Wyspa chciwości - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 13 września 2024Wyspa chciwości to film, który w warstwie narracyjnej potrafi zaskoczyć. Jednak nie jestem do końca przekonany, czy twórcy w ogóle wiedzieli, dokąd ma zmierzać ich historia.
Wyspa chciwości to film, który w warstwie narracyjnej potrafi zaskoczyć. Jednak nie jestem do końca przekonany, czy twórcy w ogóle wiedzieli, dokąd ma zmierzać ich historia.
Potsy Ponciroli stanął za kamerą filmu, którego przesłanie i konteksty są dość jasne. Niekoniecznie trzeba nawet zabierać się za oglądanie, bo wystarczy spojrzeć na tytuł (u nas Wyspa chciwości, natomiast w oryginale jest to Greedy People). Czy to powinno skreślać z miejsca tę produkcję? Wszak nawet proste pomysły można przedstawić w interesujący i nieszablonowy sposób. Czy to się udało? Już zapewne widzieliście ocenę znajdującą się u góry strony i wiecie, że nie.
Wszystko zaczyna się od przeprowadzki do Providence Willa (Himesh Patel) i jego ciężarnej żony Paige (Lily James). Bohater rozpoczyna pracę na nowym posterunku policji, a jego partnerem zostaje Terry (Joseph Gordon-Levitt), ciągle przeklinający i rzucający sucharami gliniarz, który odsłania przed nowym kolegą nieciekawe tajemnice nudnego miasteczka. Jest na początku sielankowo, może nawet zbyt komediowo, ale wreszcie dochodzi do trzęsienia ziemi. Will przypadkowo zabija kobietę w jej mieszkaniu, a Terry w tym samym miejscu równie przypadkowo odnajduje kosz pełen pieniędzy. I tu właśnie zaczynają się schody, bo historia miała potencjał na to, by nie tylko żonglować gatunkami, ale też w ciekawy sposób przetwarzać oklepane tropy.
Mamy przecież lubiany przez Amerykanów motyw współpracy duetu policjantów, zbudowanych na zasadzie kontrastu Jeden z nich układa sobie życie podręcznikowo, drugi natomiast jest wolnym strzelcem – buja się po swoim miasteczku pozornie bez celu i ciągle czeka na jakąś okazję. Przypadkowe morderstwo dokonane przez policjanta powinno stworzyć pretekst do intrygującego splotu wydarzeń. I niby zostało takie coś uknute, ale pozbawione jest to jakiejkolwiek energii. Ta próba igrania z przyzwyczajeniami widzów kończy się fiaskiem – zamiast udanych, dobrze zaplanowanych zagrań, mamy raczej do czynienia z pomyleniem porządków.
Wyspa chciwości ma sporo twistów, ale można odnieść wrażenie, że są one tylko dla taniego szokowania lub po to, by pokazać twórczą odwagę. Trudno będzie to opisać bez wchodzenia w fabularne szczegóły, ale musicie mi uwierzyć na słowo – chaos oddaje najlepiej to, co dzieje się nie tylko narracyjnie, ale też tonalnie. Wyobraźcie sobie, że oglądacie kilka filmów w jednym, ale nie jest to mieszanie się gatunków, raczej coś na zasadzie: najpierw komedia policyjna, potem haist movie, a na koniec lecimy w mocny dramat. W konsekwencji postaci podejmują irracjonalne decyzje, a ich backstory nie jest specjalnie przekonujące lub pojawia się tylko po to, by właśnie w sposób pretekstowy tłumaczyć ich późniejsze wybory. Trudno zatem oczekiwać, że widownia będzie siedziała na skraju fotela w sytuacji, gdy strony konfliktu są tak nieciekawe lub ogrywane stereotypami. A jak już mówiłem, wrzucane na siłę momenty mające szokować widza, raczej nie szokują. Wprowadzają tylko dezorientację (jak choćby w scenie z psem – po obejrzeniu będziecie wiedzieć, co mam na myśli). Kilka razy zadawałem sobie pytanie o to, czy ktokolwiek miał tutaj kontrolę nad tym, co się dzieje na ekranie.
Jestem zwolennikiem tego, by uczyć się od najlepszych. Jeśli więc ktoś robi kino, czerpiąc trochę od kolegów po fachu, to nie mam z tym problemu. Widać, że Ponciroli starał się zaserwować nieco podobieństw do stylu Guya Ritchiego, dzięki czemu film ma niezłe tempo. Niestety większość z tych prób kończy się fiaskiem, żeby nie napisać, że całość ociera się o parodię stylu Anglika.
Wyspa chciwości to film, który użytkownikom popularnych platform streamingowych może wydać się znajomy – kiepski scenariusz, słaba reżyseria i kilka naprawdę świetnych nazwisk w obsadzie. Nie oceniam aktorów, bo to ich praca, żeby grać i na tym zarabiać. Szkoda tylko ciekawego punktu wyjścia. Będzie to zapewne kwestią indywidualnego odbioru, ale wolałbym, by film utrzymał ton z pierwszych dwóch kwadransów, kiedy to dobrze śledziło mi się dwóch roztrzepanych policjantów, chcących ukryć swój niecny czyn. A to, że potem poróżni ich kasa? Wybaczcie, ale nie jest to żaden spoiler.
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat