Najnowsza recenzja redakcji
Wyspa śmierci rozgrywa się dwa lata po wydarzeniach przedstawionych w produkcji Resident Evil: Wieczny Mrok, tuż po tych z Resident Evil: Vendetta.
W najnowszym filmie po raz pierwszy możemy zobaczyć wszystkie główne postacie z cyklu RE. Bohaterowie grają razem, ale czy faktycznie do jednej bramki? To coś nowego, czego wcześniej nie doświadczyliśmy w ekranizacjach serii gier Capcomu. Jednak miało to miejsce w grach wideo.
Gdy poznajemy bohaterów, każdy z nich zajmuje się swoimi sprawami, niekoniecznie związanymi z wydarzeniami z Raccoon City (przykładowo: Claire pomaga zwierzętom wykorzystywanym wcześniej jako B.O.W). Prowadzą niezależne śledztwa i wpadają na ten sam trop, który wiedzie ich do tytułowej wyspy śmierci – Alcatraz. Nie wiedzą, czego mogą się tam spodziewać. Nie mają też pojęcia, kto za tym wszystkim stoi. To wielka zagadka również dla widzów. Niestety nowy złoczyńca, choć zgrabnie przedstawiony i wprowadzony, okazuje się antybohaterem, o którym szybko zapomnimy.
W wątku fabularnym widoczne są pewne mankamenty. Choć fabuła trzyma się kupy, jest dość przewidywalna, a nowy złoczyńca kieruje się infantylnymi pobudkami. Biorąc pod uwagę fakt, że cała plejada gwiazd cyklu po raz pierwszy występuje w jednym filmie, chciałoby się, aby mieli za przeciwnika znacznie silniejszego i ambitniejszego antagonistę. Mimo tego nie brakuje finału napisanego wielkimi literami. Jeśli kiedykolwiek graliście w Resident Evil, na Waszych twarzach pojawi się uśmiech zadowolenia.
Pod względem technicznym RE: Wyspa śmierci to całkiem udana produkcja. Animacje są szczegółowe i płynne, nawet w scenach akcji. Oprawa wizualna jest tak świetnie wykonana, że widz czasami zastanawia się, czy ma do czynienia z animacją, czy z prawdziwym obrazem z realnymi ludźmi.
Mimo pewnych niedociągnięć Resident Evil: Wyspa śmierci to niezła odsłona nie tylko w serii animowanej, ale także w całym filmowym uniwersum. Prezentuje poziom podobny do Vendetty, znacznie lepszy niż Resident Evil: Witajcie w Raccoon City. Jeśli jesteście fanami tego świata lub ogólnie animowanego horroru, musicie to zobaczyć. Wyspa śmierci to w zasadzie ukłon w stronę gamerów – twórcy puszczają do nich oko wieloma nawiązaniami do licznych serii gier (np. sekwencją otwierającą film, skórkami postaci czy charakterystycznym chodem rannej Jill). Dla mnie – gracza i miłośnika RE – to całkiem udana produkcja, rozbudowująca bogate już uniwersum. Myślę, że innym graczom film również będzie się podobał. Jednak osoby, które nie grały w żadną z odsłon, a jedynie coś tam o nich słyszały, skończą seans z poczuciem zmarnowanych 90 minut życia.