Działania Hollywood w skali retro. Były ejtisy, czas na najtisy
W tym tygodniu prezentujemy Wam specjalne Wydanie Weekendowe, w którym udajemy się do lat 90. i wspominamy minione czasy z sentymentem, ale też refleksją dotyczącą tego, jak bardzo lubimy idealizować przeszłość. Jesteśmy portalem o tematyce filmowej, więc siłą rzeczy interesuje nas popkultura, a ta lubi przecież grać na nostalgii. Nie da się ukryć, że sprzyja temu "retromańska" ciągota zarówno konsumentów, jak i twórców wraz z producentami.
Lata 90. traktowane są ze szczególnym sentymentem w naszym kraju, bo otworzyliśmy się wtedy na świat zachodni i mogliśmy w miarę możliwości nadrabiać kulturowe zaległości. W ten weekend przeczytacie u nas wspomnienia Norberta Zaskórskiego związane z tym, jak wyglądała ówczesna codzienność popkulturowa młodego chłopaka. Kamila Markowska sprawdzi stan polskiej popkultury w okresie transformacji. Adam Siennica wróci wspomnieniami do groteskowych z dzisiejszej perspektywy seriali o Herkulesie i Xenie. W jeszcze innym tekście przeczytacie o jedynych w swoim rodzaju Motomyszach z Marsa. Lata 90. uderzają do naszej wyobraźni pastelowymi barwami i przywodzą na myśl wyłącznie pozytywne skojarzenia. Wzmacnia wszystko zapach analogu i dźwięk przewijanej taśmy. A to wszystko zostało oczywiście wykorzystane przez Hollywood, które przywołuje najtisową epokę w charakterystyczny dla siebie sposób.
Wspomniane we wstępie "retromańskie" ciągoty nawiązują oczywiście do zjawiska, którego pojęcie spopularyzował w swojej książce Simon Reynolds. Już w tytule zawarł sedno sprawy, nazywając pracę Retromania: Jak popkultura żywi się własną przeszłością. Ujęcie to zakłada, że współczesna popkultura mocno zależna jest od tego, co było wcześniej, a my jako konsumenci chętnie wracamy do tego, co kiedyś nas cieszyło i podniecało. Producenci filmowi (ale nie tylko) od lat grają na instrumencie nostalgii, sprzedając nam stare produkty jako nowe, jednocześnie idealizując minione czasy poprzez odwoływanie się tylko do ich pozytywnej, niegrzesznej strony. Uroki minionych dekad pokazuje się na różne sposoby, a symbolem tego w ostatnich latach stał się serial Stranger Things od Netflixa. Braciom Duffer udało się skutecznie podpiąć pod modę na ejtisy. Lata 80. przedstawiają z szacunkiem, ale też kierują swoją miłość do popkultury tamtej dekady, szczególnie widzimy to po pierwszym sezonie. Serial, chociaż zrealizowany jest według współczesnych standardów, konwencją i stylistyką mocno nawiązuje do tego, co mogą pamiętać nasi rodzice lub starsze rodzeństwo – ta grupa będzie kupiona od pierwszej sceny, kiedy to dzieciaki grają w papierowe RPG. Natomiast dla widzów młodszych też jest to świetna okazja, aby poznać minione czasy.
Popkulturowy Uroboros
W tym momencie łatwo powiedzieć, że popkultura zjada swój własny ogon i trudno jest wymyślić coś nowego i odkrywczego. Zauważcie, że kino jest ciągle stosunkowo młodym medium (w porównaniu do muzyki lub literatury jest jak noworodek przy starcu), ale dziś bardzo często pojawia się zarzut przy słabszych filmach, że są "schematyczne", grają "kliszami" i "brakuje im powiewu świeżości". Widzimy to nie tylko w filmowej strukturze, ale też w sposobie myślenia producentów żyjących przeszłością i lubiących to, co sami dobrze pamiętają. Tym większą przyjemność daje mi kino z Korei Południowej, które dowodzi temu, że ten rodzaj sztuki nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Gatunkowy dystans i swoboda dają możliwość tworzenia horroru będącego jednocześnie komedią i dramatem obyczajowym – tak przygotowana mieszanka dostarcza zatem wielu szans, aby widzowie mogli zostać wyrzuceni z kapci. W Stanach Zjednoczonych też mamy twórców świetnie sobie z tym radzących – Taika Waititi potrafi sprzedać dramat w komediowej konwencji. I nawet jego często ponosi fala retromanii. Filmowcy uwielbiają wracać do tego, co było (Jordan Peele odwołujący się do Stevena Spielberga w filmie Nie!). Coraz częściej odwołują się też to swojego dzieciństwa. Przypomnijcie sobie tylko produkcje takie jak: To była ręka Boga (Paolo Sorrentino), Belfast (Kenneth Branagh), Roma (Alfonso Cuarón). Widzimy zatem, że nie tylko producenci lubią osadzać akcję swoich projektów w przeszłości, chętnie czynią to sami artyści. Powinniśmy sobie zadać pytanie: czy w tym momencie nie dochodzi do nadużywania dziedzictwa przeszłości? Są powroty piękne, jak choćby Tom Cruise w Top Gun: Maverick, ale też takie, które budzą etyczne rozważania – odmłodzony Kurt Russell w Strażnikach Galaktyki Vol. 2 lub przywrócony do życia Peter Cushing w roli Tarkina w filmie Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie.
Skupmy się jednak na latach 90., bo mam wrażenie, że po modzie na ejtisy, przyszła pora na najtisy. Spróbujcie sami odpowiedzieć sobie na pytanie: co ostatnio przypomniało Wam o tej dekadzie? Podpowiadam – specjalny odcinek Przyjaciół, który zebrał obsadę w jednym miejscu, Kristen Stewart jako Księżna Diana i kontynuacja Seksu w wielkim mieście. Netflix zapowiedział do tego nową wersję sitcomu Różowe lata siedemdziesiąte, osadzając tym razem akcję – jakżeby inaczej – w latach 90. Popularnością cieszył się serial Młody Sheldon. Oglądaliśmy analogowe kasety na plakatach serialu Pam & Tommy. Z uwagą śledziliśmy sądownicze sprawy w serialu Miasto na wzgórzu.
Popkulturowy recykling
W Hollywood panuje moda na wyciąganie ze strychu starych marek – i nie ma tutaj aż takiego znaczenia podział na dekady. Trudniej jest zainwestować w coś, co ma dopiero zdobyć fanów i stać się wielką franczyzą, więc dobrze jest sięgać po marki, które już mają grupę oddanych fanów. Ostatnio mieliśmy nowych Pogromców Duchów i nowego Matrixa. Wielu widzów z pewnością poszło do kina wyłącznie ze względu na sentyment i tęsknotę za czasami, gdy siedzieli na forach i czytali teorie o filmach sióstr Wachowskich. Ważna jest więc grupa docelowa. Do kin najchętniej chodzą osoby przed czterdziestką, a zatem nie trzeba być producentem, aby zauważyć, że obecnie istotna dla biznesu grupa wiekowa urodziła się lub doświadczyła młodości w latach 90. Trzeba zatem powoli przesuwać granice czasu.
W ostatnim czasie mieliśmy nową wersję Zakochanego kundla, Kevina samego w domu, Małych kobietek, nową trylogię Parku Jurajskiego. Kontynuowano filmy z serii Bad Boys, Jumanji i Dzień Niepodległości. Niedługo doczekamy się serialu bazującego na produkcji Prawdziwe kłamstwa, natomiast Kevin Smith uraczy nas nowymi Sprzedawcami. Wciąż żywe są też inspiracje Milczeniem owiec, które znajdziemy w wielu kryminałach.
Współczesne seriale, których akcja osadzona jest w latach 90.
Zawsze milej wraca się wspomnieniami do czasów, kiedy nie miało się obowiązków i żyło się beztrosko, konsumując filmy i grając w gry wideo. Nostalgia jest potężnym narzędziem w rękach producentów. Sentyment zachęca nas do oglądania czegoś, co normalnie mogłoby nas nie zainteresować. Często możemy nawet nie mieć świadomości, że płyniemy na fali retromanii i dobrym przykładem jest tutaj Kapitan Marvel. Film ma wiele odniesień do lat 90. (akcja filmu dzieje się w tamtych czasach). Bohaterka ląduje w wypożyczalni kaset VHS, a potem widzimy próbę załadowała płytki na komputerze z Windowsem 95 – czas oczekiwania może zaskoczyć młodych widzów. Starsi uśmiechną się pod nosem.
Młode osoby z generacji Z – urodzone po 2000 roku – też chętnie będą zaglądać do produkcji nawiązujących do lat 90., aby mieć namiastkę tego, co było tuż pod nosem, ale ostatecznie ich ominęło. Mówi się, że nostalgia do minionych czasów trwa przez około dwadzieścia lat, więc teoretycznie powinniśmy zaraz wchodzić w nowe millenium i tylko czekać na kolejną falę retromanii. Być może okaże się ciekawsza, bo jednak lata 90. w USA nie były tak barwne i zjawiskowe jak lata 80., ale może ja sam kieruję się narzuconą nostalgią do ejtisów?