Rysa to nowy serial kryminalny oparty na powieści Igora Brejdyganta. Czy warto obejrzeć?
Rysa to kolejny polski serial kryminalny. Ten gatunek w ostatnich latach święci triumfy w polskiej telewizji i na platformach streamingowych. To też powoduje, że coraz trudniej będzie zwabić widza czymś nowym, co wyróżniałoby produkcję na tle poprzedników. W tym przypadku pierwowzór literacki daje przewagę, ale istotna i tak będzie forma budowania intrygi, by widz nieznający książki, dał się w nią wciągnąć. Pierwsze dwa odcinki dają pojęcie, co jest fundamentem tej historii, w jakim kierunku będzie się rozwijać i jakimi narzędziami będą operować twórcy, by widza zaintrygować.
Pozornie wydaje się, że
Rysa opiera się na dość znanych tropach i motywach. Seryjny morderca pojawia się w Warszawie i w określony sposób zabija powiązane ze sobą ofiary. Gdyby na tym się skończyło, można byłoby wzruszyć ramionami z obojętnością. Szybko jednak się okazuje, że to wszystko jest dziwnie powiązane z główną bohaterką - policjantką prowadzącą śledztwo. Padają sugestie dotyczące mordercy, którym może być sama bohaterka. To jest fundament tego serialu, więc nie ma mowy o spoilerze. Pierwsze dwa odcinki sugerują, tworząc zabawę w kotka i myszkę pomiędzy scenarzystami a widzem. Ostatecznie motyw ten może doskonale napędzać
Rysę, bo ciągła niepewność - czy ona szuka mordercy, czy to ona zabija - będzie przyciągać do ekranu.
Największą zaletą
Rysy jest świetnie przemyślana bohaterka grana przez Julię Kijowską. Na pierwszy rzut oka jest ona stereotypową policjantką z problemami i mroczną przeszłością. Jakby żywcem wyjęta z amerykańskich seriali, w których tego typu protagoniści są na porządku dziennym. Tak jednak jest tylko na papierze, bo dzięki błyskotliwej, wielowarstwowej kreacji aktorki dostajemy bohaterkę z nietuzinkowym charakterem. To ona nadaje tej postaci unikalności i tym samym sprawia, że nie pomyślimy o powielanych stereotypach gatunkowych. Problematyczna przeszłość nadaje jej ludzkie, autentyczne oblicze, które sprawia, że serial wyróżnia się na tle innych. Rzekłbym, że Kijowska tworzy w tym gatunku jedną z najbardziej sponiewieranych życiem postać.
W kwestii budowania historii są dwa elementy godne omówienia. Z jednej strony od drugiego odcinka serial nabiera wiatru w żagle: zaczyna pojawiać się dobrze budowane napięcie, niepewność, jakaś doza doskwierającego niepokoju i przez to też całość zaczyna coraz bardziej interesować. Co ciekawe, pierwszy odcinek pod tym kątem kuleje i dopiero z czasem się rozkręca, więc im dalej, tym emocje te mogą być jeszcze bardziej potęgowane. Z drugiej strony mamy dziwne sceny na posterunku policji, które w dość karkołomny sposób pokazują kobietę w zawodzie przypisanym mężczyznom. Dochodzi do kuriozalnych sytuacji, w których ci drudzy są ukazywani jako nieprofesjonalne niedorajdy grające na konsoli w Assassin's Creed Valhalla (dosłownie, bo jest reklama, której nie da się przeoczyć). Taki czarno-biały świat tworzony pod jakąś tezę jest problematyczny i sztuczny. Marnuje potencjał, który na papierze można by dostrzec. Na szczęście w drugim odcinku jest to trochę stonowane, ale w pierwszym sprawia wręcz komiczne wrażenie.
Nie miałem zbyt wygórowanych oczekiwań po serialu
Rysa, ale pierwsze odcinki są obiecujące. Nie jest to tak typowo, prosto i nierealistycznie jak w niektórych polskich kryminałach, a dzięki Julii Kijowskiej i sprawnie budowanej historii czuć w tym potencjał na udany serial.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h