Jestem bardzo zadowolona z bieżących odcinków korporacyjnej komedii. Podczas gdy pozostałe miały swoje wzloty i upadki, tutaj w zasadzie mało do czego jestem w stanie się przyczepić. Odcinki 7 i 8 są od siebie różne niemal w każdym względzie, lecz żaden nie ustępuje drugiemu. Obydwa ogląda się z pełną uwagą, zaangażowaniem i - co najważniejsze - szczerym uśmiechem na ustach. W epizodzie numer 7 mamy do czynienia praktycznie z jednolitym miejscem akcji. Wejście Matta i Jake'a do pokoju zebrań jest jednocześnie ich zakotwiczeniem się w tej przestrzeni na dobre - panowie nie opuszczają pomieszczenia aż do końca epizodu, co jest bardzo dobrym zabiegiem oddziałującym na wyobraźnię. W tytule bowiem wyraźnie mamy zaznaczone, że oto "długie spotkanie" - i rzeczywiście, za sprawą faktu, że utknęliśmy w jednym i tym samym miejscu wraz z bohaterami, mordęga, jaką oni przeżywają, jest niemal fizycznie odczuwalna także dla widza. Spotkanie trwa, trwa i trwa, a im dłużej jego uczestnicy siedzą na krzesłach, tym więcej dziwnych rzeczy roi im się w głowach. Chyba każdy z nas doświadczył w swoim życiu podobnego pragnienia, by wydostać się z miejsca, w którym za nic w świecie nie chce być. Odcinek numer 7 jest więc przerażającą wizją rodem z koszmarów, w której to, czego wewnętrznie chcemy, kompletnie przestaje się liczyć. Zgromadzenie tak różnych reprezentantów korporacji Hampton DeVille w jednym miejscu musiało oczywiście poskutkować wyrazistymi interakcjami. Co ciekawe, tutaj nikt szczególnie nie zakłóca przebiegu zebrania, a do interakcji dochodzi za pośrednictwem dziwnego rodzaju telepatii. W serialu jest to bardzo dobrze pokazane za sprawą montażu - kilkakrotnie zdarza się, że sfrustrowany Matt jest już o włos od wykrzyczenia tego, co leży mu na duszy, jednak w tym samym momencie te słowa wykrzykuje zupełnie inna osoba przy stole. Za sprawą tego zabiegu widz jest co chwilę zaskakiwany małym zwrotem akcji, co skutecznie zwalcza monotonię. O taką w biurowej scenerii nie trudno - na szczęście twórcy umiejętnie posługują się atrakcjami na płaszczyźnie samej realizacji, dzięki którym wszyscy esteci mogą czuć się w pełni zadowoleni. Na duży plus również samo intro serialu - w krótkiej sekwencji do muzyki klasycznej obserwujemy jak Matt i Jake sprzątają pokój po zebraniu. Panowie poruszają się w rytm dźwięków, sprawiając, że wykładanie dokumentów czy rzucanie papierkami do kosza na śmieci przypomina dopiętą na ostatni guzik baletową choreografię. Trudno nie uśmiechnąć się na widok czegoś takiego - a co najlepsze, gdy już damy się porwać nurtowi walca, za moment jesteśmy wraz z głównymi bohaterami brutalnie sprowadzeni na ziemię, gdy w drzwiach widzimy cały tłum gapiów, gotowych do rozpoczęcia spotkania. Zabieg może i oklepany, wzięty żywcem z komedii sytuacyjnej... Nie przeszkadza to jednak w jego odbiorze i trzeba przyznać, że w tym miejscu sprawdza się naprawdę dobrze. Epizod numer 7 bardzo subtelnie pokazuje rzeczywistość biurową - choć Matt i Jake robią tu w zasadzie za tło, za ich sprawą doskonale widać, że szary pracownik korporacji jest tu w zasadzie od każdego rodzaju roboty. To w końcu oni musieli sprzątać pomieszczenia, rzucać pomysłami, czy wysłuchiwać niekończących się debat - trybik w korporacyjnej machinie ma w obowiązku wykonywać każdą pracę, a gdy trzeba, przywdziać na twarz swój uśmiech numer jeden, by tylko nie podpaść szefowi. DeVille pojawia się w tym odcinku w zasadzie tylko na chwilę i stanowi motor głównej fabułki - jego wyjście z pokoju zebrań rozpoczyna lawinę dyskusji, zaś powrót domyka wszystkie wydarzenia w jedną klamrę i temperuje pracowników, którzy jeszcze przed chwilą byli rozbrykani w pełnej samowolce. Poza krótkim rzutem oka na codzienną pracę w biurowcu, odcinek sugeruje również uzależnienie pracowników od nowinek technologicznych - w momencie oddania telefonu, zgromadzeni czują się jak bez ręki, co tylko potęguje dziwne wizje w ich głowach. Jak widać, pracownicy korporacji, mimo swoich uśmiechów i gadulstwa, nie nadają się do interakcji międzyludzkich - najlepiej im w środowiskach własnych tabletów i telefonów, które, zdaje się, przyrosły im do ręki.
fot. Comedy Central
Wątek technologiczny zgrabnie zostaje rozwinięty w odcinku numer 8 - i choć nie ma w nim bezpośredniego nawiązania do niekończącego się spotkania, trudno nie zauważyć akcentu, jaki przez te dwa kolejne epizody położono właśnie na wirtualną rzeczywistość. Tym razem jednak mamy do czynienia w mniejszym stopniu z samą korporacją, a w większym z szeroko rozumianą popkulturą - w murach biurowca na popularności zyskuje bowiem serial science-fiction, o którym traktuje cały bieżący odcinek. Nic dziwnego, że światło reflektorów pada tu w głównej mierze na Jake'a - to jedyna osoba, która nie widziała kultowego serialu, a zatem wróg numer jeden wszystkich zgromadzonych w Hampton DeVille. Mężczyzna nie tylko czuje się jak obcy, ale również tak wygląda - scena w której zdezorientowany przemierza stołówkę, nasłuchując szeptów i przekomarzań na temat kolejnych odcinków nieznajomej sobie produkcji, jest bardzo wymowna i oddziałuje na wyobraźnię. Sądziłam, że w momencie podjęcia dialogu z Grace, między tą dwójką narodzi się coś więcej, jednak twórcy nie podjęli wątku romantycznego, skupiając się raczej na izolacji jednostki i niemożności znalezienia wspólnego języka z całym światem zewnętrznym. Może to i dobrze - jak pamiętamy z odcinka o tropikach, w tym serialu nie ma miejsca na prawdziwe uczucia, a miłość między pracownikami korporacji sprowadza się tylko do mechanicznej fizyczności. Zainwestowanie w związek między Jakiem a Grace mogłoby negatywnie wpłynąć na cały odcinek, jednak skojarzenia i przeczucia na ten temat są nieuchronne - kobieta wyrasta bowiem na coraz ważniejszą bohaterkę i towarzyszy już Mattowi i Jake'owi w większości ich wspólnych scen. Sam pomysł na realizację bieżącego odcinka zasługuje na duże brawa - wprowadzenie do fabuły wzięto właśnie z serialu, który następnie w swojej głowie namiętnie odtwarza Matt. Dynamiczne sceny z bronią i do rytmu tykającego zegara ogląda się z zapartym tchem, w związku z czym w pewnym momencie nawet monotonia codzienności przypomina porządny film akcji. Gabinety stylizuje się na laboratoryjne boksy, a osoby z innego działu biurowca zaczynają uosabiać antagonistów z kultowej produkcji - na niecałe 20 minut z łatwością przyjmujemy punkt widzenia Matta, któremu wydaje się, że sam jest bohaterem swojego ulubionego serialu. Wypada to przekonująco, ale i niezwykle zabawnie - nawet te błahe sceny urastają do rangi wzniosłych i majestatycznych, co znakomicie współgra z widowiskowym wydźwiękiem odcinka. Na korzyść działa również sam fakt odseparowania tego epizodu od spraw czysto biurowych - tym razem w głównej mierze zajmujemy się samym zagadnieniem popularności seriali, spoilerami czy fanowską ekscytacją wspólnym tematem. Miło jest posłuchać, jak bohaterowie z przejęciem dywagują o fenomenie z małego ekranu, czy mimochodem wspomną o Game of Thrones... Natomiast w scenie, w której Kate policzkuje Matta za zdradzenie spoilera, widzimy ni mniej ni więcej jak własną przerysowaną reakcję na to, co obecnie często dzieje się w sieci. Nikt z nas nie lubi przecież spoilerów, w związku z czym te konkretne zachowania bohaterów trafiają do nas z dużą siłą. Pracownicy korporacji przestają być na moment trybikami i zaczynamy dostrzegać w nich także ludzi - takich, którzy są w stanie zarwać noc na oglądaniu swoich ulubionych seriali, zupełnie tak, jak my wszyscy. Odwołanie się do powszechnie znanych zachowań czy doświadczeń wychodzi twórcom na dobre - odcinek niezwykle wciąga i bawi chyba najbardziej od początku trwania serialu. Corporate ma się na tę chwilę bardzo dobrze. Dwudziestominutowe odcinki łyka się niczym komiczne pigułki fabularne, które rozweselą każdego w mgnieniu oka. Świetna propozycja na wieczorny relaks, gdy wszyscy jesteśmy już po pracy i nie musimy o niczym myśleć. Mam nadzieję, że ten poziom zostanie zachowany do końca, bo póki co naprawdę dobrze się bawię.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj