Zabicie własnego dziecka to straszliwa zbrodnia. Dzieciobójcy nie zasługują na współczucie, zrozumienie czy drugą szansę. David Burroughs jest jednym z nich, z tą różnicą, że jego syn być może wciąż żyje.
Harlan Coben moim zdaniem jest jednym z lepszych twórców w kategorii konstruowania skomplikowanych i wciągających fabuł. Jego styl jest dość prosty, ale przy tym szalenie angażujący. Nie oszukujmy się, książki amerykańskiego pisarza to nie są wyżyny literatury, ale po prostu dobra rozrywka. Czyta się je głównie po to, by odpocząć od codzienności, dać się wciągnąć w wir fabuły, spróbować rozgryźć zagadkę, zanim autor odsłoni wszystkie karty. Harlan Coben to naprawdę dobry środek odstresowujący, zwłaszcza że jego bohaterowie mają zazwyczaj tak skomplikowane sytuacje życiowe, że można z ulgą odetchnąć, przyglądając się własnym problemom. Przykładowo: David Burroughs, główny bohater Za wszelką cenę, odsiaduje wyrok dożywocia za brutalne zabójstwo swojego trzyletniego synka. Samo więzienie nie jest dla niego jednak aż tak wielkim utrapieniem. Znacznie gorsze są wątpliwości – David bowiem nie pamięta nic z tamtej tragicznej nocy, kiedy zginął mały Matthew. Nie wie, co się stało. Nie rozumie, jakim cudem wszystkie dowody świadczą przeciwko niemu, skoro tak bardzo kochał swojego jedynaka. Trzeźwo myślący David nigdy by nie skrzywdził synka. Czy butelka whisky mogła zmienić go w potwora, który masakruje ciało ukochanego dziecka kijem baseballowym? W tej sprawie jest co najmniej kilka potężnych znaków zapytania. Wszystkie one nabierają jeszcze większej mocy, gdy Davida odwiedza Rachel, siostra jego byłej żony. Kobieta pokazuje mu zdjęcie, na którym być może został uchwycony Matthew... lub po prostu bardzo podobny do niego chłopiec.
Dalsza część fabuły to wir wydarzeń, od którego trudno się oderwać, ale... Szczerze mówiąc, już dawno nie czytałam tak naciąganej historii. Samo to, że szwagierka Davida przypadkiem trafiła na tamto feralne zdjęcie, to ogromny zbieg okoliczności. I choć zdaję sobie sprawę, że cała ta historia to literacka fikcja, to jednak oczekiwałabym od niej choć odrobiny wiarygodności. David wie, że nikt nie wznowi śledztwa z powodu jednej, niezbyt wyraźnej fotografii. Jedynym rozwiązaniem jest dla niego ucieczka z więzienia i przeprowadzenie dochodzenia na własną rękę. To oczywiście czyste szaleństwo, ale David nie ma nic do stracenia. Raz już zawiódł swojego syna i nie może tego zrobić ponownie. Ucieczka z amerykańskiego więzienia to ogromne wyzwanie, a przetrwanie na wolności to już prawdziwy wyczyn. Czy David poradzi sobie ze wszystkimi przeciwnościami? I przede wszystkim czy uda mu się wyjaśnić tajemnicę zniknięcia Matthew?
Nie będę ukrywać, że lubię Harlana Cobena. Czytałam już wiele jego książek i traktuję go trochę jak starego znajomego. Sięgam po jego książki praktycznie w ciemno. Wiem, że skonstruowana przez niego fabuła zdoła mnie porwać i że po raz kolejny zaangażuję się w stworzoną historię. Od jakiegoś czasu nie mogę jednak przymykać oczu na pewne niedociągnięcia w jego dziełach. Jak już wspominałam, w Za wszelką cenę Harlan Coben odrobinę zbyt mocno oderwał się od rzeczywistości. Historia Davida Burroughsa po prostu nie miałaby prawa się wydarzyć, więc czyta się ją trochę z powątpiewaniem. Amerykański autor ma na swoim koncie naprawdę sporo pozycji, więc nie jest mu już tak łatwo zaskoczyć czytelnika. Czy jednak musi sięgać po aż tak drastyczne środki? Może lepiej byłoby, gdyby David został we więzieniu, a śledztwo przeprowadziła jego szwagierka Rachel? Przyglądając się twórczości autora, można jednak dojść do wniosku, że woli on obsadzać swoje bohaterki w rolach drugoplanowych – w tym wypadku wielka szkoda.