W pokoju obok - recenzja filmu [American Film Festival 2024]
Data premiery w Polsce: 27 grudnia 2024W pokoju obok to film, który na nowo rozpali dyskusję o kryzysie twórczym Pedra Almodóvara. Recenzujemy produkcję, która na Festiwalu w Wenecji otrzymała Złotego Lwa.
W pokoju obok to film, który na nowo rozpali dyskusję o kryzysie twórczym Pedra Almodóvara. Recenzujemy produkcję, która na Festiwalu w Wenecji otrzymała Złotego Lwa.
W pokoju obok z całą pewnością nie jest filmem, który uspokoi osoby podejrzewające Pedra Almodóvara o artystyczną zadyszkę. Po znakomitym Bólu i blasku (2019) i udanej krótkometrażówce Ludzki głos (2020) hiszpański reżyser wyraźnie obniżył loty w Matkach równoległych (2021) i Dziwnych ścieżkach życia (2023). Jego najnowsze dzieło, będące przy okazji pierwszą pełnometrażową produkcją anglojęzyczną w dorobku zdobywcy Oscara, sprawi, że pogłoski o kryzysie twórczym powrócą ze zdwojoną siłą – i to pomimo faktu, iż obraz ten został nagrodzony na Festiwalu w Wenecji Złotym Lwem. Choć Almodóvar znów bierze się za bary z Wielkimi Tematami, tym razem opowiadając o eutanazji, W pokoju obok kuleje na poziomie scenariuszowym i realizacyjnym. Momentami koszmarne, drętwe dialogi odzierają tę historię z tak uwielbianej przez Hiszpana duszy. Wydaje się, że 75-letni geniusz stracił gdzieś swój pazur i ma nam do powiedzenia coraz mniej w kwestii otaczającego nas świata. Co więcej, ofiarami jego niezbyt udanych decyzji padają także wcielające się w główne role Tilda Swinton i Julianne Moore. Aktorki mają olbrzymi problem ze zrozumieniem artystycznych zamiarów autora, nie mogąc nadać swoim postaciom żadnej głębi. Almodóvar, wcześniej po mistrzowsku operujący ekranowym kiczem i pozorowaną sztucznością przekazu, teraz zostaje przez ukochane narzędzia przygnieciony. Dla X Muzy dobrze byłoby, aby jeszcze zdołał powstać.
Ceniona powieściopisarka Ingrid (Moore) w trakcie jednego z wieczorków autorskich dowiaduje się, że jej dawna przyjaciółka, korespondentka wojenna Martha (Swinton), jest poważnie chora. Postanawia ją odwiedzić w szpitalu – stare emocje w mgnieniu oka odżywają, a obie kobiety zachowują się tak, jakby przerwa w ich relacji nigdy się nie wydarzyła. Dzielą się wspomnieniami, poglądami na życie, dyskutują nawet o wspólnym kochanku (John Turturro w zatrważająco nieciekawej roli). Rzecz w tym, że Martha zmaga się z niemożliwym już do pokonania rakiem, odmawia chemioterapii i przygotowuje się na nieuchronnie zbliżającą się śmierć. Wszystko wskazuje na to, że zdążyła pogodzić się z losem; pragnie jedynie odejść na swoich warunkach. Bohaterka chce więc poddać się eutanazji w wynajętym domu, do którego zaprasza również Ingrid – ta ma zamieszkać "w pokoju obok" i towarzyszyć przyjaciółce w jej ostatnich dniach. Zanim nadejdzie koniec, kobiety będą jeszcze wspólnie gotować, oglądać filmy z Busterem Keatonem i wspominać przeszłość. Najważniejsza zasada jest prosta: gdy drzwi do pokoju Marthy będą zamknięte, to znak, że kobieta odebrała sobie życie.
Owszem, W pokoju obok ma w sobie kilka tak charakterystycznych dla Hiszpana nut subtelności i przewrotności, które pozwalają autorowi na stworzenie zapadających w pamięć scen, jak choćby przezabawnej rozmowy Ingrid z trenerem przygotowania fizycznego czy śmiertelnego "fałszywego alarmu", dopełnionego jeszcze wizualną maestrią – Almodóvar wciąż udowadnia, że jest chyba najlepszym malarzem wśród żyjących reżyserów. To jednak stanowczo za mało, aby przykryć wrażenie, że twórca zupełnie pogubił się, jeśli idzie o sam przekaz. Nie wiem, co najbardziej wpłynęło na ostateczny kształt scenariusza, ale po seansie można dojść do wniosku, że były to problemy w przekładzie z hiszpańskiego na angielski. Od samego początku czuć, że reżyser gra nie na swoim boisku, jakby przybycie do USA cofnęło jego artystyczne wizjonerstwo o kilka dekad. Widać to najmocniej na poziomie dialogów – sztucznych, wyzutych z emocji, pisanych raczej pod dyktando przemyśleń licealisty niż przepełnionego życiową mądrością 75-latka. Almodóvar nie dość, że nie ma do powiedzenia na temat eutanazji nic odkrywczego, to jeszcze z sobie tylko znanych powodów ustami bohaterek postanawia wykrzyczeć (dosłownie!) własny i zupełnie niepasujący do toku wywodu pogląd w aspekcie zagrożeń ekologicznych. Mija ledwie chwila, a bohaterki mówią o tym, co aktualnie robią – to odbiera kolejną szansę na zbudowanie pomiędzy nimi ekranowej chemii. Na Boga, to będzie chyba kwintesencja zjawiska, które w języku angielskim określamy jako "lazy writing". Gdyby nie przywołane wcześniej sceny, nie powiedziałbyś, że reżyserem tej produkcji jest człowiek uchodzący za jednego z najlepszych scenarzystów końca XX i początku XXI wieku.
Choć Swinton i Moore dwoją się i troją, by ich postacie mówiły ludzkim głosem, autor nieustannie rzuca im kłody pod nogi swoim nieuporządkowanym zlepkiem refleksji. Widzom nie udzieli się więc ani ból Marthy, ani inspiracje artystyczne, jakie w procesie odchodzenia przyjaciółki koniec końców dostrzeże Ingrid. Bohaterki przepadają w kiczu, uznawanym przecież za największą broń Almodóvara, a jednak uderzającym w niego rykoszetem. Dość powiedzieć, że sceny retrospekcji czy w zamierzeniu przewrotny epilog wyglądają tak, jakby zostały nakręcone przez dopiero wchodzącego w świat X Muzy młokosa pozbawionego reżyserskiego warsztatu. Stąd już rzut beretem do dyskusji o chorobie, na jaką cierpi dziś wielu sędziwych, legendarnych twórców, którzy na starość drastycznie tracą kontakt z widownią – vide ostatnie dzieła Krzysztofa Zanussiego czy Francis Ford Coppola w Megalopolis. Na całe szczęście Hiszpan potrafi w nas jeszcze wzbudzić nostalgię, bo to właśnie jej domieszki są tym, co w jego nowym filmie najpiękniejsze. To jakaś niemożliwa do uchwycenia tęsknota: za życiem, za czasami świetności, za wiarą w lepsze jutro. I jednoczesny szacunek do indywidualnych wyborów, nawet jeśli jest nim wspomagane samobójstwo. Szkoda tylko, że mówiąc nam o tym wszystkim, Pedro Almodóvar zachowuje się tak, jakby sam przebywał w pokoju obok: głos jest znajomo brzmiący, tylko zbyt mało wyrazisty, abyśmy otworzyli dla reżysera drzwi. A może to właśnie o ich zamknięcie chodzi?
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat