Czarny Młot/Liga Sprawiedliwości: Młot sprawiedliwości - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 28 października 2020Od kilku lat uniwersum Czarnego Młota rozrasta się sukcesywnie, oferując czytelnikom kawał dobrej, superbohaterskiej rozrywki. Można śmiało stwierdzić, że crossover wciąż młodej serii Jefa Lemire’a z Ligą sprawiedliwości z Uniwersum DC jest dla niej swoistą nobilitacją i dobrym sposobem na zdobycie jeszcze większej popularności.
Od kilku lat uniwersum Czarnego Młota rozrasta się sukcesywnie, oferując czytelnikom kawał dobrej, superbohaterskiej rozrywki. Można śmiało stwierdzić, że crossover wciąż młodej serii Jefa Lemire’a z Ligą sprawiedliwości z Uniwersum DC jest dla niej swoistą nobilitacją i dobrym sposobem na zdobycie jeszcze większej popularności.
Mimo że teoretycznie fabuła głównej serii dobiegła końca, nie przeszkadza to kanadyjskiemu scenarzyście nadal bawić się własnym uniwersum. W spin-offach Czarnego Młota mieliśmy już dalekie skoki zarówno w przeszłość, jak i w przyszłość tego świata, ale crossover z Ligą Sprawiedliwości to jednak coś więcej. Opowieść i bohaterowie stworzeni przez Jeffa Lemire’a wskakują tym samym do superbohaterskiej pierwszej komiksowej ligi i być może za jakiś czas możemy spodziewać się w ramach tej franczyzy filmu lub serialu. Patrząc na popularność marki Hellboya Mike’a Mignoli, również wydawanego przez Dark Horse Comics, Jeff Lemire ma z kogo brać dobry przykład.
Okładka crossoveru dokładnie zapowiada, czego możemy spodziewać się po fabule. Znowu wracamy do czasów, kiedy drużyna ze Spiral City tkwiła długie lata na farmie, z tą różnicą, że w tej wiejskiej scenerii lądują tym razem bohaterowie z DC, na których twarzach widzimy szok i niedowierzanie. Natomiast Abraham Slam i spółka przenoszą się do Metropolis i jak można wnioskować z ich bojowej postawy, raczej nikt ich tam nie powitał kwiatami.
Sprawcą tego zamieszania jest tajemniczy wąsaty jegomość w kapeluszu, garniturze i aktówką u boku i jego prawdziwe zamiary Lemire przez długi czas trzyma w ukryciu. Ważniejszy bowiem w Młocie sprawiedliwości jest rodzaj zabawy superbohaterskimi kliszami, które z tej podwójnej perspektywy owocują bardzo pomysłowymi rozwiązaniami. Czarny Młot sam w sobie jest z jednej strony pastiszem, z drugiej hołdem dla klasycznych opowieści o herosach w trykotach. Tutaj zaś jest okazja do czegoś więcej - konfrontacji obu tych światów także w sferze narracji stosowanej w jednym i drugim uniwersum.
Może zabrzmiało to poważnie, a tak naprawdę crossover dzięki temu, że bohaterowie zamieniają się miejscami nabiera fabularnej i formalnej lekkości. Sypią się one-linery i zabawne sytuacje, które mają szansę wejść do klasyki gatunku. Problem z przeklinaniem na Ziemi w Uniwersum DC, scena przesłuchania uwięzionych w Metropolis bohaterów, w której pierwsze skrzypce grają seksualne aluzje, czy wątek z Batmanem, który zgodnie ze swoją naturą detektywa patroluje puste i ciche ulice miasteczka w pobliżu Farmy to creme de la creme rozbrajających pomysłów Jeffa Lemire’a. Świetna jest też warstwa graficzna, w której Michael Walsh zachował klimat podstawowej serii rysowanej przez Deana Ormstona, ale też jakby tchnął więcej życia w bohaterów Ligi Sprawiedliwości, którzy na Farmie przeżywają rozterki podobne do tych będących niedawno udziałem drużyny Czarnego Młota. Wisienką na torcie jest tutaj występ rzadko obecnej na polskim rynku Zatanny, która w parze z Golden Girl tworzy wybuchowy duet.
Młot sprawiedliwości to ledwie pięć zeszytów, które jednak dostarczają o wiele więcej frajdy niż niejedna długa historia z Uniwersum DC. Lemire’owi udało się tu praktycznie wszystko i razem z Doktorem Starem ten tom można uznać za najlepszą odsłonę wśród historii spoza głównej serii kanadyjskiego artysty. A najbardziej potencjał łączenia superbohaterskich światów jest widoczny w dodatkach na końcu albumu. Galeria ponad dwudziestu alternatywnych okładek to sam miód dla oczu i wyraźny sygnał, że z tego pomysłu połączenia uniwersów można by wyciągnąć dużo więcej. Chociaż być może najlepszy jest właśnie jednorazowy, krótki strzał, bo przy większej ilości materiału można zwyczajnie przedobrzyć. W tym przypadku Lemire idealnie trafił do celu, dając wielbicielom superbohaterskich przygód historię, do której z przyjemnością będą nie raz powracać.
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat