Kraj produkcji:
JaponiaGatunek:
Strategiczna, RPGDeveloper:
Square EnixPlatforma:
PS5, PS4Wydawca:
Świat: Square Enix
Najnowsza recenzja redakcji
Jeśli miałbym określić The DioField Chronicle jednym zdaniem, byłoby to "Fire Emblem z Biedronki" lub (skracając formułę pewnego popularnego dowcipu do ostatniego zdania) "Fire Emblem w domu". Nie to, że mam coś przeciwko niskobudżetowym grom czy innym indykom, ale to skojarzenie bije tutaj od pierwszych minut. Począwszy od oprawy audiowizualnej, przez jakość scenariusza, a na mechanice skończywszy. Wszystko to już gdzieś widzieliśmy, tyle że lepiej, staranniej i z większym nakładem pracy.
Fabuła gry to zbitek generycznych klisz znanych z klasyki High Fantasy. Grupa głównych bohaterów (z czego co najmniej jeden to szlachcic szukający zemsty), pradawne źródło magii, atak złego królestwa, demony, fanatyczna wiara, zdrada i knowania – wszystkie te elementy są tu obecne. I nie byłoby w tym absolutnie niczego złego (przecież większość hitów oparta jest na tych samych schematach i narzędziach fabularnych), gdyby nie fakt, że wszystko to jest w tej produkcji napisane totalnie bez duszy i polotu. Postacie są drętwe, ich geneza, choć głęboka, szybko nudzi i w większości przypadków stanowi przerost formy nad treścią, co powoduje, że nawet do głównych bohaterów ciężko się przyzwyczaić. Nie pomaga nawet fakt, że twórcom udało się zebrać naprawdę świetnych aktorów głosowych, którym jako narrator przewodzi Doug Cockle, czyli angielski głos Geralta z gier. Nie wiem, czy to kwestia zbyt sztywnego tłumaczenia dialogów, ale całość jest wymuszona. A to w połączeniu ze wspomnianą słabą historią i miałkimi postaciami powoduje, że fabularnie gra absolutnie nie zapada w pamięć.
Znacznie lepiej jest w przypadku mechaniki. Sedno rozgrywki to szybkie, krótkie i intensywne starcia niewielkich oddziałów w czasie rzeczywistym, z opcją pauzy i wydawania bardziej precyzyjnych rozkazów danej jednostce. I tu pojawia się nieco frustracji, bo o ile sam aspekt strategiczny jest naprawdę dobrze przemyślany, to już sterowanie nie. Jest nieprecyzyjne, upierdliwe, zdecydowanie bardziej dostosowane do walki turowej. Z tego, co mi wiadomo, granie z użyciem myszki i klawiatury zupełnie tu nie pomaga. Starcia są na szczęście, jak już pisałem, krótkie, dynamiczne, a do sterowania można się w większości przyzwyczaić. Na duży plus należy zaliczyć dwie rzeczy. Po pierwsze zróżnicowanie misji i przeciwników tak, że się nie nudzą i nie są powtarzalne. Po drugie gra zawiera nadspodziewanie głęboki system rozwoju postaci, który pozwala na stworzenie naprawdę zgranego i skutecznego zespołu, który poradzi sobie z każdą misją.
Pozostaje jeszcze kwestia oprawy. Powiedzmy, że artstyle tej gry jest, delikatnie to ująwszy, specyficzny. O ile jeszcze ręcznie rysowana część grafiki prezentuje się na poziomie, to minimalistyczne 3D już kompletnie nie jest moją bajką. Sztywne ruchy postaci, animacje ataków i szczątkowe efekty cząsteczkowe należą spokojnie do ery PlayStation 3. I jasne, sam gram w różne klasyki JRPG z tamtej ery konsol, ale to nie usprawiedliwia wydania tak wyglądającego tytułu w 2022 roku. Świetnie za to wypada muzyka, która dopasowana jest do każdej sytuacji i znakomicie podkreśla to, co dzieje się na ekranie. Ale to nie powinno być niespodzianką, bo mało kto operuje w swoich grach muzyką tak, jak robią to Japończycy.
Podsumowując, nie znajdziemy w The DioField Chronicle praktycznie niczego nowego, a do tego większość elementów jest tu wykonana totalnie bez postarania się czy ambicji. Mamy do czynienia z grą co najwyżej średnią. Idealną na Switcha czy Steam Decka, jeśli chcemy sobie umilić drogę czy kilka minut przerwy, przechodząc na szybko jakąś misję. Szczerze mówiąc, sam nie mógłbym spędzić przy tej produkcji więcej niż godzinę czy dwie na jedno posiedzenie.
Plusy:
+ rozwój postaci;
+ mechanika walki;
+ aktorzy głosowi;
+ krótkie, różnorodne misje.
Minusy:
- fabuła;
- oprawa graficzna.