Zadzwoń do Saula - sezon 6, odcinek 10 - recenzja
Najnowszy odcinek Zadzwoń do Saula niespodziewanie skupił się całkowicie na Gene’ie, zapewniając widzom trochę emocji i humoru przy nowym przekręcie. Oceniam.
Najnowszy odcinek Zadzwoń do Saula niespodziewanie skupił się całkowicie na Gene’ie, zapewniając widzom trochę emocji i humoru przy nowym przekręcie. Oceniam.
Dziesiąty odcinek Zadzwoń do Saula rozpoczął się od czarno-białych scen, co oznaczało, że przenieśliśmy się w przyszłość, gdzie Jimmy ukrywał się pod nazwiskiem Gene Takovic, pracując w cukierni Cinnabon. Ostatni raz futurospekcje oglądaliśmy w pierwszym epizodzie piątego sezonu i zakończyły się zapowiedzią Saula, że sam poradzi sobie z sytuacją. I rzeczywiście wziął sprawy w swoje ręce, rozpoczynając realizację swojego planu. Poznał pewną starszą kobietę, która okazała się później matką taksówkarza śledzącego Gene’a.
Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że to nie była tylko pojedyncza scena z futurospekcji, jak dotąd bywało, lecz cały odcinek miał tę czarno-białą formę i nawet intro zmieniono, bo kończyło się niebieskim tłem i odgłosem przewijanej taśmy. To zaskakiwało, ale jednocześnie intrygowało, co też planuje Gene i w jaką grę próbuje wciągnąć taksówkarza (dobry w tej roli Pat Healy). Jak to zwykle bywa w tym serialu, twórcy nie od razu dali odpowiedź na te nurtujące pytania. Trzeba było wykazać się cierpliwością w pierwszej połowie odcinka, aby elementy układanki, takie jak liczenie kroków w sklepie i zyskiwanie zaufania wśród pracowników ochrony, w końcu nabrały sensu. Ale zdecydowanie warto było poczekać na rozwój wydarzeń, bo gdy przyszło do realizacji planu, to emocje w końcu wzrosły.
Akcja trzymała w napięciu, ponieważ Jeff walczył z czasem podczas misternie zaplanowanej i pomysłowej kradzieży, a Gene zagadywał ochroniarza. Wcześniej zostało zasugerowane, że taksówkarz w pewnym momencie przewróci się na wyczyszczonej posadzce, więc ten moment nie zaskakiwał. Ale najważniejsze, że wywołał spodziewany efekt, czyli rozbawienie. Saul musiał umiejętnie odciągać uwagę zajadającego słodkie ciastko Franka, dając czas na pozbieranie się Jeffowi. Wykorzystał do tego swój własny dramat, wspominając o Chucku i swojej samotności. Cała sytuacja była tragikomiczna, bo mieszały się w niej prawdziwe emocje Jimmy’ego oraz próba nieudolnej gry, aby zyskać na czasie. Jeffowi udało się wypełnić swoje zadanie i schować w toalecie. Nie tylko Gene mógł poczuć ulgę, ale również widzowie, bo ta scena była tak udana.
Ostatecznie wszystko poszło po myśli Jimmy’ego, bo udało mu się nawet zastraszyć Jeffa trochę w stylu Mike’a i Waltera White’a, aby dał mu spokój. Zresztą znalazł się nawet moment, w którym Saul wspomniał o Walcie i o tym, jak uczynił go bogatym. To miły akcent dla fanów Breaking Bad. Oczywiście nie zbrakło nawiązań do poprzednich sezonów Zadzwoń do Saula i samej głównej postaci, ponieważ powrócił charakterystyczny sygnet Marco, jego talent do zagadywania staruszek lub gest znikania - „poof!”. Szkoda tylko, że nie udało się ukryć faktu, że scen nie kręcono w zimie, co było widać po drzewach z liśćmi. To może wyjaśniać, dlaczego wybrano czarno-białą kolorystykę, która nadaje klimatu historii. Jimmy nie może już prowadzić barwnego życia, za czym wyraźnie tęskni, wnioskując po niechętnym odkładaniu koszuli we wzorki. Jako Gene musi pozostać w ukryciu i jak najmniej się wyróżniać, aby zachować życie i nie dać się złapać przez organy ścigania.
Prawdopodobnie wielu widzów stwierdzi, że ten odcinek stanowi filler dla serialu. Te odczucia wynikają z tego, że przedstawiona historia pojawiła się dość niespodziewanie i zaraz po rozstaniu Jimmy’ego z Kim i transformacji w Saula. Jesteśmy przyzwyczajeni do linii czasowej przed wydarzeniami z Breaking Bad i tylko krótkich futurospekcji, a ten epizod był po prostu nieco inny. Z drugiej strony był on jak najbardziej w duchu Zadzwoń do Saula z tym całym przekrętem, planowaniem i kradzieżą. Z Gene’a wyszedł skrywany Śliski Jimmy i Saul Goodman. Bohater nic się nie zmienił, nie licząc mniejszej liczby włosów na głowie, okularów i wąsa.
Najnowszy odcinek Zadzwoń do Saula był bardzo dobry, choć rozwijał się niespiesznie. Ale gdy akcja przyspieszyła, to widzowie zostali sowicie wynagrodzeni za cierpliwość. Epizod emocjonował, bawił i trzymał w napięciu, więc mimo nudniejszych momentów, dostarczył niezłą dawkę rozrywki. Jak zwykle należy pochwalić pracę kamery i świetne ujęcia. Natomiast ciekawi, czy ten odcinek był tylko chwilową odskocznią od głównej linii czasowej serialu, czy pozostaniemy w niej do samego końca. Może po prostu twórcy mając do dyspozycji więcej odcinków niż zazwyczaj w sezonie, wykorzystali czas w ten oryginalny sposób. A może mają plan, aby właśnie futurospekcjami doprowadzić do zamknięcia historii tej wielkiej produkcji. Po prostu jeszcze nie wiemy, czy te wydarzenia mają znaczenie dla losu Saula. O tym przekonamy się w najbliższych tygodniach!
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat