Napięte relacje Marthy z matką ulegają całkowitemu zerwaniu, gdy nieporozumienie doprowadza do ich rozstania. Ich wspólna przyjaciółka Ingrid dostrzega obie strony konfliktu.
Aktorzy:
Antonios Antoniadis, Sarah Demeestere (14) więcejKompozytorzy:
Alberto IglesiasReżyserzy:
Pedro AlmodóvarProducenci:
Lara Costa Calzado, Joshua Blum (3) więcejScenarzyści:
Sigrid Nunez, Pedro AlmodóvarPremiera (Świat):
1 września 2024Premiera (Polska):
27 grudnia 2024Kraj produkcji:
HiszpaniaCzas trwania:
110 min.Gatunek:
Dramat
Trailery i materiały wideo
The Room Next Door - zwiastun
Najnowsza recenzja redakcji
W pokoju obok z całą pewnością nie jest filmem, który uspokoi osoby podejrzewające Pedra Almodóvara o artystyczną zadyszkę. Po znakomitym Bólu i blasku (2019) i udanej krótkometrażówce Ludzki głos (2020) hiszpański reżyser wyraźnie obniżył loty w Matkach równoległych (2021) i Dziwnych ścieżkach życia (2023). Jego najnowsze dzieło, będące przy okazji pierwszą pełnometrażową produkcją anglojęzyczną w dorobku zdobywcy Oscara, sprawi, że pogłoski o kryzysie twórczym powrócą ze zdwojoną siłą – i to pomimo faktu, iż obraz ten został nagrodzony na Festiwalu w Wenecji Złotym Lwem. Choć Almodóvar znów bierze się za bary z Wielkimi Tematami, tym razem opowiadając o eutanazji, W pokoju obok kuleje na poziomie scenariuszowym i realizacyjnym. Momentami koszmarne, drętwe dialogi odzierają tę historię z tak uwielbianej przez Hiszpana duszy. Wydaje się, że 75-letni geniusz stracił gdzieś swój pazur i ma nam do powiedzenia coraz mniej w kwestii otaczającego nas świata. Co więcej, ofiarami jego niezbyt udanych decyzji padają także wcielające się w główne role Tilda Swinton i Julianne Moore. Aktorki mają olbrzymi problem ze zrozumieniem artystycznych zamiarów autora, nie mogąc nadać swoim postaciom żadnej głębi. Almodóvar, wcześniej po mistrzowsku operujący ekranowym kiczem i pozorowaną sztucznością przekazu, teraz zostaje przez ukochane narzędzia przygnieciony. Dla X Muzy dobrze byłoby, aby jeszcze zdołał powstać.
Ceniona powieściopisarka Ingrid (Moore) w trakcie jednego z wieczorków autorskich dowiaduje się, że jej dawna przyjaciółka, korespondentka wojenna Martha (Swinton), jest poważnie chora. Postanawia ją odwiedzić w szpitalu – stare emocje w mgnieniu oka odżywają, a obie kobiety zachowują się tak, jakby przerwa w ich relacji nigdy się nie wydarzyła. Dzielą się wspomnieniami, poglądami na życie, dyskutują nawet o wspólnym kochanku (John Turturro w zatrważająco nieciekawej roli). Rzecz w tym, że Martha zmaga się z niemożliwym już do pokonania rakiem, odmawia chemioterapii i przygotowuje się na nieuchronnie zbliżającą się śmierć. Wszystko wskazuje na to, że zdążyła pogodzić się z losem; pragnie jedynie odejść na swoich warunkach. Bohaterka chce więc poddać się eutanazji w wynajętym domu, do którego zaprasza również Ingrid – ta ma zamieszkać "w pokoju obok" i towarzyszyć przyjaciółce w jej ostatnich dniach. Zanim nadejdzie koniec, kobiety będą jeszcze wspólnie gotować, oglądać filmy z Busterem Keatonem i wspominać przeszłość. Najważniejsza zasada jest prosta: gdy drzwi do pokoju Marthy będą zamknięte, to znak, że kobieta odebrała sobie życie.
Owszem, W pokoju obok ma w sobie kilka tak charakterystycznych dla Hiszpana nut subtelności i przewrotności, które pozwalają autorowi na stworzenie zapadających w pamięć scen, jak choćby przezabawnej rozmowy Ingrid z trenerem przygotowania fizycznego czy śmiertelnego "fałszywego alarmu", dopełnionego jeszcze wizualną maestrią – Almodóvar wciąż udowadnia, że jest chyba najlepszym malarzem wśród żyjących reżyserów. To jednak stanowczo za mało, aby przykryć wrażenie, że twórca zupełnie pogubił się, jeśli idzie o sam przekaz. Nie wiem, co najbardziej wpłynęło na ostateczny kształt scenariusza, ale po seansie można dojść do wniosku, że były to problemy w przekładzie z hiszpańskiego na angielski. Od samego początku czuć, że reżyser gra nie na swoim boisku, jakby przybycie do USA cofnęło jego artystyczne wizjonerstwo o kilka dekad. Widać to najmocniej na poziomie dialogów – sztucznych, wyzutych z emocji, pisanych raczej pod dyktando przemyśleń licealisty niż przepełnionego życiową mądrością 75-latka. Almodóvar nie dość, że nie ma do powiedzenia na temat eutanazji nic odkrywczego, to jeszcze z sobie tylko znanych powodów ustami bohaterek postanawia wykrzyczeć (dosłownie!) własny i zupełnie niepasujący do toku wywodu pogląd w aspekcie zagrożeń ekologicznych. Mija ledwie chwila, a bohaterki mówią o tym, co aktualnie robią – to odbiera kolejną szansę na zbudowanie pomiędzy nimi ekranowej chemii. Na Boga, to będzie chyba kwintesencja zjawiska, które w języku angielskim określamy jako "lazy writing". Gdyby nie przywołane wcześniej sceny, nie powiedziałbyś, że reżyserem tej produkcji jest człowiek uchodzący za jednego z najlepszych scenarzystów końca XX i początku XXI wieku.
Choć Swinton i Moore dwoją się i troją, by ich postacie mówiły ludzkim głosem, autor nieustannie rzuca im kłody pod nogi swoim nieuporządkowanym zlepkiem refleksji. Widzom nie udzieli się więc ani ból Marthy, ani inspiracje artystyczne, jakie w procesie odchodzenia przyjaciółki koniec końców dostrzeże Ingrid. Bohaterki przepadają w kiczu, uznawanym przecież za największą broń Almodóvara, a jednak uderzającym w niego rykoszetem. Dość powiedzieć, że sceny retrospekcji czy w zamierzeniu przewrotny epilog wyglądają tak, jakby zostały nakręcone przez dopiero wchodzącego w świat X Muzy młokosa pozbawionego reżyserskiego warsztatu. Stąd już rzut beretem do dyskusji o chorobie, na jaką cierpi dziś wielu sędziwych, legendarnych twórców, którzy na starość drastycznie tracą kontakt z widownią – vide ostatnie dzieła Krzysztofa Zanussiego czy Francis Ford Coppola w Megalopolis. Na całe szczęście Hiszpan potrafi w nas jeszcze wzbudzić nostalgię, bo to właśnie jej domieszki są tym, co w jego nowym filmie najpiękniejsze. To jakaś niemożliwa do uchwycenia tęsknota: za życiem, za czasami świetności, za wiarą w lepsze jutro. I jednoczesny szacunek do indywidualnych wyborów, nawet jeśli jest nim wspomagane samobójstwo. Szkoda tylko, że mówiąc nam o tym wszystkim, Pedro Almodóvar zachowuje się tak, jakby sam przebywał w pokoju obok: głos jest znajomo brzmiący, tylko zbyt mało wyrazisty, abyśmy otworzyli dla reżysera drzwi. A może to właśnie o ich zamknięcie chodzi?