Upadek królestwa stał przed ogromnym wyzwaniem, bo twórcy sami sobie podwyższyli poprzeczkę kapitalnym 3. sezonem. Jak utrzymać poziom, gdy pożegnano jedną z najważniejszych postaci, króla Alfreda, którego relacja z Uhtredem była jednym z ważniejszych fundamentów tej historii? Zmiany były konieczne, by choć stworzyć iluzję wypełnienia tej luki, Alfred to postać, która odcisnęła swoje piętno na tym serialu. W dużej mierze obok Uhtreda stał się głównym bohaterem, więc jego brak jest i będzie odczuwalny. Rozłożenie akcentów na inne postaci pozwala jednak snuć opowieść w taki sposób, byśmy mogli się zaangażować. Do tego pozwala to zaistnieć postaciom, które do tej pory były w tle Alfreda.
Zaskakująco największą przemianę przechodzi Ealhswith, czyli wdowa po Alfredzie. Przez trzy sezony była to postać antypatyczna w swoim fanatyzmie i niechęci do Uhtreda. Przypuszczam, że nie tylko ja kochałem ją nienawidzić za to, jak wpływała na losy bohatera i jak mieszała w Wessex. Tym razem pod wieloma względami jest główną postacią, która stara się wypełnić lukę po Alfredzie. Obserwujemy, jak zdaje sobie sprawę ze swoich błędów, grzechów i zaniedbań. Edward ją odrzuca, rywal kopie pod nią dołki, a Ealhswith jest coraz bardziej zagubiona. Wręcz desperacko próbuje odzyskać uwagę syna. W swoim świecie spada na dno pałacowej hierarchii, w której jej słowo nie ma już żadnego znaczenia. Szybko możemy poczuć współczucie do postaci, a jej zadośćuczynienie grzechom wzbudza sympatię. Nawet ten moment, w którym przekonuje się do Uhtreda, staje się naturalnym procesem dojrzewania kobiety, która stała się postacią pełnowymiarową. Wyszła z cienia wpływowego męża i uratowała sytuację w momencie, gdy chaos opanował jej świat. Takiej ewolucji postaci kompletnie się nie spodziewałem i dzięki temu Upadek królestwa zyskuje w 4. sezonie, bo proponuje coś innego.
Zresztą to samo mamy w kwestii Edwarda, który musi rządzić Wessex, będąc w cieniu wielkiego Alfreda. Teoretycznie jego wątek i proces dorastania do roli króla jest oczywisty, ale bynajmniej nie w negatywnym sensie. Wszyscy mogliśmy spodziewać się, że młody, nieopierzony władca będzie działać pod wpływem manipulacji doradców. Takim sposobem szybko nasuwają się dwa proste wnioski: Edward nie jest i nie będzie nowym Alfredem. Popełnia błąd za błędem i wszystkie są tragiczne w skutkach. Do tego budowany jest nowy czarny charakter, którego niewątpliwie każdy zechce nienawidzić, czyli doradca i teść Edwarda, lord Aethelhelm, Jest to oczywiście świadoma decyzja, by rozwijać złoczyńcę w takim kierunku, a gdy wzbudza on tyle negatywnych emocji, znaczy, że twórcy robią to dobrze. Mamy satysfakcję w momencie, gdy częściowo dostaje nauczkę, a jego godność zostaje utemperowana przez Duńczyków. Dlatego też w relacji Edwarda z doradcą wszystko jest klarowne, znajome, ale jakościowo dopracowane i prowadzące do dobrych konkluzji. Edward nigdy nie będzie takim samym władcą jak jego ojciec, a popełniane przez niego niefrasobliwości dają do zrozumienia, że jest on jeszcze chłopcem, nie mężczyzną. Zwłaszcza pod koniec sezonu, gdy poddaje się emocjom, podejmując decyzję, która kosztuje życie wielu jego żołnierzy. Nie zmienia to jednak faktu, że wątek Edwarda to mocny punkt sezonu, który ma duży wpływ na rozwój całej historii.
Pierwszy akt 4. sezonu serialu Upadek królestwa wydaje się obiecywać, że w końcu Bebbanburg powróci do centrum fabuły. Tym bardziej pierwsze trzy odcinki są tak zaskakujące, bo sytuacja z rodzinnym domem Uhtreda bardzo się skomplikowała. Twórcy w tym miejscu oferują rollercoaster emocji: od ekscytacji z nadciągającej walki, przez jakąś formę radości ze śmierci wuja Uhtreda, skończywszy na smutku przez śmierć Beokki. Przyszła niespodziewanie, ale w tym danym momencie przeszyła widza, niczym strzała serce poczciwego przyjaciela Uhtreda. Jego decyzja dotycząca ochrony syna Uhtreda, była instynktowna i czuć, że to idealnie pasuje do tego, jaki był Beocca. Jednak cały wydźwięk jego śmierci jest o wiele głębszy. Wszystko sprowadza się do sceny tuż przed wyjazdem, gdy Uhtred radośnie nazywa go ojcem, a reakcja na twarzy Beoki staje się bezcenna. Tym właśnie oni byli dla siebie - prawdziwą rodziną i ostatnim ogniwem łączącym Uhtreda z jego dawnym życiem. Dlatego śmierć Beokki staje się metaforyczna, jest dla Uhtreda potrzebną nauką o rodzicielstwie, co wyraźnie jest kontynuowane do końca sezonu w relacji bohatera z jego córką i synem podczas kluczowych wydarzeń. Trochę szkoda, że żałoba w sercu Uhtreda została zbyt szybko zastąpiona obowiązkiem i żądzą zemsty. W ogóle motyw ojców (i zasadniczo matki po stronie Eahlswith) staje się jednym z motywów przewodnich sezonu, w którym twórcy stawiają wiele porównań, ważnych pytań i odpowiedzi. Czy to przez kontekst dzieci bohaterów, synów Knuta czy relacji Edwarda i Uhtreda z ich ojcami. To nadaje większe znaczenie wielu momentom i oczywiście wywołuje wiele razy emocje.
Upadek królestwa nie byłby tym samym serialem, gdyby nie polityczne zawirowania. A te są jeszcze bardziej zawiłe po śmierci Alfreda. Brida i Knut uknuli plan, by ukrócić panowanie Mercji, więc skutecznie atakują miasto, gdy Aethelred zwany dalej w tej recenzji irytującym królem, podejmuje się ambitnej próby podbicia wschodniej Anglii. Takim sposobem szybko dostajemy kulminację konfliktu w 4. odcinku, w którym twórcy dają świetnie nakręconą bitwę z odpowiednim jak na ten serial rozmachem, klimatem i realizacyjną pieczołowitością. Przede wszystkim jednak bitwa kipi emocjami, klimatemi jest przyczynkiem do rozwoju świata akcji, bo do gry wchodzi Walia i wspomniano o Irlandii, która w późniejszym etapie odgrywa istotną rolę. Takim sposobem w bitwie mamy Uhtreda, jego kompanię, Walijczyków oraz żołnierzy Mercji oraz Wessex kontra wikingowie. Efektowne i zarazem efektywne - ta scena, gdy Brida błaga Uhtreda o śmierć w boju... biorąc pod uwagę ich historię potrafi poruszyć.
Zawsze jest jakaś satysfakcja, gdy czarny charakter dostaje za swoje. Gdy więc irytujący król zostaje śmiertelnie ranny w bitwie i ostatecznie umiera, jest to powód do satysfakcji. Pod tym względem Upadek królestwa wywołuje prawidłowe emocje. Twórcy jednak idą krok dalej i pozwalają rozwinąć sytuację, tak jak przy Eahlswith. Aethelred przepraszający za swoje postępki to dość nieoczekiwany motyw, ale wprowadzony z idealnym wyczuciem czasu. Zresztą to samo też dzieje się z rodzeństwem, które zostało przedstawione w tym sezonie. Eardwulf to ambitny lizus, który zrobi wszystko, aby osiągnąć swój cel, ostatecznie jednak przechodzi drobną przemianę - w kluczowej chwili zadbał o los siostry. Ona natomiast nosi imię Eadith i z manipulatorki wyrasta na wojowniczą i dobrą kobietę, która idzie w kompletnie innym kierunku niż jej brat. On pogrąża się coraz bardziej, ona stara się odzyskać panowanie nad swoim życiem. Interesujące postacie, które w dobry sposób zostały poprowadzone w sezonie.
Sigtryggr to nowa postać, czyli wiking wojujący w Irlandii i kuzyn Knuta. Tak jak Knut i pozostali byli utrzymani w jednym tonie zapalczywości i zaślepienia żądzą władzy, tak on jest kompletnym ich przeciwieństwem. W dużej mierze bliżej mu do Uhtreda - myśli, planuje taktycznie i podejmuje racjonalne decyzje, łamiąc wszelkie schematy. Dzięki temu staje się kimś kompletnie innym, kogo trudno tak do końca traktować jako czarny charakter. Nawet kwestia podbicia Wessex i wytrzymania nieudolnego oblężenia Edwarda tego nie zmienia. Działał w dużej mierze jak każdy wiking, ale wprowadzał zmiany w podejmowanych krokach i tym samym robił inaczej. Stąd sukces i ostateczne dążenie do pokoju wbrew Bridzie. Ciekawa postać, na swój sposób charyzmatyczna. Biorąc pod uwagę relację z córką Uhtreda, niewątpliwie jeszcze odegra rolę w Upadku królestwa.
Cała fabuła podzielona została na trzy spójnie zazębiające się akty. To pozwoliło stworzyć opowieść wartką, emocjonująca i wywołującą to samo uczucie ekscytacji, jak w poprzedniej serii. Upadek królestwa w wielu momentach zmienił się, akcenty są inaczej rozłożone, ale wciąż jest to opowieść kapitalnie skonstruowana. Ogląda się ją z zapartym tchem, nawet jeśli niektóre wątki są gatunkowo oczywiste (kwestia Edwarda i jego dziecinnego zachowania), lub spodziewane (Ethelfleda jako władczyni Mercji to jedyny sensowny rozwój wątku) wszystko jest dopracowane i szalenie interesujące. A przecież zalety można mnożyć - świetne dialogi (niektóre konflikty znakomicie wyglądają), dwie dobre bitwy, fantastycznie i naturalnie prowadzone relacje pomiędzy postaciami oraz rozwój sytuacji politycznej przybliżającej fabułę do realizacji marzenia Alfreda (w końcu pojawił się Aethelstan, którego rola w kolejnych sezonach została klarownie widzom przedstawiona).
Upadek królestwa jest w stanie wciągnąć widza w przygody Uhtreda i jego kompanii, poruszyć emocje i wywołać podekscytowanie każdym odcinkiem (parę razy ciarki przechodzą po plecach). Kolejne wydarzenia są dobrze zasugerowane i pozostaje jedynie czekać i mieć nadzieję, że kolejne dwa lata pracy nad następnym sezonem znów dadzą wysoką jakość jednego z najlepszych obecnie produkowanych seriali. Poziom został utrzymany i nie odczuwam spadku w porównaniu do 3. sezonu.