Bracia to polski serial platformy Polsat Box Go, bazujący na greckiej produkcji Tesseries. Jak wypada? Oceniam cztery pierwsze odcinki.
Bracia to nowy serial Polsat Box Go, który opowiada historię rodziny Dobrowolskich – znanego prawnika (
Jan Frycz), jego żony Małgorzaty (
Katarzyna Gniewkowska) oraz ich czterech synów, czyli Piotra (
Piotr Stramowski), Alka (
Mateusz Kościukiewicz), Wojtka (
Damian Kret) i Adama (
Nikodem Rozbicki). Dobrowolscy pozornie mają wszystko – błyskotliwe kariery, piękny dom, stabilność finansową, rodzinę. W praktyce jednak ich wzajemne relacje pozostawiają wiele do życzenia, zwłaszcza na płaszczyźnie ojciec–synowie. Nowy serial skupi się na tytułowych braciach, którzy będą musieli wspólnie stawić czoła traumatycznemu wydarzeniu. Może ich ono do siebie bardzo zbliżyć albo przeciwnie – rozdzielić. Cała historia rozgrywa się w Gdańsku, a reżyserem serialu jest
Maciej Migas. Scenariusz bazuje na greckim formacie
Tesseries.
Sezon
Braci składa się z 12 odcinków, które będą pojawiały się na platformie Polsat Box Go cotygodniowo, w każdą środę. Miałam już okazję obejrzeć cztery epizody, które dają pewne wyobrażenie tego, jak prezentuje się ta produkcja. Choć wątek wspomnianego już traumatycznego wydarzenia przywodzi na myśl kryminał, tak naprawdę mamy tu do czynienia z dramatem obyczajowym, w dodatku raczej niespiesznym. Twórcy skupiają się przede wszystkim na ludziach, ich emocjach i codzienności. Oczywiście nie ma w tym nic złego, bo różnice między braćmi są tak duże, że poszczególne epizody faktycznie można ciekawie wypełnić samą dynamiką relacji. Jednak opowieść robi się momentami powolna, przewidywalna i stopniowo traci siłę przyciągania – to ryzyko produkcji obyczajowych.
Wzajemne interakcje między braćmi faktycznie są warte śledzenia – każdy z mężczyzn ma do zaoferowania (zarówno rodzinie, jak i fabule serialowej) inny punkt widzenia. Najstarszy Piotr to ceniony architekt i właściciel dobrze prosperującej firmy, który w życiu prywatnym napotyka szereg trudności. Alek to psychoterapeuta, który odstawił karierę na boczny tor i obecnie zajmuje się domem i dziećmi, pozwalając żonie na realizację zawodową. Wojtek to samotnik, właściciel małej restauracji, w której jest również kucharzem. A najmłodszy Adam to typowy buntownik-artysta, którego relacje z ojcem i matką są prawdopodobnie najbardziej skomplikowane. Doświadczenia wszystkich mężczyzn są od siebie zupełnie różne, a śledzenie ich losów faktycznie może zaciekawić. Serial skupia się nie tylko na ich zwykłej codzienności, ale także na psychice. Najbardziej intrygującą postacią jest Wojtek, ponieważ nie mamy pewności, czy to, co się wokół niego dzieje, to prawda, czy może wytwór jego wyobraźni. W naturalny sposób zgłębiamy się też w umysł Piotra – bierze on na siebie ciężar odpowiedzialności i traumy, która wręcz fizycznie się wokół niego materializuje. Twórcy dbają o to, by bohaterowie nie byli czarno-biali. Pokazują ich w różnych sytuacjach, które prowokują do nieoczywistych refleksji – jak na razie wychodzi to całkiem nieźle.
Poza relacjami międzyludzkimi serial nie ma do zaoferowania zbyt wiele. Realizacyjnie jest bardzo przeciętnie – sztuczność efektów specjalnych aż kole w oczy. Minusem są również drewniane dialogi i nielogiczne reakcje bohaterów. Miałam wrażenie, że obserwuję tu jakiś nieistniejący świat. Bohaterowie wydają się oderwani od rzeczywistości, przez co nie możemy się z nimi utożsamiać czy znaleźć wśród nich swoją reprezentację. A to z kolei wpływa na dystans w odbiorze. I widać to nie tylko wewnątrz tej superzamożnej rodziny, ale też pośród "zwykłych" postaci drugoplanowych. Wszyscy zachowują się momentami niedorzecznie i rozmawiają ze sobą okropnie czerstwo. Trudno się na to patrzy i trudno się tego słucha. Najbardziej irytującą postacią jest Zosia (
Dominika Kachlik) – ambitna studentka i działaczka na rzecz klimatu, płytka i sklejona ze stereotypów. Widać, że dziewczyna odegra kluczową rolę w życiu Dobrowolskich, a jednak twórcy uczynili ją absolutnie antypatyczną. Po czterech odcinkach mam też mieszane uczucia wobec Małgorzaty, matki braci – zachowanie kobiety jest teatralne, co utrudnia branie jej na poważnie.
Twórcy mają także pewien problem z utrzymaniem równego tempa produkcji. Otrzymujemy bowiem odcinki naprawdę przemyślane i takie, które zdają się absolutnie do niczego nie prowadzić. Wyzwaniem jest już sam epizod numer 1, co może być zaskakujące. Wprowadzenie powinno trzymać w napięciu i działać jak wabik na widza, a tymczasem jest słabe, kompletnie przegadane i nudne. To dość ryzykowne podejście do otwarcia serialu. W trzech kolejnych epizodach jest już nieco lepiej – coraz więcej dowiadujemy się o postaciach, dzięki czemu możemy zainteresować się ich losem.
Bracia to na tym etapie serial z potencjałem, który jednak trochę gubi się w swoim obecnym kształcie. Nie wiem, czy cotygodniowa emisja to dobry pomysł dla takiego formatu. W dobie streamingu takie przerwy wydają się zbyt długie, by odpowiednio zaangażować widza, a twórcy raczej nie proponują żadnych nowatorskich cliffhangerów, które utrzymałyby uwagę publiczności przez cały tydzień. Dostajemy też nieco przestarzałą warstwę techniczną – niektóre zabiegi montażowe przypominają telenowele wczesnych lat dwutysięcznych. Czas pokaże, czy ta formuła na dłuższą metę się sprawdzi. Na ten moment ode mnie 6/10, z nadzieją, że dalej będzie jednak lepiej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h