Wodny świat utonął w marzeniach Kevina Costnera. Po latach zyskuje
Początkowo miał być to tani film z bardzo prostą fabułą, ale studio Universal postanowiło do głównej roli zatrudnić Kevina Costnera. Aktor zapragnął znacznie większego widowiska... Wodny świat okazał się klapą finansową i artystyczną, chociaż wcale tak nie musiało być.
Postapokaliptyczne wizje świata mają zawsze wzięcie i bardzo wielu odbiorców lubuje się w obcowaniu z bardzo przykrymi wyobrażeniami niedalekiej przyszłości. Sporym sukcesem swego czasu cieszyła się chociażby seria Mad Max, zatem nic dziwnego, że znalazły się osoby chcące wbić się w ten nurt i stworzyć coś swojego. Pustynię zamieniono na wodę i powstał w 1995 roku film Wodny świat, który miał stać się równie kultowy, a zapamiętany został niestety jako ogromna klapa finansowa.
Fabuła filmu nie brzmi specjalnie skomplikowanie. Oto po stopnieniu lodowców Ziemia zamieniła się w wielki ocean. Ludzie, którym udało się przetrwać, zmuszeni są do tworzenia swoich domów na skromnych łodziach, walcząc o pożywienie i broniąc się przed piratami. Głównym bohaterem jest Żeglarz, samotnik, któremu na skutek mutacji wyrosły skrzela. Splot wydarzeń sprawia, że spotyka na swojej drodze kobietę i małą dziewczynkę, które chcą za wszelką cenę dostać się na mityczny Suchy Ląd. Okazuje się, że młoda bohaterka ma na swoich plecach wytatuowaną mapę, na którą polują też niestety piraci. Już na papierze mamy jasny sygnał, że będzie to kino drogi z bardzo wyraźnym motywem przewodnim. W głównych rolach chciano początkowo zatrudnić mało znanych aktorów i bardzo ciekawy koncept miał zostać zaprezentowany za pomocą oszczędnych środków. Studio Universal zapytało jednak Kevina Costnera o możliwość wzięcia udziału w filmie. Ten się zgodził i zechciał się podzielić swoimi... doświadczeniami.
Aktor był na fali i zapragnął wcielić się w rolę herosa, który nigdy nie popełnia błędów. Rzeczywiście tak się dzieje, bo przez trwający ponad dwie godziny film obserwujemy mężczyznę niebanalnego, który radzi sobie z każdymi przeciwnościami losu. Costner być może uwierzył, że taki też jest w życiu prywatnym i jego decyzje związane z produkcją na pewno przyniosą spodziewany efekt. Nie chcę w tym momencie osądzać i piętnować aktora, który był też producentem Wodnego świata. Nie można mu bowiem odmówić zapału i chęci, ale szereg podjętych przez niego decyzji przeszedł na zawsze do niechlubnej historii. Costner wprowadził swoje porządki i zechciał, aby na stołku reżysera był uznany twórca. Wybór padł na Kevina Reynoldsa, z którym bardzo dobrze mu się pracowało przy innych filmach. Tego typu decyzje zwiększały budżet, który z 10 mln dolarów urósł do... 175 mln dolarów, co nawet na dzisiejsze standardy robi ogromne wrażenie (dla porównania zjawiskowy Thor: Ragnarok kosztował 180 mln dolarów).
Możecie sobie zatem wyobrazić, jak bardzo nietypowo musiały prezentować się kulisy tego filmu. Księgowi Universalu pewnie nie raz musieli podrapać się w głowę, siedząc nad kolejnymi fakturami. Realizacja całości filmu na wodzie, niebanalna scenografia, prawdziwe łodzie, motorówki Kawasaki i kostiumy - to wszystko wpływa oczywiście na pozytywny odbiór filmu i klimat produkcji, ale twórcy całkowicie się w tym zatracili. Do tego dochodzą liczne niedogodności związane z kręceniem na wodzie, liczne wypadki i huragan, który zniszczył niezwykle kosztowną platformę. W czasie kręcenia pojawił się m.in. problem z przerwami na lunch, które odbywały się w nieregularnych porach. Ucieszenie związków zawodowych miało swoją cenę, podobnie jak hotel, w którym chciał zostać ulokowany Costner.
Problemy jednak nie pojawiały się tylko przez chęć kręcenia wszystkiego na wodzie. Wielokrotnie zmieniano scenariusz filmu i do gaszenia pożaru zatrudniono nawet Jossa Whedona, który miał nanieść kolejne poprawki. Późniejszy reżyser Avengers po latach wspominał, że zawitanie na plan Wodnego świata było drogą przez mękę. Niestety, jego działania nie przyczyniły się do pozytywnego odbioru całości. W momencie premiery Wodny świat był najdroższym filmem w historii, ale nie przyniósł spodziewanych zysków. Widzowie, którzy wychodzili z sali kinowej, też nie byli specjalnie zachwyceni. Produkcję krytykowano choćby za wyświechtaną fabułę i opieranie się na licznych atrakcjach utkanych w drogich elementach scenografii. Najgorzej jednak oceniono grę Kevina Costnera, który wykonuje swoją rolę śmiertelnie poważnie, stojąc chociażby w opozycji do Dennisa Hoppera, bawiącego się kiepsko napisanym czarnym charakterem.
Po latach okazuje się jednak, że Wodny świat wciąż może dostarczyć odpowiednich wrażeń. Dziś szczególnie zachwycają kostiumy i wykorzystanie efektów praktycznych. Każdy, nawet statysta, ubrany jest w niebanalne stroje i od warstwy wizualnej można film chwalić. Zwłaszcza że minęło 25 lat, a to wciąż wygląda zjawiskowo. Momentami też czuć ducha przygody i zainteresowanie fabułą, w której przedstawiono dosyć ciekawy świat i zasady nim panujące. Główny problem zaczyna się właśnie przy bohaterach. Costnera i Hoppera wspomniałem, mamy też Jeanne Tripplehorn w roli Helen, która zagrała poniżej oczekiwań, dziwną postać wytatuowanej młodej dziewczynki granej przez Tinę Majorino oraz szalonego Starego Gregora, w tej roli Michael Jeter. W tym brudnym i smutnym świecie, acz bardzo ciekawym, trudno jest znaleźć postać, z którą chciałoby się ten świat eksplorować.
Nie mam do Wodnego świata zbyt dużego sentymentu. Za dzieciaka nie bawił mnie szczególnie i nie prezentował na tyle przygodowej historii, żebym chciał znaleźć się na miejscu bohaterów. Teraz jednak przy kolejnym seansie poczułem te wszystkie krople potu, ogromne ambicje i chęci stworzenia czegoś wielkiego. Zobaczyłem tych wszystkich ludzi szyjących ubrania i konstruujących niezwykłe scenografie. Pod tym kątem Wodny świat zachwyca i prezentuje na swój sposób piękno kina, które nie bez przyczyny nazywane jest przecież fabryką snów. Kevin Costner wyśnił swój, chciał zagrać bohatera wielkiego, być może tak wielkiego, jak on sam myślał o sobie. Zapłacił za to, bo po tym filmie jego kariera wyraźnie przystopowała. Pozostawił po sobie film widowiskowy z dużym rozmachem i niezwykłym tempem, gdzie mimo długiego metrażu, naprawdę trudno o nudę. Czuć jednak problemy toczące ten film od środka i mamy niestety kiepsko zagraną produkcję z nieciekawymi bohaterami i fabularną wydmuszkę złożoną z klisz.