Magdalena Różczka od wielu lat jest jedną z najbardziej lubianych polskich aktorek. Obecnie możemy ją oglądać na ekranach kin w komedii romantycznej Serce nie sługa. Z rozmowy dowiecie się między innymi, jakie aktorka ma przemyślenia na temat swojej postaci, gatunku komedii romantycznych oraz, czy lubi oglądać seriale. Zaś sama Magdalena Różczka to świetna, zabawna i pozytywna rozmówczyni. ADAM SIENNICA: Po obejrzeniu Serce nie sługa mam jedno ważne przemyślenie: chciałbym zobaczyć więcej przygód twojej bohaterki. Wyobrażasz sobie, jak mogły potoczyć się dalej jej losy? Magdalena Różczka: Bosko, jakie to miłe! [śmiech] Jest to dziewczyna, która znajduje się w najwspanialszym momencie życia. W kwestii prywatnej, związkowej i rodzinnej myślę, że dobrze trafiła i powinna sobie wszystko pięknie ułożyć. Zawsze mówisz, że musisz w granej przez siebie postaci znaleźć coś, co lubisz, by ją zrozumieć. Co polubiłaś w Marietcie? Wszystko w niej polubiłam. Nie miałam z tym najmniejszego problemu. To jest dziewczyna, którą chciałabym poznać i od której chciałabym się nauczyć pewności siebie i lubienia samej siebie. Jest pracowita i dąży do swoich celów i czuję, że zasługuje na szczęście. Tak się składa, że ja chyba znam mało takich dziewczyn, które by aż tak w to wierzyły. Za to polubiłam Mariettę i chciałabym ją poznać [śmiech]. Typ miłości pokazany na przykładzie Marietty jest taki trochę w stylu komedii romantycznych: szybki, szalony i spontaniczny. Sądzisz, że z takiego uczucia może coś wyjść? Oczywiście, że tak. Tyle, ile jest ludzi, tyle jest kolorów miłości, więc trzeba wierzyć, że są różne koleje losu. Chyba też trzeba mieć trochę szczęścia. Nie ma przepisu na udany związek. Nie wpływa na to, czy znamy się długo, czy krótko. Marietta znalazła się w takim związku, w który uwierzyła bardzo szybko i spontanicznie. Wydaje mi się, że tak świetnie trafiła z tym swoim partnerem, że oni naprawdę mogą tworzyć udany związek przez bardzo długi czas. Od razu mi się przypomniała ta scena, w której jej wybranek bije zbirów. Wtedy to już było wiadomo: to jest miłość… [śmiech] Jak zobaczyłam tę scenę, to się popłakałam ze śmiechu. Mateusz Damięcki jest po prostu pokazany jak taki bohater. Wspaniale to wyszło. W zasadzie Serce nie sługa pokazuje dwa typy miłości. Ten szybki i spontaniczny, o którym rozmawialiśmy, oraz ten spokojny, długo się rozwijający jak u Darii i Filipa. Jaki rodzaj miłości preferujesz oglądać na ekranie? Zdecydowanie preferuję różne typy miłości. Nie ma na świecie dwóch podobnych do siebie osób, a co dopiero związków. Każdy jest na swój sposób ciekawy. A w tym filmie piękne jest to, że są pokazane różne. W polskim internecie nasze rodzime komedie romantyczne często mają złą opinie. Myślisz, że Serce nie sługa jest w stanie jakoś to zmienić? Jest jakiś zwyczaj, że takim filmom uciera się nosa. Zdecydowanie jednak jest publiczność, która takie filmy kocha i trzeba je dla niej robić. Tworzenie komedii romantycznej to nie jest walka z wiatrakami o jakieś artystyczne nagrody. To ma być film, na który ludzie będą z chęcią chodzili i miło spędzą czas. A tutaj mamy jeszcze film, który wydaje mi się, że jest mądrzejszy niż przeciętnie. Wzruszający. Pokazujący po prostu życie. Według mnie taki gatunek filmowy jest potrzebny. I ten konkretny film również. Przyznam szczerze, że ten film mnie wzruszył, a bardzo rzadko mnie coś rusza na komediach romantycznych. Właśnie, a ja się wzruszyłam, czytając scenariusz [śmiech]. A sama lubisz oglądać komedie romantyczne? Bardzo lubię i traktuję to właśnie czysto rozrywkowo. Nie wymagam od tego wiele. Podam ci taki przykład: mnie się w ogóle ciężko ogląda polskie filmy, bo zazwyczaj na ekranie są wszyscy moi koledzy. Tak trochę trudno oderwać od tego [śmiech]. Muszę ci się przyznać: kiedyś poszłam na pierwsze Listy do M. i totalnie mnie to odstresowało. Zapomniałam, że kogokolwiek tam znam i przeżyłam naprawdę wspaniały czas. Odstresowałam się, wzruszyłam… więc myślę, że jak jest szczerze zrobiony film, to wtedy działa. Nie jest też tak, że jestem amatorką tylko komedii romantycznych, bo lubię też ambitne kino, ale czasem dobrze jest oderwać się od poważnych rzeczy. To chyba emocje pozwalają zapomnieć o wszystkim i wciągnąć się w historię. Jeśli film je ma, trafia do widza. Oczywiście, a ja właśnie wciągnęłam się w nasze Serce nie sługa, co uważam za ogromny sukces. Zazwyczaj jak oglądam rzeczy, w których grałam, to nie potrafię oderwać się od oceny. Szczególnie tej surowej dla siebie samej [śmiech]. A tutaj po prostu udało mi się wciągnąć w opowiadaną historię. Duża w tym zasługa wszystkich aktorów i reżysera Filipa Zylbera, z którym mam nadzieję niedługo znowu spotkać na planie.
