Star Wars Wielka Republika. Bez strachu to przede wszystkim bardzo dobre wejście w nową epokę historii ze świata Gwiezdnych Wojen. Gdy jednocześnie z tym zaczyna się czytać książki z Wielkiej Republiki, można wyczuć doskonale dopracowaną i oczekiwaną spójność. Widać, że naprawdę śledzimy historię jednego świata osadzoną w różnych rejonach galaktyki z przewijającymi się tu i tam postaciami. Dzięki temu Wielka Republika zostaje zwizualizowana - jak i jej bohaterowie, co też ma wpływ na to, jak odbiera się inne książki oraz komiksy.  Tutaj mamy też pokaz tego, dlaczego Wielka Republika to czasy świetności Jedi. Widzimy ich w akcji w różnych sytuacjach. Wiemy, że to ten moment, gdy ich potęga, świadomość Mocy i popularność są na najwyższym poziomie. Przygotowana historia ma nie tylko za zadanie pokazać nam zasady świata w tych czasach, ale też zagrożenia i niebezpieczeństwa, z którymi muszą się borykać bohaterowie. Udaje się to rozpisać zaskakująco ciekawie. Postaci dają się poznać i polubić.
fot. Egmont
Głównym wątkiem tomu jest tajemnicza rasa pasożytów, która przejmuje kontrolę nad istotami i Jedi, tworząc wielkie niebezpieczeństwo.  Tego typu rasy z umysłem roju to nie jest nic nowego w science fiction. Na szczęście całkiem sprawnie to wpleciono i nadano charakter osobisty poprzez opanowanego mistrza Jedi i jego Padawankę. Mistrz Sskeer staje się najciekawszym bohaterem tego komiksu. Wiemy z innych historii, jak łatwo skusić Jedi, by zboczył na Ciemną Stronę Mocy. Tutaj w okresie ich świetności to wygląda trochę inaczej. Być może dlatego jego problemy i to, jak sobie z nimi radzi, stają się bardziej interesujące i przemyślane. Wszystko wskazuje na to, że nowy wróg może pojawić się też w kolejnych historiach. Końcówka zapowiada, że komiksowo-książkowe opowieści z Wielkiej Republiki mogą jedynie zyskiwać. Taki start to ja rozumiem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj