Marvel to marka znana każdemu miłośnikowi komiksów. Film "Renesans Marvela" ukazuje, w jaki sposób wydawnictwo, które w 1996 roku ogłosiło upadłość, stało się po piętnastu latach medialnym imperium. Założone w 1939 roku wydawnictwo Marvel (początkowo znane jako Timely Comics) to jedna z najsilniejszych marek w świecie komiksów. Wydawca powieści graficznych o przygodach Spider-Mana, Daredevila czy Hulka w 1996 roku znalazł się na dnie i ogłosił bankructwo. Już rok później we współpracy z producentem filmowym Avim Aradem utworzono Marvel Entertainement, konglomerat medialny, który nie tylko zajął się wydawaniem komiksów, ale także produkcją nakręconych na ich podstawie filmów i seriali. Autorzy skupieni wokół wydawnictwa wspominają tę spektakularną transformację. Renesans wydawnictwa Marvel to jeden z najciekawszych przypadków redefiniowania popularnej marki po to, by uratować jej istnienie. Wyreżyserowany przez zafascynowanych uniwersum Marvela francuskich filmowców dokument próbuje wyjaśnić ten fenomen. Dzięki rozmowom ze związanymi z wydawnictwem pisarzami, rysownikami, scenarzystami i producentami widzowie mogą dokładnie prześledzić drogę, którą przeszła marka Marvel od ogłoszonego w 1996 roku bankructwa do spektakularnego sukcesu.
Najnowsza recenzja redakcji
"Marvel Renaissance" to świetne uzupełnienie do książki „Niezwykła historia Marvel Comics” - dowiecie się z niego, jak w gabinetach biznesmenów zapadają decyzje o losach Waszych komiksowych ulubieńców oraz jak dzięki tym decyzjom firma Marvel miewała się raz lepiej, raz gorzej. To opowieść o załamaniu rynku, o wielusetmilionowych długach, wielkich rekinach z Wall Street i późniejszym pięknym odrodzeniu dzięki świeżym pomysłom, odważnym twórcom i udanym filmom.
Francuscy filmowcy ciekawie dotarli na każdy poziom popkulturowej piramidy - od gabinetów na najwyższych piętrach przez pracownie twórców po komiksowe nowojorskie sklepy (ha, rozpoznałem wszystkie co do jednego – mogę podać adresy z pamięci), od komiksowych twórców przez prawników i prezesów po branżowych dziennikarzy. Każdy na tę historię patrzy z innej perspektywy i opowiada inaczej. Bo przecież czym innym jest Marvel dla prawnika negocjującego wielkie zadłużenie firmy, czym innym dla Marka Millara, który podjął ryzyko współpracy z Marvelem w najbardziej kryzysowym okresie, a czym innym dla dziennikarza z „Latino Review” (źródła newsów, z którego często w naEKRANIE korzystamy), który z szelmowskim uśmiechem opowiada, jak pierwsi zdobyli i upublicznili wiadomość o tym, że najważniejszym filmem Marvela w 2014 roku będą „Guardians of the Galaxy”, i jakie mieli potem przez to kłopoty.
[video-browser playlist="711007" suggest=""]
Najciekawszy wniosek, jaki wynika z tego dokumentu, to to, że kryzys z końcówki XX wieku bardzo dobrze zrobił temu wydawnictwu na poziomie samych komiksów. Gdy wszystko idzie naprawdę źle, podejmuje się znacznie odważniejsze decyzje. Zatrudnienie Quesady i Palmiottiego tym właśnie było. Późniejsza linia „Ultimate” i oddanie je w ręce Bendisa czy Millara to właśnie decyzje, których nigdy by nie podjęto, gdyby wszystko szło nieźle. Marvel odrodził się jak feniks, a my dostaliśmy świetną porcję nowych dobrych komiksów (z czasem również filmów).
Już dekady temu było wiadomo, że wydawanie komiksów to tylko podtrzymywanie popularności bohaterów, którzy potem sprzedawani są na milionach pudełek, zeszytów, pościeli, jako zabawki czy w każdej innej możliwej postaci. Ale nie zmienia to faktu, że trzeba tę popularność podtrzymywać - i to jak najlepszymi historiami, by nie tylko nie stracić odbiorców, ale przejąć również część tych, którzy zainteresowali się superherosami dopiero po wizycie w kinie.
Czytaj również: Marvel nie będzie promować się na San Diego Comic-Con 2015 ze strachu
Dziś Marvel robi to naprawdę dobrze i to tak naprawdę nas interesuje. A że gdzieś tam w wielkich biurowcach wielcy biznesmeni liczą sobie słupki z miliardami – póki nie wtrącają się w same komiksowe fabuły, niech sobie tam będą. Najwyżej raz na kilka lat obejrzymy o nich jakiś dokument na HBO GO.