Dziwnie jest poruszać się w otwartej przestrzeni. Żyję od tak dawna pod ziemią, że chyba doznałbym szoku pod rozgwieżdżonym niebem. Ale gwieździste niebo należy już do przeszłości. Pokrywa chmur, z której spada lepki śnieg, jest jak niskie sklepienie grobowca. Czasami myślę sobie, że Ziemia stała się olbrzymim grobem, mogiłą dla całej ludzkości, i że my, nieliczni ocaleni, jesteśmy jedynie niewygodnymi anomaliami statystycznymi, żałosną resztą z działania matematycznego, które powiodło się niemal perfekcyjnie.
Akcja pierwszej nierosyjskiej powieści z cyklu Uniwersum Metro 2033 zaczyna się w rzymskich katakumbach. Razem z jednym z nielicznych ocalałych z Katastrofy katolickich księży – Johnem Danielsem – wyruszamy przez skutą lodem postapokaliptyczną Italię, by wypełnić powierzoną mu misję – odszukać ostatniego członka kolegium kardynalskiego.
Jest to droga naznaczona krwią, bólem i obłędem. [opis wydawcy]
Premiera (Świat)
1 stycznia 2011Premiera (Polska)
8 maja 2013Polskie tłumaczenie
Piotr DrzymałaLiczba stron
608Autor:
Tullio AvoledoGatunek:
Horror, Thriller, Sci-FiWydawca:
Polska: Insignis
Najnowsza recenzja redakcji
Jak najbardziej, choć ta świeżość nie zawsze wypada z korzyścią dla samej powieści. {{k|Uniwersum Metro 2033. Korzenie Niebios|Korzenie Niebios}} są diametralnie różne od pozostałych pozycji, które ukazały się ramach projektu. Największą zmianą jest niemal całkowite przeniesienie akcji na powierzchnię. Z jednej strony jest to ciekawy zabieg, ponieważ poszerza naszą wiedzę o świecie wyniszczonym wojną nuklearną i pozwala nam podejrzeć, jak radzą sobie ludzie w miastach, w których nie ma linii metra - w końcu takie miejsca przeważają. Z drugiej zaś wyjście z klaustrofobicznych tuneli sprawia, iż opowieść wydaje się trochę oderwana od rzeczywistości wykreowanej przez Glukhovskiego, tym bardziej że w pewnych aspektach nie pokrywa się z tym, czego dowiedzieliśmy się z wcześniejszych tytułów cyklu. Na ile jest to wadą, to już kwestia względna; mnie osobiście gęsty i ponury klimat obecny w powieści Avoledo bardzo przypadł do gustu i w żadnym na razie nie wpłynął na odbiór całości.
Ten został zaburzony przez zgoła inny element, do którego dojdę za chwilę. Z uwagi na rodowód autora, miejscem akcji {{k|Uniwersum Metro 2033. Korzenie Niebios|Korzeni Niebios}} są Włochy. A skoro to właśnie ten kraj służy za tło wydarzeń, to oczywistym wydaje się, że pojawi się także Watykan i związane z nim wątki religijne. Tak też jest w istocie, bowiem głównym bohaterem, a zarazem narratorem opowieści, jest ksiądz John Daniels, członek Kościoła Katolickiego, instytucji, która obecnie pozostaje bez papieża. Zwierzchnik duchownego zleca mu poważną i niebezpieczną misję odszukania patriarchy Wenecji, który według pogłosek więziony jest gdzieś na północ od Rawenny. Nie mając dużego wyboru, mężczyzna zmuszony jest wyruszyć na ekspedycję, podczas której towarzyszyć będzie mu siedmiu żołnierzy gwardii szwajcarskiej dbających o jego bezpieczeństwo. Tylko czy aby na pewno są to ludzie godni zaufania? I co czeka klechę na skażonej i pełnej krwiożerczych potworów powierzchni?
W swoim dziele Avoledo garściami czerpie z powieści drogi; Daniels w trakcie swojej wędrówki przechodzi wewnętrzną przemianę, a jego wiara niejednokrotnie zostaje zachwiana i poddana poważnej próbie. Rzeczy i praktyki, których staje się świadkiem, wstrząsają nim do głębi, ale i nierzadko każą się zastanowić, czy aby na pewno wszystkie one są godne potępienia. Dawny świat umarł, a nowy jest brutalny i rządzi się zupełnie innymi zasadami, do których ludzie chcący przeżyć muszą się dostosować. Historia obfituje w wiele ciężkich, przytłaczających wręcz motywów, które idealnie wpisują się w post-apokaliptyczną rzeczywistość i nie podlegają kryteriom oceny opartym na prostym kontraście czerni i bieli. Świat {{k|Uniwersum Metro 2033. Korzenie Niebios|Korzeni Niebios}} pęka pod naporem wszelkich odcieni szarości, niejednoznacznych sytuacji. To włoskiemu pisarzowi udało się akurat doskonale, tak samo zresztą, jak wspomniane wątki religijne, które nie są nachalne i podane zostały w bardzo przystępny sposób. Brak tu moralizatorstwa, wynoszenia Kościoła na piedestał (tudzież strącania z niego) i narzucania jedynych słusznych poglądów. Powieść pod tym względem pozostaje neutralna i wszelkie osądy pozostawia w gestii czytelnika. Teologiczno-filozoficzne rozważania są dość inteligentne i skłaniają do rozmyślań.
Co w takim razie nie zagrało? Czym jest wspomniany element, który wypacza odbiór całości? Jest nim zakończenie, a dokładnie ostatnia "ćwiartka", która popycha powieść w kierunku fantasy, a może nawet i baśni. Pisarza całkowicie poniosło, jeśli chodzi o wątek nadnaturalny, przez co skutecznie udało mu się zepsuć to, co z dobrym skutkiem budował przez 3/4 opowieści. Może i część pomysłów wcale nie jest głupia, ale nijak nie pasuje mi do świata "Metro 2033". Prawdę powiedziawszy trudno jest się oprzeć wrażeniu, że {{k|Uniwersum Metro 2033. Korzenie Niebios|Korzenie Niebios}} nie były pisane z myślą o tym uniwersum, a zostały do niego włączone, po drobnych poprawkach rzecz jasna, w celach czysto marketingowych. W końcu znana franczyza zawsze podbije sprzedaż. Książka sama w sobie jest w zasadzie bardzo dobra, ale jako część składowa projektu nie do końca przekonuje, właśnie z uwagi na odstającą od reszty końcówkę.
Oczywiście omawianej pozycji zbytnio krytykować nie zamierzam, bo czytało mi się ją doprawdy wybornie i ani się zorientowałem, jak przełożyłem ostatnią kartkę. Styl jest przyjemny, fabuła ciekawa, akcja emocjonująca, a potwory, które stają na drodze bohaterów, potrafią zaintrygować. Co prawda postacie drugoplanowe mogły by być nieco lepiej nakreślone, bo o części z nich bardzo szybko zapominamy, ale na szczęście główni aktorzy tego mrocznego przedstawienia są na tyle wyraziści, że nie stanowi to większej wady. Powieść jak najbardziej polecam wszystkim miłośnikom post-nuklearnych klimatów, ale należy pamiętać, iż w znacznym stopniu odbiega ona od ogólnie przyjętego kanonu, który dotychczas umownie obowiązywał w Uniwersum Metro 2033.