Najnowszy sezon Peaky Blinders nie zawiódł. Podtrzymał tradycję szalejącej dynamiki, nagłych zwrotów fabularnych, w pełni ugruntowanych logicznie i mających szerszy sens. Nie można było narzekać na nudę, nawet przy okazji jednego nieco zapychającego odcinka; jeśli akcja nie gnała akurat do przodu, mogliśmy dowiedzieć się nieco więcej o znanych bohaterach czy docenić świetną realizację i oprawę audiowizualną. Ostatni odcinek jest naprawdę dobrym, solidnym zakończeniem serii. Większość wątków doczekała się zawiązania, ale nie zamknięto ich ostatecznie. Przeciwnie - poprowadzono je tak, by już teraz zapowiadały ciekawe wydarzenia w przyszłości. Choć porwanie Charliego było do przewidzenia, dobry scenariusz sprawił, że wywołało ono sporo uczuć. Doczekałem się w końcu emocjonalnej karuzeli, na której brak narzekałem w przypadku przedostatniego odcinka. W końcu mogliśmy oglądać Tommy'ego niemalże bezbronnego, gotowego zrobić wszystko, spełnić każdą prośbę, by odzyskać syna. Stopniowe odsłanianie słabości dotychczas niewzruszonego bohatera dotarło do kulminacji. Nie ma wątpliwości, że spośród wszystkiego i wszystkich dla gangstera najważniejszy jest jego syn. Cillian Murphy bezbłędnie odegrał akt bezradności i rozpaczy. Oczywiście wolałbym zobaczyć, jak Tommy własnoręcznie rozprawia się z kaznodzieją, jednakże nie chodziło tu przecież o ostateczny pojedynek dwóch wrogów. Zaczęło mi się podobać, że pewne niemające znaczenia w kontekście całości fabuły wydarzenia z przeszłości posłużyły za pretekst do zakończenia drogi Michaela. Dzięki temu możemy zrozumieć, że każdy powód mógłby być równie dobry. Do tego po prostu musiało dojść. Dwa morderstwa - pierwsze, by obronić Thomasa, i drugie, by dokonać zemsty - były ostatnią prostą, którą młody Gray pokonał, stając się gangsterem z krwi i kości. Teraz mogę docenić zamysł twórców w sposobie ukazania ostatecznej przemiany. No url Sama postać księdza, jakkolwiek wzbudzająca emocje (głównie odrazę i niechęć), nie wydawała mi się wystarczająco pełnokrwista, by pozostawić ją przy życiu i dłużej utrzymywać w pozycji głównego łotra. Koniec końców zostaliśmy pozbawieni złudzeń. Śmierć tego, wydawałoby się, jednego z głównych antagonistów tak naprawdę niewiele zmieniła. To tylko jeden z pionków. Wojna dopiero się rozpoczęła, a sposób ukazania tego w ostatnich ujęciach był fenomenalny. Oglądanie członków rodziny Shelbych i gangu Peaky Blinders zawijanych i obezwładnianych przez policję było jednym z bardziej poruszających doświadczeń podczas przygody z ostatnią serią. Pewne tymczasowe problemy zostały zażegnane, ale niebezpieczeństwo nie zniknęło, a wrogowie nie śpią. Na dodatek są potężniejsi niż kiedykolwiek. Tommy wydaje się widzieć wyjście z sytuacji, ale czyż właśnie nie stracił zaufania najbliższych sobie ludzi? Widzimy, że wszelkie mrzonki o legalnych biznesach idą na razie w odstawkę, a Shelby będzie musiał wykorzystać wszystko i wszystkich, by mieć jakieś szanse. Wszystko to buduje ogromne napięcie i pozostawiło mnie ze znacznie większym niż rok temu uczuciem niecierpliwości. Finał postawił duży znak zapytania nad przyszłością gangu. Jednocześnie podoba mi się, że sam Tommy, dotychczas - mogłoby się wydawać - przekonany o swej nieomylności, wyciąga wnioski i uczy się. Otrzymał sporą lekcję. Zaakceptował to, kim jest. Wygląda na to, że nie chce mu się dłużej udawać. Świetnie ukazany kontrast pomiędzy sztucznymi uśmiechami do zdjęć na początku odcinka a zimną konstatacją, że tamci wyżej nigdy nie będą mieli go za równego sobie, rodzi pytanie o metody i sposób prowadzenia interesów Shelby'ego w przyszłości. Tommy Shelby zamyka mocny finał ponurym, ale i twardym akcentem silnego gangstera gotowego na prawdziwą wojnę. Po takim zakończeniu nie da się nie chcieć więcej. Czekamy na sezon piąty. I szósty, bo ten również został już zapowiedziany.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj