Jak The Boys "oszukało" widzów? Homelander nigdy nie miał być cool
The Boys szokowało już w 2019 roku, ale to 4. sezon najbardziej podzielił publikę. Dlaczego?
W 2019 roku mieliśmy do czynienia z niekwestionowanym szczytem zainteresowania kinem superbohaterskim. Produkcja Avengers: Wojna bez granic z 2018 roku pozostawiła publiczność w ogromnym szoku, a Avengers: Koniec gry miała stanowić zwieńczenie pieczołowicie prowadzonych kolejnych faz Kinowego Uniwersum Marvela i przez długi czas była najlepiej zarabiającym filmem w historii.
Każdy miał ochotę wyrwać kawałek z tego superbohaterskiego tortu, który wówczas smakował setkom milionów ludzi na całym świecie. Inne studia próbowały tworzyć własne uniwersa na wzór MCU, wprowadzać swoje postaci i adaptować inne komiksy z lepszym lub gorszym skutkiem. Zjawisko przesytu takimi produkcjami nie było jeszcze tak widoczne. Większość nowych projektów aspirowała do wyników i zainteresowania podobnego do Kinowego Uniwersum Marvela. Zdarzały się oczywiście produkcje, które nie chciały być "tradycyjnymi" filmami superbohaterskimi. W kinach triumfy święcił już Deadpool – taka wulgarna odskocznia wyłącznie dla dorosłych. Jako pierwszy śmiał się z niektórych branżowych przywar. Z kolei wiele lat wcześniej mit superbohaterów dekonstruował Zack Snyder i jego Watchmen. Strażnicy.
Prawdziwa rewolucja, która przeszła do głównego nurtu i łączyła w sobie cechy Watchmen oraz Deadpoola, pojawiła się w 2019 roku wraz z premierą The Boys – serialu stworzonego przez Amazon Prime Video, z Erickiem Kripke jako showrunnerem (Nie z tego świata). Cóż to był za powiew świeżości! W dobie grzecznych, typowych filmów superbohaterskich, w których herosi jawili się jako symbole moralności i sprawiedliwości, a dobro zawsze zwyciężało, The Boys oferowało coś kompletnie innego. To wulgarna, brutalna jazda bez trzymanki, parodiująca branżę filmową, sferę medialną, filmy superbohaterskie oraz scenę polityczną w Stanach Zjednoczonych. Już od pierwszych scen i niesławnego biegu A-Traina, który przebiegł przez dziewczynę Hughiego, było wiadomo, że mamy do czynienia z czymś nowym i świeżym.
Serial Prime Video doczekał się 4. sezonu. Wszystkie poprzednie były chwalone zarówno przez krytyków, jak i publiczność, ale zmiana nadeszła z nową, obecnie trwającą serią. W sieci pojawiają się komentarze na temat jakości tego sezonu, ale i serialu ogółem. Postanowiłem sprawdzić, o co ten cały szum.
Jak The Boys "oszukało" widzów
Publiczność pokochała The Boys z bardzo prostego powodu. Produkcja była inna, nowa i świeża. Deadpool kilka lat wcześniej zaoferował podobnie wulgarną, brutalną i łamiącą czwartą ścianę rozrywkę, ale Chłopaki pociągnęły to jeszcze dalej. Już pierwszy odcinek dokładnie zarysował, czym jest ten serial. Nikt nie gryzł się w język, gdy przychodziło do wymyślania coraz to kreatywniejszych obelg oraz przekleństw, a hektolitrów krwi było równie wiele, co hejtu na Erin Moriarty przy okazji 4. sezonu (do tego jeszcze dojdziemy). Superbohaterowie nie byli symbolami dobra ani sprawiedliwości, a zepsucia moralnego i kapitalistycznej zgnilizny. Nie byli bohaterami, a jedynie wydmuszkami i współczesnymi celebrytami, którzy przede wszystkim dbali o swój wizerunek i liczbę lajków pod kolejnymi postami na swój temat.
The Boys nie dbało o niczyją przychylność. Satyra uderzała w absolutnie każdego. W 1. sezonie skupiono się przede wszystkim na parodiowaniu branży filmowej i gatunku superbohaterskiego, który był na topie. To udana strategia, ponieważ produkcja wyśmiewała to, co często przewijało się w dyskusjach na temat Marvela i nie tylko. Temat był lotny, a Eric Kripke doskonale to wykorzystał.
Celowano też w inną grupę odbiorców. Już w 1. odcinku pojawiły się: krew, przemoc, przekleństwa i seks. Głównym bohaterom daleko było do przykładów moralności. Sami mieli problemy i nie cofali się przed niczym, aby osiągnąć cel – zniszczyć supków. To była i jest brudna produkcja wyłącznie dla dorosłych, pełna niewybrednych dowcipów, które obrażały i śmiały się z każdego. Każdy z Chłopaków potrafił odpyskować i obrazić rodzinę sześć pokoleń wstecz ku uciesze obrażanego. Można powiedzieć, że było to typowe"męskie kino", bo jechano po bandzie.
Widzowie twierdzą, że w 4. sezonie serial częściej wyśmiewa osoby o prawicowych poglądach niż tych bardziej na lewo. Nie mogę się z tym zgodzić. Choć Eric Kripke i ferajna chętnie żartowali z lewicowych absurdów, to serial od samego początku bardziej atakował prawą stronę. Czy to coś złego? W mojej ocenie nie. Twórca miał takie prawo. Miałby prawo zrobić również na odwrót. Nie uważam też, że 4. sezon jest mniej śmieszny z tego powodu. Produkcja jest nadal tak samo wulgarna, bezpośrednia, bezczelna i zabawna. Niektórzy mogą odnieść inne wrażenie, bo najtrudniej jest śmiać się z samego siebie. Kiedy serial wyśmiewał się z Disneya, MCU czy tego, jak korporacje wciskają w każdym miejscu silne postaci kobiece, to wtedy było dobrze? Tak twierdzą tylko ci, którzy narzekają, że świat jest teraz przewrażliwiony i nie można nawet pożartować.
Homelander – świetnie napisana postać czy symbol kultu?
Ach, Homelander! To bez dwóch zdań jedna z najlepiej napisanych i odegranych postaci z filmów superbohaterskich. W mojej ocenie to również jeden z najlepszych złoczyńców tego gatunku, ale i seriali ogółem. Antony Starr stał przed piekielnie trudnym wyzwaniem. Musiał stworzyć postać, która jest niejednowymiarowa. Ojczyznosław na początku zapowiadał się na złego Supermana i nic więcej, ale po czterech sezonach każdy widzi, że wyrósł na jedną z najbardziej skomplikowanych person. Obecnie wiele osób uważa, że Homelander jest zbyt jawną parodią Donalda Trumpa. Ma to obniżać szanse polityka na wygranie wyborów prezydenckich w USA. Sam aktor wskazał jednak, że takie porównanie byłoby równie mylne, co twierdzenie, że to tylko zły Superman:
The Boys - ranking najpotężniejszych postaci
Nie oznacza to jednak, że The Boys stroni od obrania politycznej strony. Nie jest tak. I Eric Kripke jako twórca ma pełne prawo do zrobienia tego, o czym sam powiedział, gdy porównał Homelandera do byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych:
Homelander nie jest nachalnym odpowiednikiem Trumpa w tym świecie. To postać z krwi i kości, która rozwinęła się w ten, a nie inny sposób. Od samego początku pragnął miłości i uznania tłumów. Z tego powodu stał się celebrytą dbającym wyłącznie o własny wizerunek. Jest gotów zrobić i powiedzieć wszystko, aby tylko osiągnąć swój cel. Jeśli upodabnia to go do Donalda Trumpa, to jest to wina serialu, czy może samego aktora z Kevina samego w Nowym Jorku?
Poza tym – czy w postaci Homelandera naprawdę dla tak wielu osób najbardziej oburzające jest to, że blisko mu do Trumpa? Ojczyznosław to jedna z najgorszych i najbardziej socjopatycznych postaci, które zaserwowała nam telewizja. To żałosny maminsynek! Swoje traumy i braki odreagowuje na innych. Już w 1. odcinku poznaliśmy go jako leniwego, aroganckiego, bezmyślnego człowieka. Oczywiście serial bardzo dobrze pogłębił tę postać. Znamy już traumatyczne wydarzenia, stojące za jego narodzinami i wychowaniem. Można mu współczuć, ale na pewno nie kibicować. Ta wiedza nie zmienia tego całego zła, które wyrządził na przestrzeni czterech sezonów. Mówił o tym sam Kripke:
To nie jest tak, że twórcy w 4. sezonie stwierdzili nagle, że serial stanie się bardziej polityczny i zacznie atakować prawą stronę, a Homeladera popchnie w skrajność. Od samego początku tak było, ale niektórzy fani nie potrafili tego poprawnie odczytać. Ojczyznosław w trakcie emisji serialu stał się symbolem wolności. Symbolem walki z korporacyjnym uciskiem czy mityczną poprawnością polityczną. Stał się "cool". Kimś, do kogo ludzie chętnie się porównywali. Co odróżnia ich od bezkrytycznych mas, które w końcówce 3. sezonu biły Homelanderowi brawo za zamordowanie cywila publicznie? On nigdy nie miał być cool, nie miał być macho i nie miał być symbolem czegokolwiek innego niż ucieleśnienia najgorszych ludzkich cech w nadludzkim ciele.
Na TikToku istnieje cała masa filmików przedstawiających Homelandera jako tego fajnego kolesia, który nie daje sobie w kaszę dmuchać i zawsze stawia na swoim. Czy część fanów The Boys zapomniała, kim ta postać jest i co zrobiła? Nie winię Kripke za to, że postawił na bardziej realistyczne podejście do serialu i jeszcze mocniejsze połączenie go z rzeczywistym obrazem politycznym, ponieważ może w ten sposób niektórzy się ockną i zrozumieją, że ten morderca i psychopata... faktycznie jest mordercą i psychopatą. Nie oznacza to, że nie można czerpać radości z wybitnych występów Antony'ego Starra czy pracy scenarzystów, ale otwarte kibicowanie tej postaci wskazuje, że coś jest z niektórymi mocno nie tak.
Krytyka a hejt. Krótki poradnik, jak to rozróżnić
Porozmawiajmy teraz o krytyce i hejcie. Jest między nimi fundamentalna różnica. Czy uważam, że 4. sezon padł ofiarą review bombingu na Rotten Tomatoes? Jak najbardziej. Czy jednocześnie sądzę, że to najgorszy sezon? Tak!
Istnieje jednak diametralna różnica między krytyką a hejtem. A każdy krytykowany wątek w 4. sezonie The Boys jest również bezmyślnie hejtowany. Przebrnijmy przez to razem:
Frenchie
Frenchie to postać, która nie miała wiele do roboty. W 3. sezonie dostał swój wątek z Kimiko, ale nigdy nie odbierałem ich relacji jako potencjalnie romantycznej. Takie uczucia leżały raczej po stronie Kimiko, a Frenchie traktował ją bardziej jak siostrę. Poza tym w 1. sezonie mieliśmy już ogrom przesłanek względem jego orientacji seksualnej, która nie była wcale prosta jak nieugotowany makaron. I teraz można spojrzeć na to z dwóch perspektyw: można skrytykować ten wątek za to, że jest on nieciekawy i pojawił się nagle, ale można też kierować się uprzedzeniami i narzekać, że dostaliśmy faceta, który lub innych facetów. Wątek Frenchiego jest nieciekawy, bo został nieciekawie napisany, a nie dlatego, że mężczyzna jest biseksualny.
Erin Moriarty
Wylewanie frustracji związanych z wyglądem aktorki w jej mediach społecznościowych jest zachowaniem karygodnym, okropnym i poniżej jakiejkolwiek godności. To nie nasza sprawa, czy wykonała jakieś operacje plastyczne, czy też nie. To postać publiczna, oczywiście, ale jest aktorką, nie modelką. Powinno się oceniać jej umiejętności, a te są w mojej ocenie dobre. Erin Moriarty nie zasłużyła na takie potraktowanie. Łatwo jest się chować za ekranem i krytykować wygląd innych, gdy samemu jest się anonimowym. To samo spotyka Ewana Mitchella z Rodu smoka, ponieważ części widowni nie podoba się jego szczupłe ciało, przez co aktor jest nagminnie wyśmiewany w mediach społecznościowych. W tym miejscu mógłbym się jedynie podpisać pod słowami Erica Kripke w odniesieniu do Erin Moriarty i prawa do wyrażania swojej opinii w Internecie:
Ogólna jakość 4. sezonu
Tu jest miejsce na krytykę. Zgadzam się z niektórymi narzekaniami, ponieważ 4. sezon nie oferuje na razie tylu ciekawych wątków, twistów czy rozwiązań, co poprzednie. Formuła też zdaje się wyczerpywać i już nieco męczy. Każdy odcinek zwleka do ostatecznego starcia z Homelanderem i ferajną, bo widownia może się wściec, jeśli temu znowu uda się uciec. I nie dziwi mnie to. Ten sezon ma swoje błędy i osobiście oceniłbym go na tym etapie (tekst pisany przed premierą 6. odcinka) na 7/10.
Weźmy na tapet jeszcze jedną sprawę. Jakość serialu nie powinna być oceniana przez pryzmat osobistych uprzedzeń. Jeśli więc czyimś zdaniem 4. sezon The Boys zasługuje na 3-5/10 z powodu technicznych lub fabularnych aspektów pod względem narracji i prowadzenia postaci... W porządku! Nie zgadzam się z tym, ale ma prawo do takiej opinii. Jeśli jednak taka opinia wynika z uprzedzeń względem Erin Moriarty lub wątku Frenchiego, to nie pozostaje mi nic innego, jak uśmiechnąć się z politowaniem. Bo w jaki sposób to, że Frenchie jest biseksualny, wpływa na serial i jego jakość? Jak "rujnuje" tego bohatera? Czy gdyby Aragorn był gejem we Władcy pierścieni, to ocena tych filmów w Waszych oczach poszybowałaby w dół? Oczywiście nie zwracam się do każdego...
Zwracam się do tych, którzy sami sobie robią krzywdę oglądaniem serialu, który nie jest dla nich. The Boys nigdy nie chciało trafić do wszystkich. Można było tego nie zauważyć przez płaszczyk wulgarności i bezczelnego humoru. Serial jak każdy inny zasługuje na konstruktywną krytykę, bo jest co poprawiać, szczególnie w 4. sezonie. Jednak hejt nie sprawi, że nagle twórcy zwrócą się z przekazem w drugą stronę, bo tak nie było i nie będzie. Serial należy krytykować, ale nie hejtować z powodu własnych uprzedzeń czy odmiennych poglądów, bo w ten sposób zatraca się to, co faktycznie istotne - jego prawdziwą jakość. Ta jest obecnie chybotliwa, ale nie z powodu Erin Moriarty czy tego, że Frenchie jest biseksualny. Serial był i jest sukcesem, przeszedł już w pewien sposób do historii i ma zaplanowane zakończenie. Hejt na tym etapie niczego nie zmieni, a jedynie sprawi, że część z Was straci czas na oglądanie czegoś, co przyprawia o zgrzytanie zębami.
Krytykujmy, ale nie hejtujmy. Nie marnujmy własnego czasu i szanujmy też innych.