1992 - recenzja filmu
1992 w reżyserii Ariela Vromena jest typowym akcyjniakiem, który jednak podejmuje kwestie społeczne. Jak wypada to połączenie?
1992 w reżyserii Ariela Vromena jest typowym akcyjniakiem, który jednak podejmuje kwestie społeczne. Jak wypada to połączenie?
Momentami zaskakująco dobrze, jednak scenariusz Saschy Penna i Vromena jest ostatecznie tylko przyzwoitą próbą gatunkowej mieszanki. Mamy w 1992 trochę społecznego zacięcia, trochę strzelanin, ale to film mocno niespójny. Potrafi wyłożyć się na każdym z dotykanych elementów gatunkowej tkanki. Akcja związana z bójkami i wybuchami przypomina tani odpowiednik filmów z Bruce’em Willisem, w którym protagonista znajduje się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie, ale ponieważ trochę przeszedł i potrafi poradzić sobie z oprychami, to ostatecznie ratuje dzień. Nic wyszukanego, nic specjalnie złożonego. I tak samo jest niestety też z nawiązywaniem do wydarzeń z tytułowego 1992 roku, kiedy to ława przysięgłych zdecydowała o uniewinnieniu białoskórych policjantów, którzy brutalnie potraktowali Rodneya Kinga. Dla Vromena staje się to tylko pretekstem do snucia własnej opowieści, a wskazywanie na niesprawiedliwość i napięcia rasowe wychodzi co najmniej średnio.
Ale jak napisałem na początku – są momenty, w których 1992 potrafi pozytywnie zaskoczyć. Tyrese Gibson w roli byłego członka gangu i ojca nastolatka wypada naprawdę przekonująco – także w sytuacji, gdy fabuła wymaga od niego przeistoczenia się w Johna Wicka. W tle mamy całkiem sprawnie powiązaną relacjami bandę białoskórych złodziei, którzy dowodzeni są przez Lowella (jedna z ostatnich ról Raya Liotty), angażującego do paczki dwójkę swoich synów. Wykorzystują oni rasowe napięcia i zamieszki na ulicy do tego, by zrobić napad na miejsce, z którym związany jest Mercer, bohater grany przez Gibsona.
W sytuacji, gdy łączone są ze sobą całkiem ciekawe komponenty, wypadałoby zadbać o większy ładunek napięcia, ale też o więcej okazji do refleksji. Jak wspomniałem, Vromen wypada średnio, jeśli chodzi o serwowanie akcji. Słabo jest też z ogrywaniem tematów rasowych, bo pozbawiono to subtelności. Najgorsze jednak, że film rozłazi się w sferze moralnej. Chociaż protagonista postępuje z pozoru właściwie, to jednak wciela się w mściciela i sam wymierza sprawiedliwość, chociaż film w sferze lirycznej zdaje się sugerować inne podejście jako te właściwsze.
Zamieszki w Los Angeles są zatem iskrą do rozpalenia fabuły, natomiast sama akcja zwyczajnie mało angażuje. Postać Liotty do napadu jest ciekawa i wydaje się złożona, jednak w momencie, gdy zaczynają puszczać jej nerwy, staje się bezbarwnym przeciwnikiem. 1992 nie radzi sobie z mieszaniem się porządków – kiedy jeszcze oglądamy typowy thriller, jest nieźle. Gdy zaczynają się wątki melodramatyczne (ojcowskie relacje z synami), to całość się niestety mocno rozjeżdża.
Za co można pochwalić 1992? Za sposób osadzenia akcji w minionej epoce. Najtisy nie są tylko ze względu na odwołanie się do prawdziwych wydarzeń. Nie służą wyłącznie wywołaniu nostalgii. Wszechobecny brud i sposób kręcenia, nawiązujący do lat 90., potrafią podkręcić klimat i napięcie.
Film 1992 w sposób przeciętny realizuje swoje założenia, a niedociągnięcia (pewna łopatologia i nierówne tempo) powodują, że trudno wynieść coś więcej po seansie. Nie ma tu miejsca na głębsze przesłanie dotyczące kwestii rasowych lub związanych z władzą i korupcją w organach ścigania. 1992 daje szansę pokazać się Gibsonowi, daje się wyszaleć Scottowi Eastwoodowi, wcielającemu się w jednego z synów Lowella, natomiast cała reszta jest mało angażująca i udana tylko połowicznie.
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1982, kończy 43 lat
ur. 1971, kończy 54 lat
ur. 1964, kończy 61 lat
ur. 1988, kończy 37 lat
ur. 1988, kończy 37 lat