fot. Robert Pałka
Fajnie, że polskie kino coraz częściej wychodzi poza Warszawę. Tutaj mamy fabułę osadzoną w Trójmieście. Jak w ogóle widzisz pracę w takim miejscu? Na pewno dla nas na planie był to wspaniały czas spędzony w tym miejscu. Na przykład jak wstawałam o 6:00 rano do pracy i zaczynałam w make upie, to przez okno widziałam morskie fale. To było obłędne [śmiech] Nie jesteśmy w Warszawie do tego przyzwyczajeni [śmiech]. Sądzisz, że właśnie to jest dobry kierunek: więcej filmów kręconych poza Warszawą? Czasem mam wrażenie, że przez eksploatowanie tego miejsca wszyscy znamy każdy zakamarek i uliczkę z ekranu. Taka tendencja jest już obecna. Tak się już dzieje. Bardzo dużo filmów i seriali powstaje poza stolicą. Zastanawiam się nad kwestią przyjaźni ukazanej na ekranie pomiędzy Mariettą a Darią. Pierwsza myśl - Daria powinna powiedzieć Marietcie: zwolnij. Jak na to patrzysz? Nie, każdy jest tak inny, że tu nie ma co radzić, a raczej wspierać. Myślę, że to są fajne przyjaciółki. Mimo tego że są bardzo od siebie różne. Potrafią przyjmować drugiego człowieka takim, jakim jest. Nie zmieniać go, nie pouczać, nie radzić według swoich potrzeb, tylko wręcz przeciwnie. W ogóle to lubisz grać w komediach romantycznych? Serce nie sługa to nie pierwszy film gatunku w twojej karierze. Czy to nie robi ci różnicy? Kompletnie nie robi mi to różnicy. To jest zawsze tak, że gram jakąś postać i nieważne w czym, robię to najlepiej jak potrafię. Mam takie propozycje, jakie mam. To jest moja rola do spełnienia i cieszę się z tego. Wątek twojej postaci jest też związany z walką o słupki oglądalności. Trochę to smutne, na jakie wyżyny absurdu trzeba się wspiąć, by osiągnąć sukces w tym aspekcie. Mnie to nie smuci. Jakie życie byłoby nudne, gdyby każda pogoda była identyczna. Moja postać pracuje jako pogodynka. W życiu też mamy takie osoby, które obserwujemy w telewizji i każda jest malownicza oraz inna. Chyba oni tak troszkę działają, żeby uatrakcyjniać wejścia na antenę i przyciągać widza. W innym wypadku mówienie o pogodzie byłoby niezwykle nudne [śmiech] Samo stanie przy planszy, jak pamiętam z dzieciństwa, nie mogło wytrzymać do dzisiaj [śmiech]. A w sumie to liczy się w tym przekaz… ludzie chcą sprawdzić, czy jest zimno, czy ciepło. Ja do nich nie należę. Przeważnie nie oglądałam pogody [śmiech] Czasem mnie dziwi ciągłe jej sprawdzanie. Jak już oglądam, to tylko ciekawe prognozy pogody [śmiech]. Dlatego że są interesujące lub lubię osobę, która opowiada. Na przykład jest taki Bartek Jędrzejak w TVNie, którego lubię i jego pogodę oglądam. W sierpniu zagrałaś u Lecha Majewskiego. Możesz opowiedzieć jak wyglądało to doświadczenie? Były to zdjęcia do filmu Brigitte Bardot cudowna. To jest nowy projekt Lecha Majewskiego. Jestem po prostu zachwycona. Lech Majewski to prawdziwy artysta, który jest osobą niezwykle charyzmatyczną. Robi autorskie kino. Tworzenie filmu zawsze jest pracą zbiorową i na planie są sami artyści. Myślę tutaj na przykład o Dorocie Roqueplo, która robi kostiumy. Przepiękne, epokowe i to nie jest jej pierwszy film z Lechem Majewskim. Niejednokrotnie z nią pracowałam i wiem, że jest to osoba, która na równi ze mną buduje postać. Jednak wszystko od A do Z jest akceptowane przy tym projekcie przez reżysera. Nawet maleńkie szczegóły scenografii. Każdy kadr wygląda jak dzieło sztuki. Jak malarstwo. Spędziłam tam kilka dni zdjęciowych i była to dla mnie ogromna przygoda. A masz w ogóle jakąś wymarzoną rolę, którą chciałabyś zagrać? Właśnie nie mam wymarzonej roli. Staram się cieszyć z każdej, która do mnie przychodzi. Dlatego myślę, że jestem szczęśliwszym człowiekiem. Nie wymarzam sobie jakichś wielkich rzeczy, na które miałabym czekać całymi latami. Choć niedługo będę robić film, o którym myślałam od kilku lat. O, ciekawe. O czym opowiada? Jest to dla mnie niezwykle ważny projekt, ponieważ zagram w nim dyrektorkę placówki preadopcyjnej. Jest to dla mnie rola bardzo ważna, bo od dziesięciu lat jestem związana z taką placówką. Jest to najpiękniejsze miejsce na ziemi. Trafiają tam dzieci, które są porzucane w dniu narodzin przez rodziców. Placówka zajmuje się opieką nad takimi dziećmi i jednocześnie szukaniem domu adopcyjnego, czyli ratowaniem im życia. Dyrektorka tej placówki, z którą jestem związana, Dorota Polańska, jest dla mnie wielką życiową inspiracją. I była też inspiracją do napisania tego filmu. Zdjęcia rozpoczną się w Krakowie już niebawem. To dla mnie naprawdę ważne wyzwanie.
fot. Ola Grochowska
To jest właśnie imponujące, że udzielasz się tak aktywnie w różnych działalnościach charytatywnych. Jednak nie wszyscy tak robią. Możesz przybliżyć, co wspierasz? Życie byłoby nudne, gdyby wszyscy to samo robili [śmiech]. A tak poważnie, już ci opowiedziałam o Interwencyjnym Ośrodku Preadopcyjnym w Otwocku, a poza tym od wielu lat jestem ambasadorem dobrej woli UNICEF. Traktuję to jako jedno z najważniejszych dla mnie działań. Po wielu latach w tym zawodzie, gdy mam chwilę zwątpienia, myślę, że wykonuje go po to, by być bardziej słyszalnym głosem dzieci, które wołają o pomoc, ale ich nie słychać. Mogę nim być dzięki temu, że jestem rozpoznawalna. Gdy ktoś mówi o wyzwaniach aktorskich, to raczej myślę co mogę więcej zrobić w kwestii działań charytatywnych. Między innymi dla WOŚP, bo od kilku lat udaje mi się wystawić na aukcję sylwester Lejdis. W tym roku z dziewczynami wyprawiłyśmy sylwestra w sierpniu, tak jak bohaterki naszego filmu. Pomógł nam Zbyszek Czmuda i pałac Wiechlice, gdzie zrobiliśmy to wydarzenie i zebraliśmy na cele charytatywne około 60 tysięcy złotych. 20 tysięcy dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, a resztę przekazaliśmy lokalnej fundacji. Naprawdę godne podziwu. Z dumą mogę powiedzieć, że jestem twoim fanem od czasu seriali Usta, usta czy Czas honoru. Ale mi miło! [śmiech] To podobno bardzo dobre rzeczy, ale powiem szczerze, że Czasu honoru nie oglądałam. Po prostu za dużo mnie to kosztowało. Bardzo przeżyłam tę rolę, szczególnie początki na Pawiaku, że później nie mogłam bez nerwów tego oglądać. A sama masz czas oglądać seriale? Lubisz taką rozrywkę? Bardzo lubię, ale mam na to mało czasu. Jak tylko mogę, to coś oglądam. Właśnie skończyłam Sharp Objects. Świetny serial! Polecam! [śmiech]
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj