Apokalipsa zombie to popularny motyw, pojawiający się w każdym medium popkulturalnym. W tym natłoku coraz trudniej oryginalność czy zaskoczenie, ale od czasu do czasu pojawiają się pozycje, które potrafią czymś zaskoczyć. Tak jest między innymi z serią Szczury Wrocławia polskiego autora Robert J. Szmidt, która na ten moment składa się z dwóch tomów – wydanego w 2015 roku Szczury Wrocławia. Chaos oraz Szczury Wrocławia. Kraty, które do sprzedaży trafiły na początku bieżącego roku. Serię wyróżnia przede wszystkim sceneria: to Wrocław lat 60. ubiegłego wieku, czyli czasy komuny w pełnym rozkwicie. Gdy wybucha nieznana epidemia, socjalistyczne służby nie do końca potrafią sobie poradzić z jej konsekwencjami… a gdy zmarli zaczynają ożywać i atakować jeszcze żyjących, wybucha (nomen omen) chaos. Ani milicja, ani ZOMO, ani nawet wojsko nie mogą sobie poradzić z zombie zalewającymi stolicę Dolnego Śląska. Na tym tle przedstawione są historie prostych ludzi, którzy próbują mniej lub bardziej (zdecydowanie częściej „mniej”) udanie radzić sobie z otaczającą ich zagładą. Drugi tom, Kraty, przynosi nieco inne rozłożenie akcentów. Tu nadal mamy te same realia, akcja stanowi fabularne przedłużenie wcześniejszych wydarzeń, ale też koncentruje się na znacznie mniejszej liczbie wątków. Z jednej strony mamy tu historię ocalałego oddziału wojska, który próbuje wprowadzić odrobinę ładu i zacząć odzyskiwać miasto z rąk nieumarłych. Drugi wątek dzieje się w więzieniu i próbach przetrwania jego załogi w tych ciężkich czasach. Tria dopełnia opowieść o bandzie zbiegłych więźniów, którzy terroryzują grupę ocalałych mieszkańców Wrocławia i generalnie na ich tle zombiaki jawią się niemal jako miłe istoty. Rzecz jasna wszystkie te trzy wątki zazębiają się w końcówce i prowadzą do wspólnego finału… który jednocześnie pozostawia furtkę do kontynuacji.
Źródło: Insignis
Szmidt całkiem barwnie i udanie oddaje komunistyczne realia, przy czym stara się to robić oszczędnie – czerpie tyle, ile jest konieczne do odmalowania scenerii i pchnięcia fabuły do przodu. Ma także interesujący, niepozbawiony oryginalności pomysł na naturę zombie. Nie będę zdradzał jaki, lepiej samemu się przekonać podczas lektury – zresztą nie wszystkie karty zostały już odsłonięte. Ze Szczurami Wrocławia wiąże się także interesująca akcja: autor ogłosił „casting” wśród czytelników na bohaterów książki. Łącznie w obu tomach przewija się ich zapewne kilkuset, czasem jedynie w formie krótkiej wzmianki, kiedy indziej w bardziej istotnych dla fabuły rolach. Oczywiście większość postaci kończy tragicznie w szponach ożywionych trupów, ale warto przy tym zaznaczyć, że Szmidt wykazuje się sporą pomysłowością w wykańczaniu literackich alter ego swoich czytelników. A jak to wypada z punktu widzenia fabuły? W Chaosie jest tego chyba odrobinę za dużo, choć po części wynika to z samych opisywanych wydarzeń. W Kratach, gdzie fabuła jest już prowadzona bardziej linearnie, wkomponowanie tylu postaci wypada lepiej. Szczury Wrocławia to interesująca seria, z pewnością wyróżniająca się na tle wielu podobnych historii z zombie w tle (czy też raczej na pierwszym planie). Interesujące tło, sporo akcji i fabuła cały czas z potencjałem. Może nie jest bardzo strasznie, ale na pewno dużo się dzieje od początku do końca.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj