WandaVision, pierwszy serial MCU stworzony przez Marvel Studios dla platformy Disney+, już na ekranach. Oceniam pierwsze 2 odcinki bez spoilerów.
Przygoda z pierwszymi odcinkami
WandaVision to na pewno doświadczenie dość nietypowe dla każdego fana filmów MCU ze stajni Marvel Studios. Jac Shaeffer, Matt Shakman i Kevin Feige bawią się formą, tworząc coś niesłychanie wyjątkowego. W pierwszych odcinkach mamy czarno-biały sitcom nawiązujący do klasyków gatunku jak
Dick Van Dyke Show oraz
I Dream of Jeannie, czyli produkcji z lat 60. Imponuje podejście do tworzenia najmniejszych detali scenograficznych, kostiumów, pomysłowych czołówek, zabawnych reklam (wielu będzie chciało toster Starka!), dialogów w scenariuszu żywcem wyjętym z tamtych lat. Jednocześnie nie mamy wątpliwości, że wszystko osadzone jest w świecie Avengers. To jest naprawdę dziwna mieszanka, w której każdy element wpada na swoje miejsce i jest idealnie dopasowany. Słusznie mówili ci, którzy okrzyknęli pierwsze odcinki
WandaVision hołdem dla telewizji. Na poziomie emocjonalnym trafia to w punkt bardziej, niż można by oczekiwać.
WandaVision - galeria
Każdy, kto chodził do kina na filmy o Avengers, oczekuje określonej konwencji, widowiska, humoru i efektów specjalnych. Być może w
WandaVision w końcu to dostaniemy (w końcu serial ma 150 mln dolarów budżetu), jednak jak na razie musimy podejść do tego zupełnie inaczej – otóż zamiast ogranej formuły i naparzanki, dostajemy coś świeżego, zupełnie innego. To może być problem dla tych, do których ta specyficzność nie trafi i którzy – mówiąc potocznie – "odbiją się" od tego serialu. Marvel Studios podejmuje gigantyczne ryzyko, stawiając na formę, aktorów i tajemnicę. Pierwsze odcinki nie udzielają odpowiedzi na pytania, jedynie łechtają ciekawość i dają do zrozumienia, że forma sitcomu nie jest przypadkowa, a fabularnie istotna. Do tego tempo jest bardzo wolne. Intrygująco jest zwłaszcza w momentach, w których następują pełne napięcia "zgrzyty", a idylliczna historia zaczyna pokazywać ukryte, mroczne i wiele sugerujące oblicze. Po tych odcinkach można odczuć, że coś tutaj nie gra i nie jest to bynajmniej tylko zabawa formą. Ba, trudno nawet orzec, czy na pewno to, co widzimy, jest efektem działania Wandy Maximoff. Znany ze zwiastunów sygnał z pytaniem: "Wanda, kto ci to robi?", zmusza do myślenia, zaś ostatnia scena pierwszego odcinka jedynie wywołuje konsternację. To właśnie stanowi sedno tego serialu – niby sitcom, zabawa formą z pełnym uroku humorem, ale odcinki wymagają od widza totalnego skupienia i zwracania uwagi na najmniejsze detale, mogące sugerować odpowiedzi na ciągle pojawiające pytania. Siłą rzeczy zaczyna to angażować na innym poziomie niż filmy Marvela. Można powiedzieć, że to trudna i wymagająca rozrywka w stylu komiksowego
Legionu.
WandaVision na razie opiera się na sitcomie, więc mamy lekkość, humor i dziwaczne wydarzenia osadzone w konwencji i dopasowane do czasów produkcji danego serialu. Jakimś cudem Feige i spółka osiągnęli dziwny balans pomiędzy rozrywkowym charakterem MCU a czymś więcej, co będzie wciągać na poziomie emocjonalnym i intelektualnym, a nie tylko bawić efektami specjalnymi.
Dzięki konwencji "efektami specjalnymi"
WandaVision stają się
Elizabeth Olsen i
Paul Bettany. Tak jak przy filmach Marvela ekscytujemy się widowiskiem, walkami i bojem ze złem wywołującym duże emocje, tak w tych odcinkach podziwiamy po prostu aktorów, świetnie czujących sytuację, w której się znaleźli. Przyznam, że oglądając filmy, nigdy zbyt mocno nie odczułem, by Vision i Wanda tak do siebie pasowali. Nie były to też najbardziej interesujące postaci z kinowych herosów. Być może dlatego, że mamy ich tam coraz więcej i nie ma czasu, by niektóre wątki wybrzmiały, a aktorzy pokazali coś więcej.
WandaVision to zmienia, bo przede wszystkim daje pole do popisu dla Olsen i Bettany'ego – idealnie czują konwencję, wyraźnie świetnie się bawią, a specyficzne dialogi, które wygłaszają, mają wiele uroku. Najważniejsze jednak, że to właśnie w tych dwóch odcinkach czuć chemię pomiędzy aktorami, którzy pozwalają uwierzyć w autentyczność uczucia postaci.
Biorąc pod uwagę to, co napisałem wcześniej: WandaVision wymaga skupienia uwagi na detalach. Wszystko więc wskazuje na to, że postać Agnes grana przez Kathryn Hahn będzie istotna w tym równaniu. Trudno powiedzieć o niej coś więcej bez spoilerów, poza tym, że jest w 100% wyjęta z lat 60., z seriali komediowych tej epoki. Zarazem jednak wyróżnia się na tle pozostałych zwyczajnych postaci. Biorąc pod uwagę myśl, że wszystko tu może mieć znaczenie, pojawianie się jej w istotnych momentach wzbudza ciekawość. Niewątpliwie Hahn, podobnie jak duet Bettany i Olsen, dobrze wczuła się w obraną konwencję.
Pierwsze dwa odcinki
WandaVision to przede wszystkim świeża, zabawna i nietypowa rozrywka. Powrót MCU na ekrany po ponad rocznej przerwie przypomina, że Marvel Studios zna widzów i potrafi dawać im ciągle coś nowego – coś, czego nie oczekiwali, a może im się spodobać. Istotne będzie jednak ustawienie swoich oczekiwań na innym poziomie, bo na razie mamy wyjątkową zabawę formą z wyraźnymi sugestiami, że to wszystko ma większe znaczenie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h