gryzie z obrazem. W oczy bardzo kłuje też bohaterka grana przez Fondę, która – zarówno z wyglądu, jak i przez swoje momenty przedziwnego zachowania – absolutnie nie pasuje do grona osiemdziesięciolatek. Szkoda, bo przez to wszystko film staje się sztuczny i niewiarygodny, zdaje się nie mieć wiele wspólnego z rzeczywistością. Efekt końcowy rozczarowuje. Osiemdziesiątki dla Brady’ego to kiepskiej jakości propozycja "komediowa", która męczy chyba wszystkich – zarówno widzów, jak i same aktorki. Historia, choć zapowiadała się szałowo, nuży, nie bawi i nie angażuje. Twórcy z umiłowaniem polegają na najbardziej utartych schematach fabularnych, przez co całość jest bardzo łatwa do przewidzenia. Nie jest to zatem ani dobra komedia, ani dobre kino sportowe – poza obecnością gwiazd futbolu, boiska i gadżetów tak naprawdę pewnie nawet nie wiedzielibyśmy, że sport ma dla tej historii jakiekolwiek znaczenie. Szkoda czasu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj