Adam Devine o Prawi Gemstonowie: W Biblii nie było nic o prywatnych samolotach. Wiem, bo sprawdzałem. [WYWIAD]
Na HBO GO możecie oglądać 2. sezon serialu Danny'ego McBride'a Prawi Gemstonowie. Z tej okazji spotkaliśmy się z Adamem Devinem, który gra jedną z głównych postaci. Porozmawialiśmy z nim o kulisach tego serialu i tym, jak wygląda scena telewizyjnych ewangelistów w USA.
DAWID MUSZYŃSKI: Ten telewizyjny ewangelizm w Stanach Zjednoczonych to ogromny biznes, który ma miliony wyznawców. Czy ty na samym początku - dołączając do tego projektu, który to wszystko wyśmiewa - miałeś chwile zwątpienia? Zastanawiałeś się, czy brać w tym udział?
ADAM DEVINE: Oczywiście. Zresztą moja pierwsza rozmowa z Dannym McBridem była o tym, jak bardzo jest to satyryczne i prześmiewcze Nie chciałem obrażać uczuć religijnych innych ludzi. Gdy wytłumaczył mi, że nie śmiejemy się z samej wiary, tylko z tej sztucznej gwiazdorskiej otoczki osób zarabiających na tym miliony, to zgodziłem się dołączyć do obsady. Obawiałem się na początku, że będziemy jakimś znakiem drogowym, który będzie tłumaczył ludziom, w co mają wierzyć, a w co nie. Co jest dla mnie mało komfortowe, bo ja sam nie wiem do końca, w co wierzę.
Gdy już to powiedziałem, możemy chyba się zgodzić, że nasz serial nikogo nie obraża. Raczej obnaża hipokryzję ludzi, którzy zarabiają na Słowie Bożym. Udają chrześcijan, a tak naprawdę postępują niegodnie. Grzeszą i są tego świadomi. Krótko mówiąc, pokazujemy hipokryzję ludzi, którzy najpewniej ograbiają nasze babcie z ich ciężko zarobionych pieniędzy, które odłożyły na emeryturę.
Ten przemysł w Stanach jest ogromny. Telewizyjni pastorzy mieszkają w wielkich willach, jeżdżą drogimi samochodami i podróżują prywatnymi samolotami.
I dlatego moim zdaniem pokazywanie tego przepychu jest takie zabawne. Przecież to stoi w kontrze do wszystkiego, o czym mówią na kazaniach. W szkółce niedzielnej mówiło się o skromnym życiu, a nie lataniu prywatnymi samolotami czy spędzaniu wakacji na jachtach. Gdyby mówiono o tym otwarcie, pewnie o wiele więcej osób decydowałoby się na tę drogę kariery.
I nikt ze środowiska katolickiego nie zwrócił ci nigdy uwagi, że w jakimś miejscu przegięliście?
Na razie nie (śmiech). Mam dwie ciotki, które są ultrareligijne. One zakomunikowały mi od razu, że nie wiedzą, czy będą ten serial oglądać, a nie przegapiły jeszcze żadnej produkcji ze mną. Nawet takiej, gdzie pojawiam się na 3 minuty.
I jak zareagowały?
Bardzo im się podobało. I same przyznały, że świetnie punktujemy tych egoistów i idiotów z telewizji. Pamiętaj, że osoby wierzące, które regularnie chodzą do kościoła, potrafią dostrzec różnice pomiędzy pastorem a wilkiem w przebraniu pastora. I one też mają poczucie humoru.
I faktycznie życie tych telewizyjnych pastorów tak wygląda?
Serio. Nie tak dawno w USA mieliśmy przykład bardzo popularnego ewangelisty Joela Osteena, u którego w kościele - w ścianie łazienki - znaleziono ukryte 600 czy tam 700 tysięcy dolarów. Wyobrażasz sobie? Hydraulik przyszedł naprawić rurę i znalazł kasę, o której ten facet zapomniał. Jak możesz się domyślić, to nie było tam legalnie schowane. I odniesienia do takich sytuacji w Ameryce znajdziesz w naszym serialu.
Prawi Gemstonowie wyglądają trochę jak Sukcesja w krzywym zwierciadle, nie uważasz?
Nie odważyłbym się na tak śmiałe porównanie. Bardzo dużo nas dzieli. Oczywiście, mamy ten wspólny mianownik, jakim jest walka w bogatej wpływowej rodzinie o schedę po ojcu, ale to byłoby chyba na tyle. Jestem ogromnym fanem Sukcesji. Ta produkcja jest tak pięknie napisana i nagrana, że nie chcę się nawet pod nią podczepiać.
Nasi bohaterowie są dużo bardziej zabawni i powiedzmy sobie wprost – głupsi niż ci z Sukcesji. Także intrygi, jakich się dopuszczają, są dużo bardziej przewidywalne i prymitywne. Ale to wszystko jest zamierzone. My celujemy w humor i wywoływanie śmiechu.
No i teraz Danny’emu zrobiłoby się przykro, gdyby to usłyszał.
On o tym wie (śmiech). Uwielbiam gościa. Gdybym mógł stworzyć swoją górę Rushmore z komikami, to jego twarz byłaby tam wyrzeźbiona w skale. Gdy dostałem telefon z propozycją udziału w tym serialu, to największe zdziwienie wzbudził we mnie fakt, że Danny w ogóle wie, kim jestem. I że widział moje filmy! Potem doczytałem, że mam grać jego brata i nogi się pode mną ugięły.
On w serialach zazwyczaj gra dupków, co jest kompletnym przeciwieństwem tego, jaki jest w prawdziwym życiu. To bardzo miły gość, ale też wymagający szef.
W 2. sezonie, co możemy już zobaczyć po pierwszych odcinkach, dostałeś dużo więcej czasu na rozwój postaci.
To prawda. Za co jestem bardzo wdzięczny Danny’emu. Podobało mi się zwłaszcza to, że mam dużo emocjonalnych scen z Johnem Goodmanem. Dla mnie osobiście było to bardzo duże wyróżnienie, które zmusiło mnie do cięższej pracy. Jak tylko grasz jakąś scenę z Johnem, automatycznie przenosisz się kilka poziomów wyżej ze swoim aktorstwem. Starasz się dorównać mu kroku. Jest to bardzo trudne, męczące, ale efekty są tego warte.
Odniosłem wrażenie, że ten sezon stał się też trochę mroczniejszy.
To prawda. Wydaje mi się, że Danny’emu najlepiej pracuje się, gdy ma w historii kilka poważnych tematów. Wtedy ta jego komedia wchodzi na wyższy poziom i nie jest taka prosta. Lubi cięższe momenty łączyć z komediowymi. Ta mieszkanka zawsze jest bombowa. Wiem, że widzowie ją bardzo lubią. Ba, nawet na te sceny specjalnie czekają!
A zdarzyło ci się kiedyś nie doczytać scenariusza przed przyjęciem roli w filmie? Patrzyłeś tylko na tym, kto będzie w obsadzie?
Kto mnie zdradził? Masz mnie! Tak. Z dużym zażenowaniem muszę się do tego przyznać przed całym światem lub samą Polską - w zależności, kto to przeczyta. Gdy przyjąłem rolę w filmie Pitch Perfect, byłem przekonany, że jest to film o baseballu. Nie miałem pojęcia, że to film muzyczny, w którym mam śpiewać.
A kiedy się o tym zorientowałeś?
Nie dasz mi spokoju, co? (śmiech). Na castingu, gdy po przeczytaniu tekstu dostałem pytanie: „A jaki utwór dla nas przygotowałeś?”. Wtedy stanąłem jak wryty i zaśpiewałem pierwszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy. Była to piosenka rozpoczynająca serial Pełna chata. Nie mam pojęcia, jak to się stało, że po tym wykonaniu dostałem rolę, bo byłem ewidentnie nieprzygotowany, co jest chyba motywem przewodnim całej mojej kariery (śmiech).