Polowanie na prezydenta, poprzedni film Jalmaria Helandera, został tak słabo przyjęty przez krytyków i widzów, że reżyser postanowił zrobić sobie przerwę, przemyśleć kilka spraw i zastanowić się, czemu kino akcji z Samuelem L. Jacksonem nie zawojowało świata. Ten proces trwał aż osiem lat. W tym czasie twórca wpadł na pomysł dość oryginalnej historii. W czasie II Wojny Światowej w Laponii panowała gorączka złota. Co by się stało, gdyby jeden z poszukiwaczy  wpadł na ogromne złoża tego cennego kruszcu? I gdyby ten skarb chcieli mu za wszelką cenę odebrać naziści? Hitlerowcy wiedzą, że przegrywają wojnę, więc starają się zgromadzić jakiś majątek, dzięki któremu będą mogli żyć w dostatku. I pewnie by się im ten plan udał, gdyby nie fakt, że poszukiwacz złota, którego sobie wzięli na cel, jest byłym żołnierzem, istnym pogromcą rosyjskich żołnierzy, którzy wcześniej byli na tych ziemiach. Nasz bohater zrobi wszystko, by znalezione złoto donieść do skupu. I nikt go nie powstrzyma.  Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że produkcja jest mocno wzorowana na serii John Wick, ale to nieprawda. Holenderski reżyser za inspirację wziął sobie bowiem kultowy obraz z Sylvestrem Stallone'em, w którym samotny komandos szukał sprawiedliwości. Podobnie jak w Rambo: Pierwsza krew, mamy tutaj kogoś, kto chce, by świat zostawił go w spokoju, ale ten w swojej przewrotności się na niego uwziął. I przez to mężczyzna staje się kimś, kim nigdy nie miał zamiaru zostać – bohaterem. 64-letni Jorma Tommila, z którym Jalmaria pracuje prawie przy każdym projekcie, świetnie portretuje zmęczonego życiem Aatamiego Korpiego. Grana przez niego postać już na samym początku filmu jest na skraju wytrzymania – zarówno psychicznego, jak i fizycznego. Widzowi wydaje się, że to przez ciężką pracę, ale późniejsze przedstawienie jego historii pokazuje, że mamy do czynienia z człowiekiem, który stracił w życiu wszystko, co najważniejsze. By o tym nie myśleć, znajduje sobie jakieś mało realne cele. Jednym z takich zadań jest dostarczenie złota do skupu. I nawet naziści ze swoimi czołgami, karabinami maszynowymi czy psami go nie powstrzymają. Sisu jest bardzo brutalnym filmem, w którym Helandera nie odchodzi od okrutnych i bardzo krwawych kadrów. Wyszedł z założenia, że widzowie właśnie na te momenty czekają. I miał rację! Są one zrealizowane z taką pomysłowością i smakiem, że z niecierpliwością oczekujemy na to, aż Aatami w jakiś wymyślny sposób zlikwiduje kolejnego nazistę. Krew sika tutaj hektolitrami, trup ściele się gęsto, a nasz bohater dostaje niezły wycisk, po czym wstaje i dalej brnie resztkami sił do celu. Dobrze się na to wszystko patrzy, ponieważ Jalmaria nie epatuje tym okrucieństwem dla samego bryzgania krwią. Skomponował pewien taniec bestialstwa, który został zrealizowany z wyczuciem i gracją zarówno przez aktorów, jak i team kaskaderów. Całość miejscami przypomina Bękarty wojny, chociaż nie ma tak błyskotliwych dialogów. Zresztą główny bohater milczy prawie przez cały film, ograniczając się jedynie do kilku słów. Ciężar prowadzenia historii i objaśniania widzowi tego, co się właśnie przed nim dzieje, spada na Aksela Henniego i Jacka Dolana, dwóch aktorów, którzy wcielają się w tej produkcji w SS-manów. Panowie są świetni jako zapatrzeni w siebie naziści, którym na myśl o nieuchronnie zbliżającym się końcu wojny trzęsą się kolana.
fot. materiały prasowe
Sisu jest filmem opierający się na minimalizmie. Nie ma w nim zbyt wielu statystów czy aktorów. Linia dialogowa jest raczej mało skomplikowana, by nie powiedzieć bardzo skąpa. Liczba pojawiających się aktorów na drugim planie nie jest ogromna. Zazdroszczę Helanderowi, że znalazł odpowiednią ekipę i zrealizował w Finlandii obraz, który wyłamuje się ze sposobu, w jaki tamtejszy przemysł opowiadał dotąd o II Wojnie Światowej. Przełamuje pewne tabu i idzie swoją drogą. Po tym, co zobaczyłem, muszę przyznać, że reżyser wie, co robi. Potrafi widza przykuć do krzesła i pomimo niewielu dialogów trzymać go na jego krawędzi. Czekam, aż podobny film zostanie zrealizowany również w Polsce. Wydaje mi się, że mamy kilku twórców, którzy spokojnie by sobie z tym poradzili. Nie wiem, jak taka produkcja zostałaby odebrana przez publiczność, która lubi mocno sprecyzowany sposób opowiadania o historii i nie życzy sobie zbyt dużych od niej odstępstw.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj