Chłopi - "Wiedzieliśmy, że Jagna musi być centralną postacią" [WYWIAD]
Podczas rozmowy z twórcami filmu "Chłopi" poznałem wiele zakulisowych informacji o naszym polskim kandydacie do Oscara. Jak udało się malarzom uzyskać tak realistyczny efekt? Dlaczego Kamila Urzędowska to "nasza Jagna"?
ADAM SIENNICA: Film oglądałem podczas festiwalu w Gdyni. Po seansie podsłuchałem rozmowę dwóch nastolatków: "Ci reżyserzy są moimi bohaterami, bo dzięki nim nie będę musiała czytać książki!". Czujecie się bohaterami?
DK WELCHMAN: [śmiech] Zabawne! Jako osoba, która czytała książkę w szkole, rozumiem, o co im chodzi. Gdy jesteś nastolatkiem, przebrnięcie przez tę książkę jest trudne, bo wymaga ona sporo cierpliwości, a tego zazwyczaj nie ma się w tym wieku. Do tego trzeba mieć pewne życiowe doświadczenie, by zrozumieć niektóre poruszane tematy. Cieszę się, że w pewnym sensie im pomagam! [śmiech] A z drugiej strony słyszałam komentarze młodych ludzi, których ten film zachęcił do przeczytania książki, więc to też nie jest tak, że stworzyliśmy bryk. Wybrałam tylko niektóre wątki do filmu – żeby poznać wszystkie, wciąż trzeba przeczytać książkę.
HUGH WELCHMAN: [śmiech] Przy Twoim Vincencie staraliśmy się tak stworzyć historię, by zainteresować widzów życiem i twórczością Van Gogha – by mogli potem o nim poczytać czy odwiedzić muzeum. W przypadku książki Chłopi jest podobnie. Mam nadzieję, że film zachęci ludzi do przeczytania książki. Może stwierdzą, że warto to sprawdzić, aczkolwiek jest ona napisana w trudnym języku i do tego bardzo długa. Jednocześnie jest to największe arcydzieło, jakie kiedykolwiek powstało o mieszkańcach wsi. Ludzie powinni być dumni, że taka książka powstała w tym kraju i jest popularna na świecie. Z wydawnictwem Penguin wypuściliśmy w ubiegłym roku nowy przekład. Będą go mocno promować wraz z premierą filmu. Liczę, że dzięki temu w anglojęzycznej części świata rozpoznawalność książki wzrośnie, bo ona na to zasługuje.
W każdej adaptacji trzeba wybrać rzeczy, które pokażemy na ekranie. Jak ten proces wyglądał u was? Co było dla was ważne?
HW: Książka ma 1000 stron, ale szybko stało się dla nas jasne, że pod kątem dramaturgicznym dobrze przełoży się na ekran historia o pasji i zazdrości pomiędzy Boryną, Jagną, Antkiem i Hanką. Wiedzieliśmy, że Jagna musi być centralną postacią. Rozważaliśmy Hankę, ale to po prostu musiała być Jagna.
DKW: Dla mnie istotne też było skupienie się na problemie, który był dla mnie ważny z uwagi na to, w co wierzę i co przeszłam.
W książce historie kobiet nie miały tak mocnego wydźwięku feministycznego. To był cel, by ta fabuła stała się bardziej wiarygodna dla współczesnego widza?
HW: Jagna jako postać była bardzo współczesna. Zasadniczo to ona obnaża patriarchat w wiosce. Inne silne postacie kobiece starają się zdobyć władzę i wpływy w wiosce, w której króluje ten patriarchat. Różnica pomiędzy nimi jest taka, że Jagna zadaje pytanie: "Dlaczego muszę mieć inne standardy niż mężczyźni? Dlaczego muszę być inna?".
DKW: Tak, ona chce kreować świat wg własnych zasad. Skupienie się na tym było bardzo ważne. Kobiety w naszym filmie są bardzo silne. One muszą takie być, by w tym świecie istnieć. Te przesłania są bardzo współczesne i dlatego chcieliśmy naszą uwagę na nich skupić.
Z tym związana jest jedna z najbardziej emocjonalnych i poruszających scen, czyli taniec na weselu. Podczas niego Jagna jest przekazywana z rąk do rąk jak rzecz...
DKW: Oczywiście! Cieszę się, że to poruszyłeś. Ta scena sama w sobie jest jak miniaturowy film, który reprezentuje to, co ma nadejść.
HW: Cieszę się, że zwróciłeś na to uwagę. Takie poczucie chcieliśmy w tej scenie wywołać – to wrażenie, że Jagna staje się przekazywaną własnością. Jest to swoiste ukazanie mikrokosmosu tego, co się z nią dzieje, i tego, co nadejdzie w jej życiu. Boryna przejął kontrolę nad jej życiem, stając się jej mężem. Wójt chce mieć nad nią władzę i ją posiąść. A Kowal chce ją zniszczyć.
To wszystko, o czym mówicie, jest dostrzegalne w tej scenie, ale to, jak wybrzmiewają emocje, jest najważniejsze. To jest wręcz przytłaczająco smutne.
HW: Ona jest nastolatką, bo ma zaledwie 19 lat, ale według mnie jest bohaterką, bo mówi na głos o ważnych rzeczach.
DKW: To nie do końca jest mówienie, bo to bardziej objawia się przez czyny. Ona dużo jednak nie mówi – ani w książce, ani w naszym filmie. To wszystko wybrzmiewa przez to, co robi. Na przykład decyduje się nie ścinać długich włosów. Nie pokazujemy sceny, w której mówi: "Chcę zostawić sobie długie włosy". Po prostu ich nie ścina, mimo że inne kobiety mają krótsze fryzury. To jest jej pierwszy krok w powiedzeniu "nie" otaczającym ją zasadom. Wykazuje się dużą siłą i robi rzeczy po swojemu.
HW: Obok tego jest ona też osobą pełną współczucia. Pokazaliśmy to na ekranie w scenie z bocianem. To, jak go traktuje, jest tego dowodem.
DKW: W książce są wewnętrzne monologi Jagny. My natomiast pokazaliśmy jej wrażliwość przez artystyczne oblicze, gdy robi wycinanki. Staraliśmy się w taki sposób ukazać to, jak w książce została opisana.
Wróćmy jeszcze do sceny wesela. Jest ona przez wielu nazywana najlepszą sceną wesela w polskim kinie...
DKW: To wielki komplement. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak ważny jest to motyw w polskiej kinematografii.
HW: Cudownie to słyszeć! Nie udało mi się tego osiągnąć bez obrazów olejnych. To były jedne z najtrudniejszych scen do namalowania. Z uwagi na to, że praca kamery jest bardzo dynamiczna, a w wydarzeniach bierze udział dużo postaci. Mała przestrzeń, dużo twarzy... To było traumatyczne przeżycie dla naszych malarzy. Cieszę się, że jednak tak to zrobiliśmy. Początkowo nawet myśleliśmy, że może przesadziliśmy w tej scenie z jej skalą. Gdy jednak patrzymy na reakcje widzów, jesteśmy szczęśliwi, że to tak zrobiliśmy.
Zaskoczyło mnie to, jak realnie wyglądają postacie. Jak udało się malarzom utrzymać realizm w tak dynamicznej scenie?
HW: To są naprawdę wyjątkowo wybitni malarze olejni. Oni szkolili się do tego, by zasadniczo móc namalować wszystko, co widzą.
DKW: Pamiętajmy też, że oni spędzali kilka godzin nad jedną klatką do tej sceny. W pewnym sensie więc to było dla nich łatwiejsze, bo skupiali się na pojedynczych klatkach, a nie na skali całej sceny.
HW: Niektóre te ujęcia tworzono pół roku, więc jeden malarz pracował nad tym sześć miesięcy.
DKW: Byłam też montażystką Chłopów. W moim programie mam różne ścieżki z materiałami. Na dole jest ścieżka ze scenami z aktorami, które nakręciliśmy na planie. Wyżej są sceny z efektami specjalnymi, gdy na przykład kręciliśmy sceny na tle blue screenu. Potem jest namalowana animacja od 3 do 12 klatek na sekundę – jeszcze wstępna, bo bez inbetweeningu. A następnie jest jeszcze jedna ścieżka już z inbetweeningiem i innym poprawkami. Możesz więc wyobrazić sobie, że ten proces jest dwukrotnie albo i więcej razy dłuższy niż tworzenie filmu.
Brzmi to dość skomplikowanie.
HW: To było tak naprawdę trzy razy bardziej skomplikowane niż praca przy Twoim Vincencie. Musieliśmy zmienić nasz dotychczasowy system i tak naprawdę wymyślić kompletnie nowy sposób malowania animacji, by uchwycić złożoność i szczegółowość stylu, który różnił się od tego z Twojego Vincenta. Malowanie jednej klatki przy Twoim Vincencie zajmowało średnio dwie i pół godziny. Przy Chłopach ten czas to średnio pięć godzin.
Różnica polega na tym, że tutaj jest więcej szczegółów?
HW: Tak, styl realizmu w porównaniu do postimpresjonizmu sprawia, że to skomplikowany proces. Szczególnie postać Jagny i jej kostiumy były trudne do malowania. Poziom trudności podnosiła też liczba postaci w kadrze, detale i ruch kamery.
Czy doświadczenie pracy przy Twoim Vincencie ułatwiło wejście w ten proces przy Chłopach?
DKW: Łatwiej pod kątem tego, że mieliśmy już opracowaną technikę animacji malarskiej. To tyle w kontekście łatwiejszej części [śmiech].
HW: Na pewno opieraliśmy się na podstawowej ekipie, którą zbudowaliśmy przy Twoim Vincencie. Mieliśmy też określony poziom wiedzy. Musieliśmy jednak wykonać tyle samo pracy, jak na początku przygotowań do Twojego Vincenta, by przejść do tego, który mamy w Chłopach.
Taka forma animacji zawsze była w waszych planach? Czy może braliście coś innego pod uwagę?
DKW: Braliśmy tę formę od samego początku pod uwagę, bo wywodzę się ze świat sztuk pięknych. Do tego pochodzę ze Śląska, więc kompletnie nie mam nic wspólnego z życiem na wsi. Gdy zamykam oczy, wyobrażam sobie chłopów i pracę na wsi w stylu malarstwa Młodej Polski. Tak też to widziałam, czytając książkę, bo Reymont opisuje rzeczy w bardzo malarski sposób.
HW: Kiedy zamykam oczy, wyobrażam sobie chłopów na wsi w stylu francuskich malarzy realizmu. Jest to oczywiście powiązane ze stylem Młodej Polski, bo w tych czasach malarze prowadzili dyskurs na ten temat w swoich pracach. Kiedy DK powiedziała mi, że jest zainteresowana tym, byśmy zrobili adaptację Chłopów, dała mi książkę i stwierdziła: "Musisz to przeczytać". Nie podała powodu. Bała się, że może ta historia jest zbyt polska i tym samym nieczytelna dla reszty świata. Przeczytałem to i miałem podobny odbiór do DK, bo autor opisuje to w sposób poetycki i barwny. Wyobrażałem sobie to wszystko w stylu malarskiej animacji. Kiedy DK mi powiedziała, że chce to zrobić w tej formie, byłem szczęśliwy, bo sądziłem, że nie da się dobrze pokazać religijnego mistycyzmu, barwnych postaci czy poetyckich opisów natury w kinie aktorskim. Biorąc pod uwagę to, że autor był częścią ruchu Młodej Polski, który był w malarstwie i literaturze, sprawiło to, że pomysł na taką formę pasował idealnie. Gdy wybierasz najwolniejszy sposób na tworzenie filmu w historii... [śmiech] i wkładasz w niego tyle pracy przez tyle lat, musisz być naprawdę pewny, że możesz to zrobić lepiej w formie malarskiej animacji niż w innej. W innym wypadku zmarnujesz setki godzin pracy dużej grupy ludzi. Gdy Twój Vincent miał premierę, był też film aktorski o Vincencie Van Goghu, ale to nasz osiągnął większy globalny sukces – pomimo tego, że tam Van Gogha grał bardzo znany aktor, a film był tworzony przez słynnego reżysera. Stało się tak, bo naprawdę możesz doświadczyć jego malarstwa poprzez ożywienie go na ekranie. By oddać różnorodność stylów i poetyckości Reymonta z Chłopów można to osiągnąć tylko poprzez nasz styl malarskiej animacji.
Bardzo mnie ciekawi, jak można uchwycić kreację aktorską w malarskiej animacji? To wydaje się trudne, by uchwycić mowę ciała i inne subtelności emocjonalne.
DKW: Mamy naprawdę wybitnych malarzy. Oni tworzą te obrazy na podstawie zdjęcia, tak samo jak malarz realizmu używa fotografii do tworzenia swoich prac. To oznacza, że taka osoba może naprawdę wszystko namalować. Niektórzy malarze, jak ci z Ukrainy, specjalizują się w realizmie.
HW: Do tego każdy malarz dostał informacje o emocjach towarzyszących postaciom w danej scenie. Rozumieli więc kontekst tego, co malowali. Nie możemy ze złej kreacji wydobyć dobrego aktorstwa. Jednakże w procesie malarskiej animacji możemy podkreślić i polepszyć reakcję aktora. Możemy lepiej pokazać atmosferę sytuacji czy piękno jakichś emocji. Możemy więc dodać do kreacji określone elementy i podnieść jej poziom, ale na pewno nie możemy ze złej roli zrobić świetnej. Dlatego jako punkt wyjścia potrzebujemy dobrych aktorów. Sądzimy, że to efekt połączonych sił aktora i malarza. Ważne dla nas jest to, by malarze czuli odpowiednie emocje.
Podczas castingu braliście pod uwagę tylko aktorów z Polski czy też zagranicznych jak przy Twoim Vincencie?
HW: Uznaliśmy, że język dialogów jest skomplikowany nawet dla polskich aktorów. Takie było podejście Reymonta do języka. Zależało nam na tym, by obsada była w pełni polska. Na pewno za granicą zrobią dubbing. Dla nas ważne było to zrozumienie kultury, wrażliwości, a to mogliśmy otrzymać ze strony polskich aktorów. Na pewno najtrudniej było obsadzić Jagnę. Był to otwarty casting. Mieliśmy reklamy na Facebooku. Kontaktowaliśmy się z różnymi szkołami aktorskimi z całej Polski. Ostatecznie obsadziliśmy osobę, która dopiero co skończyła szkołę aktorską. To jest jej debiut. Chcieliśmy kogoś, kto nie będzie rozpoznawalny.
Co aktorka Kamila Urzędowska zrobiła, że poczuliście: "To nasza Jagna"?
HW: DK zobaczyła zdjęcie Kamili i powiedziała: "To nasza Jagna". Powiedziałem wówczas: "Ale jak może być naszą Jagną? Ma tak współczesną urodę!".
DKW: Cały ten proces castingu Jagny był dość zabawny. Przypomniał trochę tę baśń o księciu szukającym Kopciuszka po pantofelku. Poprosiliśmy jej agenta o to, by przesłał nagranie z jej przesłuchaniem. A mieliśmy ponad 400 innych. No i ona tego nie zrobiła! [śmiech] Może nie dostała informacji. Na jakiś czas więc odłożyłam ten pantofelek. W końcu Kamila trafiła na nasz casting, spotkałyśmy się, rozmawiałyśmy o Chłopach i historii. Szybko zdałam sobie sprawę, że się dobrze rozumiemy. Jest bardzo wrażliwą osobą.
HW: Kamila była w stanie utożsamić się z Jagną ze współczesnej perspektywy. Sama pochodzi z małej wsi. Poza tym ona ma jakąś taką umiejętność. Kierujesz na nią kamerę i – pstryk! – od razu wszystko działa. Ma w sobie taką jakość gwiazdy. Chociaż na początku było trochę widać brak doświadczenia, ta jakość od razu była dostrzegalna.
Chłopi zebrali dobre recenzje poza Polską. Sądzicie, że ta historia jest tak uniwersalna i przez to zrozumiała?
HW: Podchodzą do nas ludzie różnej narodowości. Podczas festiwalu z Toronto zagadały nas dwie osoby z Indii, które czuły, że identyfikują się z tą historią. Zależało im na tym, byśmy ten film pokazali w Indiach. Czuliśmy, że ta opowieść ma znaczenie w dzisiejszych czasach. W 2019 roku, gdy świat był milszy i bardziej przyjazny, sądziliśmy, że przesłanie tej historii jest bardzo zrozumiałe. Ludzie nie zostawili za sobą tych błędów tak, jak myślą, że to zrobili. W porównaniu do bohaterów tej historii pod kątem emocjonalnym nie różnimy się tak bardzo. Szczególnie w tym, jak zachowujemy się pod presją. Potem pojawił się COVID, wojna w Ukrainie, inflacja – to doprowadziło do większego podziału społecznego i konfliktu. Dlatego obecnie ta fabuła jest jeszcze ważniejsza. Choć ci ludzie źle się zachowują, są tacy z uwagi na presję, jaką poddaje ich życie i otoczenie. Chcą chronić to, co do nich należy, i uważają, że postępują słusznie, choć robią źle. Chcieliśmy postawić przed ludźmi lustro i powiedzieć: "Patrz, tak zachowywali się ludzie 120 lat temu. Rozpoznajesz to?".
Na pewno będzie bardziej zrozumiały dla Polaków. Pytanie brzmi, jak ten film może zmienić Polaków?
HW: Zmiana to powolny proces, ale to nie oznacza, że nie wolno jej przeprowadzać. Zawsze trzeba podążać w kierunku, który jest dobry i sprawiedliwy. Z naszego filmu ludzie mogą wynieść kilka rzeczy, ale najważniejszą kwestią jest to, że współcześnie kobiety wciąż nie mają poczucia równości. To wciąż aktualny problem pomimo ruchu sufrażystek czy MeToo. Dla młodych kobiet to wciąż miejsce niebezpieczne i trudne. Chcieliśmy taką tematykę podkreślić w naszym filmie.
DKW: Z kobietami jest tak, że tworzą się grupy, które powinny wzajemnie się wspierać. Walcząc o jakąś sprawę, jesteśmy silniejsze, gdy jesteśmy zjednoczone. Nasza ekipa w 85% składała się z kobiet i otrzymałam od nich mnóstwo wsparcia, ciepła, zaangażowania i wiary w ten projekt. Za to jestem im bardzo wdzięczna.
Na koniec muszę spytać... półka na Oscara przygotowana?
HW: DK czasem bierze mojego Oscara i kładzie go w miejscu, w którym dobrze może go widzieć [śmiech]. Mówi wówczas: "To nasz cel". W tym roku będzie to trudna walka. W animacji jest Spider-Man i nowy film Miyazakiego, a oprócz tego wielkie mainstreamowe studia. W filmie zagranicznym jest około 100 zgłoszeń. Jest mnóstwo bardzo mocnych filmów. To będzie trudne wyzwanie, ale nie poddamy się bez walki. Chcemy, by ludzie zobaczyli nasz film i docenili to, że robimy coś, czego nikt inny nie robi. Poza tym startujemy w Oscarach dokładnie w 100-letnią rocznicę zdobycia przez Reymonta nagrody Nobla za Chłopów. Wygrał wtedy z Czarodziejską górą. Też wydawało się, że jest underdogiem. Może ten fakt przyniesie nam szczęście...
Nominacja wydaje się formalnością...
DKW: Nic nie jest formalnością, ale dziękujemy za wiarę w nas.