Dwudziestego listopada 1820 roku statek wielorybniczy Essex zostaje staranowany przez ogromnego kaszalota. Dwudziestoosobowa załoga wyrusza trzema szalupami ku brzegom Ameryki Południowej. Czeka ich cztery i pół tysiąca mil żeglugi po bezkresnym oceanie. W ciągu najbliższych trzech miesięcy przekonają się, do czego może posunąć się człowiek walczący z morzem, gdy widzi, jak jego towarzysze, jeden po drugim, giną z pragnienia, głodu, chorób i przerażenia. Katastrofa statku wielorybniczego Essex stała się wydarzeniem tak legendarnym, jak niemal sto lat później katastrofa Titanica. Była inspiracją dla Hermana Melville’a do napisania kulminacyjnej sceny w słynnej powieści Moby Dick. [opis wydawcy]
Premiera (Polska)
18 listopada 2015Polskie tłumaczenie
Monika BetleyLiczba stron
288Autor:
Nathaniel PhilbrickGatunek:
Literatura faktuWydawca:
Polska: Wydawnictwo HarperCollins
Najnowsza recenzja redakcji
Katastrofa „Essexa” należy do jednej z najgłośniejszych w historii żeglugi. Posłużyła Hermanowi Melville'owi za inspirację do napisania Moby Dicka, opowieści o zaciętym pojedynku człowieka z białym wielorybem, bestią nie do pokonania. Nathaniel Philbrick, opierając się na relacjach żeglarzy, jak i bogatym materiale źródłowym dotyczącym wyspy Nantucket, XIX-wiecznego wielorybnictwa i technik żeglugi, zdecydował się opisać wszystko od początku - od przygotowań do wyruszenia w morze przez żeglugę zarówno statkiem, jak i szalupami ratunkowymi po powrót do domu nielicznych ocalałych i dalsze ich dzieje.
Nantucket, zamieszkiwana głównie przez kwakrów wyspa u wybrzeży Nowej Anglii, była znanym ośrodkiem wielorybniczym, z którego na kilkuletnie rejsy wypływały statki polujące na kaszaloty, by przerobić ich tłuszcz na cenny olej (używany np. do lamp ulicznych) i jeszcze cenniejszą ambrę (używaną do wyrobu perfum). W podobny rejs wyruszył świeżo upieczony kapitan wysłużonego statku wielorybniczego „Essex”, George Pollard – niepewny w nowej roli, kompletujący załogę od zera (również z ludzi niedoświadczonych) i poddający się zaleceniom armatorów np. co do ograniczeń żywnościowych.
Od początku nad „Essexem” wisiała jakaś klątwa – przeżyli silny szkwał, który uszkodził statek, stracili część łodzi, a pierwsze polowania na wieloryby okazały się porażką. Wtedy po raz pierwszy w historii wielorybnictwa wydarzyło się coś nieprawdopodobnego – statek rozmyślnie zaatakował ogromny kaszalot, topiąc go niedaleko Wysp Pitcairn. Statek tonął powoli, więc ocalałych 21 żeglarzy miało czas, aby zabrać z pokładu trochę sucharów, wody, narzędzi ciesielskich i nawigacyjnych. W trzech małych łodziach ruszyli ku wybrzeżom Ameryki Południowej, zamiast kierować się na Tahiti. Ten wybór kierunku miał ich wiele kosztować. Mieli przed sobą 4500 km bezkresnego oceanu i 93 dni żeglugi.
In the Heart of the Sea skupia się na losach kapitana George’a Pollarda, pierwszego oficera Owena Chase’a (surowego na statku i niezwykle wspierającego podczas podróży w szalupach) oraz chłopca okrętowego Thomasa Nickersona, przede wszystkim dlatego, że dwaj ostatni spisali swoje wspomnienia. Los nie był dla ocalałych żeglarzy zbyt łaskawy. Mimo wydzielanych racji zapasy żywności i wody kurczyły się nieubłaganie. Nie sprzyjało szczęście, jeśli chodzi o polowanie na ryby i ptaki; nawet malutka wysepka, na którą po drodze trafili, miała niewielkie zasoby jedzenia i wody pitnej, ukrywającej się pod powierzchnią oceanu. Rozbitkowie zaczęli głodować, chorować i umierać z wycieńczenia. Do głosu poczęły dochodzić najniższe instynkty, przede wszystkim instynkt przetrwania, który rozluźnia opory moralne i skłania do czynów w innych okolicznościach uważanych za ohydne i nie do pomyślenia, takich jak kanibalizm czy losowanie ofiary, która poświęci się dla dobra pozostałych. Autor opisuje to wszystko z niemal kliniczną precyzją, podpierając się relacjami ocalałych, wykazując się wiedzą medyczną i żeglarską, szpikując tekst porównaniami do wydarzeń przeszłych i teraźniejszych.
I w tym tkwi pewien problem. Nie jest to powieść fabularna, a coś w rodzaju rozprawki naukowej - suchej, obiektywnej, pozbawionej wszelkiej emocji. Może to i dobrze, biorąc pod uwagę, o czym opowiada W samym sercu morza, ale w czytelniku pozostaje pewien niedosyt. Nie angażujemy się w losy ocalałych rozbitków i ich walki o przetrwanie na morzu, po prostu o tym czytamy z punktu widzenia bezstronnego obserwatora.
Niedawno na ekrany kin wszedł, będący ekranizacją W samym sercu morza, film Rona Howarda z doborową obsadą (m.in. Benjamin Walker jako kapitan „Essexa” i Chris Hemsworth w roli pierwszego oficera Owena Chase’a). Stąd okładka książki - kadr z filmu - oraz nawiązania do ekranizacji Howarda w tekstach reklamowych. W powieści brak ilustracji, chociaż została wzbogacona o mapki i szkice pokazujące trasę żeglugi statkiem i szalupami czy budowę statku wielorybniczego „Essex”. Strona edytorska wydania (wydawnictwo HarperCollins) jest poprawna, podobnie jak tłumaczenie Moniki I. Betley.
Całe W samym sercu morza jest poprawne. Czyta się płynnie, wartko, ale… bez emocji.