Czterech nowych i niepowstrzymanych wrogów. Cztery nowe i niesamowite drużyny. Jedna niewiarygodna przygoda! Tak można podsumować album rozpoczynający nowe przygody Ligi Sprawiedliwości. Scenarzysta Scott Snyder stawia przed Ligą niezwykłe wyzwania. Wydarzenia z komiksu Batman Metal zmieniły wszechświat w przerażający, choć niezwykły sposób... Zostały uwolnione cztery starożytne istoty mające moc zdolną zniszczyć cały wszechświat. Tajemnica. Cud. Mądrość. Entropia. To cztery siły władające wszystkim, co istnieje. Właśnie przebudziły się cztery boskie istoty będące ich ucieleśnieniem. Wszelkie życie znalazło się w niebezpieczeństwie, a jedyną szansą, żeby superbohaterowie powstrzymali to niewyobrażalne zagrożenie, są nowe sojusze, które do tej pory trudno było sobie wyobrazić! Superman, Starfire i Marsjański Łowca Ludzi szukają kosmicznych sekretów jako Drużyna Tajemnicy. Batman, Beast Boy i Deathstroke walczą z chaosem jako Drużyna Entropii. Wonder Woman, Zatanna oraz demon Etrigan dążą do uwolnienia dziwacznej obcej magii jako Drużyna Cudu. Flash, Cyborg oraz Harley Quinn poznają zadziwiające prawdy jako Drużyna Mądrości! Czy te niezwykłe nowe Ligi Sprawiedliwości połączą siły, aby zapobiec całkowitej zagładzie? Niektórzy bohaterowie nie dożyją chwili, kiedy będzie można się o tym przekonać...
Premiera (Świat)
27 września 2019Premiera (Polska)
27 września 2019ISBN
9788328142855Polskie tłumaczenie
Maciej Nowak-KreyerLiczba stron
144Autor:
Joshua Williamson, Francis Manapul (2) więcejGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Egmont
Najnowsza recenzja redakcji
Chodzi przede wszystkim o to, że tuż przed Bez sprawiedliwości miał miejsce niezwykle istotny dla uniwersum DC event, Batman: Metal. Ta seria Scotta Snydera i spółki to komiks dziwaczny, nierówny, miejscami bełkotliwy, ale na swój sposób fascynujący, bo mający źródło inspiracji w pokręconej psychice Bruce'a Wayne'a. To jego psychicznymi koszmarami żywiło się Mroczne Uniwersum, które nagle zaatakowało znany nam wszechświat superbohaterów. I było naprawdę bardzo blisko klęski, ale jakimś cudem (jak zwykle zresztą) herosom udało się wygrać to starcie. Choć okupione zostało wieloma konsekwencjami.
O jednej z takich konsekwencji opowiada właśnie Liga Sprawiedliwości: Bez sprawiedliwości. Oto podczas walk z siłami Mrocznego Uniwersum, na krańcach wszechświata uległa pęknięciu tak zwana Ściana Źródła, co poskutkowało, jak to obrazowo opisuje jeden z superbohaterów - rozdarciem wszechświata. Tym samym zostały uwolnione cztery starożytne istoty o potężnych zdolnościach - Cud, Mądrość, Tajemnica, Entropia. Brzmi to z jednej strony cudacznie, z drugiej intrygująco, bo taki pojedynek może być iście epicki. I rzeczywiście jest.
Główną rolę w tej rozgrywce pełni tak naprawdę Brainiac (wyglądający tu bardziej ludzko niż w starszych komiksach), który ma skomplikowany, precyzyjny plan na stawienie czoła i pokonanie tych czterech boskich w zasadzie istot. Manipuluje w widowiskowy sposób bohaterami DC, ostatecznie tworząc z nich cztery mieszane drużyny. W każdej z nich spotkamy zarówno bohaterów i antybohaterów, ale jedynie takie połączenie sił może przynieść sukces. Niestety, ta rozgrywka z biegiem czasu wcale nie przebiega zgodnie z założeniami i niebezpieczeństwo tylko się potęguje.
Generalnie, podczas lektury dosyć często wzdychamy, bo event wydaje się być zwykłym skokiem na kasę. Oto jest okazja by pokazać pokaźną liczbę postaci DC, na dodatek muszących współpracować, stąd też na okładce ten niecodzienny zestaw w postaci Drużyny Entropii. Z tymże Bez sprawiedliwości nie jest rozbudowanym eventem, składa się raptem z czerech zeszytów, co można potraktować jako wadę - bo nie poświęcono więcej czasu na rozbudowę poszczególnych wątków i jednocześnie zaletę - bo czujemy ulgę, że tak szybko się kończy. Nie pomaga w odbiorze fakt, że rysunki są dziełem kilku artystów. Brak graficznej jednolitości wybija często z rytmu i czasami sceny, które winny oddać powagę sytuacji, przez cartoonowość stylu (Riley Rossmo i Marcus To) są mało wiarygodne. Szkoda, że całej serii nie narysował Francis Manapul, który w tym zestawie artystów spisał się najlepiej.
Co do artystów, to Scott Snyder i James Tynion IV nie spisali się najlepiej. Snydera droga w DC jest zresztą zadziwiająca. Odkąd tchnął sporo świeżości w uniwersum DC z biegiem czasu zaczął rozmieniać się na drobne i stracił gdzieś polot, którym charakteryzował się znakomity Trybunał Sów. Trzeba mu jednak oddać honor i przyznać, że ciekawie i intrygująco rozbudowuje postać Batmana, choć czasem razi jego pisarska toporność. Razem z Tynionem IV tworzą kontrowersyjną twórczą parę, mocno skupioną na rozbudowie uniwersum DC do tego stopnia, że zwyczajnie zapominającą o przejrzystości wizji. Stąd też Bez sprawiedliwości wydaje się przez długi czas niepotrzebnym eventem marnującym czas czytelnika i dodatkowo kopiującym rozwiązania Jonathana Hickmana z Marvel Now. Twórcy na szczęście odkupują winy w końcówce, stawiając wszechświat superbohaterów w nowej sytuacji, takiej, w której wszystko może się zdarzyć. Oby twórcy tej możliwości nie potraktowali dosłownie tylko z rozmysłem, którego podczas lektury Bez sprawiedliwości zdawało się im brakować.