Próba odstawienia Giulii, dziewczyny z Bolonii, do XV wieku nie powiodła się. Chronoorganizer wykrył zakłócenia, które uniemożliwiają podróż w przeszłość gdziekolwiek indziej niż do Egiptu z czasów Kleopatry. Zabrawszy ze sobą nieprzytomną Włoszkę, Sara, Daniel i animaloid Mutek wyruszają w drogę z nadzieją, że ze starożytności uda im się dotrzeć do roku 1496. Wskutek zawalenia się tunelu czasowego trafiają wprawdzie do Egiptu, ale o dwadzieścia sześć wieków za wcześnie… Pozbawieni azylu, muszą szukać pomocy u miejscowych. Omyłkowo zostają wzięci za orszak ślubny i trafiają na dwór lokalnego dostojnika, gdzie tajemniczy prześladowca dybie na ich życie. Wśród podejrzanych jest kapłan Imhotep. Nasi bohaterowie nie będą w stanie wrócić do domu, dopóki nie odkryją tożsamości złoczyńcy…
Premiera (Świat)
25 marca 2020Premiera (Polska)
25 marca 2020ISBN
9788376868707Liczba stron
352Autor:
Justyna DrzewickaGatunek:
MłodzieżowaWydawca:
Polska: Jaguar
Najnowsza recenzja redakcji
Justyna Drzewicka ma dobrą rękę do pisania powieści dla młodzieży – czy to cyklu fantasy Niepowszedni, czy młodzieńczych podróży w czasie z edukacją w tle w Ratownikach czasu. Pierwsza odsłona Ratowników czasu traktowała o przygodach młodziutkich Sary i Daniela oraz ich kota przewodnika z przyszłości (tak naprawdę animaloida, a nie prawdziwego kota, ale kto by się tym przejmował, kiedy to najbardziej koci z kotów) w szkole, jak i – dzięki Mutkowi i chronoorganizerowi - we Włoszech końca XV wieku. W pierwszej części cyklu w Bolonii działo się tak wiele i intensywnie, że chcąc nie chcąc, bohaterowie musieli sprowadzić do swojego czasu młodziutką Giulię, a kiedy zapragnęli odprowadzić ją „do domu”, okazało się, że zakłócenia w czasie to uniemożliwiają. Pozostało im wraz z kotem Mutkiem szukać „objazdu”, acz nie spodziewali się, że zamiast tego utkną w starożytnym Egipcie za czasów słynnego lekarza i architekta Imhotepa.
Ratownicy czasu ogółem bardzo zgrabnie odwołują się do faktów historycznych, nie zniekształcając ich, a jedynie ubarwiając. Wyjaśnienia co do miejsc, przedmiotów i zwyczajów plus zgrabne objaśnienia zakłóceń czasoprzestrzeni padają w sposób nienachalny, lekki, łatwy i przyjemny. Autorka znakomicie łączy historię, szybkie akcje, żywe, miejscami przezabawne dialogi i młodzieńcze problemy w jedną, spójną całość. Nastoletni bohaterowie są przesympatyczni, choć nie perfekcyjni i niesłychanie łatwo jest się do nich przywiązać, podobnie jak do „kota” przemawiającego ich stylem językowym (a nawet bardziej).
Starożytny Egipt szykuje dla młodych podróżników niejedną niespodziankę – początkowo trafiają wprost do grobowca, a i później nie lepiej, bo na dwór lokalnego dostojnika Pa-di-Imena, gdzie Sarę przez pomyłkę uznaje się za jego narzeczoną. Tracą chronoorganizer, bez którego nie będą mogli wrócić do swoich czasów, a do tego ktoś bardzo, ale to bardzo chce ich zabić. Czyżby to sam Imhotep, któremu filmowe Mumie przypięły łatkę złego kapłana, bawiącego się czarną magią?
Prócz zagadki detektywistycznej, poznawania codziennego i niecodziennego życia Egipcjan (o dziwo, przypisy historyczne nie nużą – ach, gdyby w ten sposób nauczano historii w szkołach!), unikania śmierci, szybkich zwrotów akcji i błyskotliwych, choć „nastoletnich” dialogów, książka ma w sobie wiele humoru, nie tylko słownego, ale i rysunkowego, za który odpowiadają prościutkie, ale przezabawne komiksowe rysuneczki Jędrzeja Łanickiego - cały tekst jest nimi naszpikowany niczym keks smakowitymi rodzynkami. Wtóruje im ładnie dobrana okładka autorstwa Piotra Sokołowskiego.
Nic dziwnego, że druga część Ratowników czasu – Nad wodami Nilu już zdążyła zostać wyróżniona w plebiscycie portalu Granice.pl tytułem „Najlepszej książki na wiosnę" (część pierwsza w tymże konkursie zyskała miano „Książki roku” oraz wyróżnienie w kategorii „Książki” w XVIII Edycji Konkursu Świat Przyjazny Dziecku organizowanego przez Komitet Ochrony Praw Dziecka). Mam nieustającą nadzieję na kolejne powieści z cyklu i przenosiny w każdą przeszłość, jaką wyobrazi sobie (na faktach) Justyna Drzewicka. A prywatnie, bardzo dziękuję autorce za „odczarowanie” Imhotepa.