Wściekły glina to film akcji oscylujący bardziej w stronę kryminalnego thrillera. Nie jest to więc rzecz, która ma non stop raczyć widza strzelaninami, walkami czy pościgami, aczkolwiek tych nie brakuje. Tym samym jest tutaj większy nacisk na opowieść, która stara się mówić coś o granicach sprawiedliwości, moralności policji i tym samym uderzać w dość uniwersalne tony. Robi to na przykładzie relacji dwóch gliniarzy – mentora i ucznia – w której ten drugi schodzi na złą drogę. Czuć tutaj ambicje i chęć pogłębienia tej relacji, aczkolwiek ta próba nie sprawdza się, bo twórcy przesadnie oparli się na retrospekcjach, które są zbyt długie i nudne. Coś, co powinno znakomicie budować ładunek emocjonalny pomiędzy panami, staje się obojętną i przesadzoną próbą, która nie trafia w punkt, a jedynie wybija z rytmu. Brakuje w tym mocnego emocjonalnego uderzenia, które wyszłoby z tych przedłużanych scen retrospekcji. Skrócenie tego motywu odbyłoby się z pożytkiem dla fabuły. Pomimo dużej wady psucia tempa w postaci retrospekcji, sama historia stanowi dobry pretekst do akcji. Czuć w niej przede wszystkim, że to spektakl dwóch aktorów; Donnie Yen jako dobry glina i Nicholas Tse jako jego były protegowany nadrabiają wiele scenariuszowych niefrasobliwości. Ich charyzma wyciąga sceny z fabularnych mielizn, pozwalając coś poczuć, zrozumieć i zaangażować się, bo ta historia wówczas się sprawdza. Nawet jeśli w tym wszystkim trochę czuć brak logiki, bo choć grupa policjantów zostaje skazana za zabójstwo, ich nagła przemiana w maszyny do zabijania bez krzty sumienia nie ma za bardzo sensu. Ot tak wpadają w szał zemsty, a to nie pozwala do końca uwierzyć w ich poczynania i zrozumieć ich emocje. W tym aspekcie Wściekły glina wydaje się zbytnio uproszczony pomimo ambicji i chęci powiedzenia czegoś ważnego i uniwersalnego. Jednakże fabularne niedociągnięcia są szybko niwelowane, gdy jest akcja. Mamy sporo dobrze nakręconych i efektownych strzelanin, solidne pościgi i kilka scen walki wręcz, które imponują wykonaniem, kaskaderką i pomysłem. Donnie Yen jako reżyser i choreograf scen akcji spisał się jak zawsze wyśmienicie; dlatego wszystkie tego typu sceny mają jakość, znakomitą pracę kamery i dużą dawkę emocji. Przede wszystkim jednak Yen doskonale wie, jak pokazać na ekranie umiejętności swoje oraz Nicholasa Tse, aby to było widowiskowe w swojej autentyczności. To w tym momencie procentuje skupienie się na relacji obu bohaterów, bo gdy w kulminacji dochodzi do świetnej walki pomiędzy nimi, wówczas jest więcej emocji i zrozumienia niż w scenach czysto dramatycznych. Jednakże w tych drugich obaj spisują się zaskakująco udanie, tworząc postacie, które ogląda się z zainteresowaniem. Jednak Yen to przede wszystkim świetny na ekranowy fighter, którego pomysłowość w choreografii wypada świetnie, bo nie dostajemy tylko walki wręcz, a jest też użycie różnych broni takich jak młot, noże czy metalowy kij. Wszystko nakręcone dynamicznie i na pełnej szybkości. Do tego każdy fan dostrzeże, że na ekranie znów widać jego zamiłowanie do judo i walki w parterze, które w ostatnich filmach często podkreślał jako reżyser akcji. Pod tym względem Wściekły glina dostarcza wrażeń i tego, czego oczekujemy po kinie akcji z Donniem Yenem. Trochę szkoda, że obok tego duetu nie ma tutaj za bardzo żadnych charakterystycznych postaci drugoplanowych, które mogłyby nadać temu większego charakteru. Każdy jest tutaj bezimienny i spełnia swoją rolę, ale brak temu choćby podstawowego zarysowania. Pomimo tego Wściekły glina sprawdza się jako całkiem niezły akcyjniak, w którym scenariuszowe niedopracowania i błędne decyzje realizacyjne nie zabierają frajdy, jaką ma się z oglądania Donniego Yena w akcji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj