Gdy twórcy "Adrenaliny" wzięli się za "Ghost Rider: Spirit of Vengeance" wiadome było, że nie będzie to bajka dla dzieci i po panelu na Comic Con w San Diego to tylko się potwierdziło. Twórcy zaznaczyli, że ich film nie jest sequelem, bardziej czymś pomiędzy "restartem" a "sequelem". Jedyną rzeczą wspólną z pierwszą częścią jest Nicolas Cage wcielający się w tytułową postać. W obsadzie są także Ciaran Hinds (Rome), Idris Elba ("Luther"), Johnny Whitworth i James Remar.
Pokazano zwiastun w 3D oraz film zza kulis ukazujacy ekstremalne podejście duetu Neveldine/Taylor do reżyserii.
Z filmu zza kulis dowiadujemy się, że w większości panowie stali za kamerą jako operatorzy. Ich praca jest ekstremalna - jeździli na szynach, wisieli na kablach z kamerami czy skakali z nimi z budynków. Pokazano ujęcie, gdy aktor i operator zwisają z wielkiego klifu. Po czym okazało się, że był to kaskader i jeden z reżyserów z kamerą. Klip zakończył się hasłem "Ghost Rider: Spirit of Vengeance, Fucking Your Shit Up in 3D February 2012".
Gdy pokazano klip z filmu, można zrozumieć, dlaczego te hasło reklamowe jest w 100% trafne. Dziennikarze określili ujęcia jako szalone, ekstremalnie brutalne i super mroczne. Popisy kaskaderskie były bardzo efektowne. Wychodzi na to, że jest to ekstremalna wersja przygód Ghost Ridera, który dosłownie "sika ogniem". Wielbiciele postaci szukający w ekranizacji mroku i brutalności powinni być zadowoleni.
Później rozpoczęła się dyskusja. Reżyserzy stwierdzili, że filmie zobaczymy łamanie prawdziwych kości, nie komputerowych. Określili postać słowami "prawdziwy koszmar", dodając, że "nie ma w tym logiki". Ghost Rider według nich nie jest superbohaterem, ale bardziej postacią żywcem wyjętą z horroru.