Gra Saints Row IV jest jedną wielką parodią. Twórcy postawili sobie za punkt honoru obśmianie najbardziej znanych elementów filmowej i growej popkultury. Tak absurdalnej i wyładowanej humorem pozycji nie widziałem od dawna (chyba od czasu "Far Cry 3: Blood Dragon"). Już od samego początku rozgrywki dowiadujemy się, że przywódca gangu pełni zaszczytną funkcję Prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki, który jednym podpisem potrafi rozwiązać problem głodu na świecie lub stworzyć lekarstwo na raka. Prezydenckie orędzie do narodu zostaje przerwane przez najazd wrogo nastawionego do Ziemian imperium Zin. Ludzkość zostaje pojmana przez kosmitów i utrzymywana w stanie uśpienia. Obcy wrzucają więźniów do specjalnych pojemników umożliwiających przeniesienie ich umysłów do komputerowej symulacji koszmaru, który sprawia niezmierną przyjemność przywódcy najeźdźców z kosmosu. Uwolniony prezydent (czyli nasz bohater) ma za zadanie uwolnienie członków gangu Świętych z symulacji i wydobycie ich ciał znajdujących się na statku obcych, aby wspólnie przeciwstawić się wrogim alienom. W tym celu penetrujemy komputerowy koszmar, siejąc chaos w wirtualnym mieście, eliminując kosmitów, wprowadzając wirusy, łamiąc kody itp.

Skojarzenia z "Matrixem" są jak najbardziej na miejscu. Jeżeli komuś mało jest odnośników, to wspomnę jeszcze o statku kosmicznym, z którego prowadzimy operację infiltrowania wrogiego systemu. Spotykamy tu całą naszą załogę, z którą możemy sobie poromansować (delikatnie rzecz ujmując) na modłę rozwiązań znanych z serii "Mass Effect". Takich odwołań podczas rozgrywki można zresztą spotkać ogromną ilość. Już na samym początku gry znalazłem nawiązania do takich tytułów, jak: "Hakerzy", "Terminator" czy "Tron". Jest tu tego naprawdę sporo; na szczęście parodystyczne elementy nie są wciskane na siłę, tylko podawane w absurdalnym kontekście i genialnie przezabawne. Humor jest jedną z największych zalet Saints Row IV. Dialogi są rewelacyjnie napisane, a postacie wręcz komiczne.

Fabuła jest dobrze przemyślana, a choć misje posuwające grę do przodu przez większą część gry polegają na uwalnianiu poszczególnych członków gangu, to na nudę narzekać nie można. Już pierwsze fabularne zadania pokazują, jaką pomysłowością wykazali się twórcy. Otóż nasz bohater budzi się w idealnym, słonecznym, cichym, spokojnym i uśmiechniętym do mdłości mieście, mając przed sobą tak poważne cele, jak zjedzenie naleśników przygotowanych przez kochającą żonę, odebranie gazety sprzed wejścia domu, posłanie kilku uśmiechów do reporterów czy wycieczka samochodem z dozwoloną prędkością po mieście. Więcej nie zdradzę, ale w SRIV trzeba być przygotowanym na absolutnie wszystko.

Jak już wspominałem, gra w głównej mierze polega na wyciąganiu przyjaciół z opresji, co może wydawać się pójściem na łatwiznę, ale jeżeli przyjmiemy konwencję serwowaną nam przez Volition, nie powinno to nikomu spędzać snu z powiek, tym bardziej że misje fabularne są niesamowicie różnorodne (trafiamy nawet na rozdział w formie oldschoolowej gry tekstowej czy sidescrollowej bijatyki). W opozycji do tego niestety stoją misje poboczne. Side-questy są niestety wtórne i powtarzalne. Mamy albo to zhakować sklep (układając puzzle w labiryncie tak, by połączyły dwa punkty), ukraść auto, zrobić demolkę, pościgać się z czasem czy poskakać po platformach. Wielbiciele sandboxów zapewne są przygotowani na takie rozwiązania, mnie jednak w pewnym momencie kolejna gonitwa po ulicach Steelport zaczynała nużyć. Miłośników szukania wszelkiego rodzaju "znajdziek" zapewne ucieszy astronomiczna liczba rozsianych po mieście tego typu elementów.

Sama rozgrywka jest niesamowicie płynna i przyjemna. Eliminacja przeciwników odbywa się na kilka różnych sposobów; w zależności od naszych upodobań, kosmitów pozbywamy się za pomocą broni palnej (poza standardowym zestawem mamy okazję postrzelać z takich zabawek, jak: miotacz czarnych dziur, dezintegrator czy dubstep-gun miotający muzykę!), w walce wręcz oraz za pomocą umiejętności specjalnych. Tak, nasza postać będzie mogła m.in zamrażać wrogów, palić żywym ogniem, rzucać w nich samochodami oraz przewracać za pomocą fali uderzeniowej. Nie sposób pominąć tu latania, skakania na wysokość drapaczy chmur czy biegania z prędkością dźwięku. Skąd to wszystko się wzięło? Przecież poruszamy się po komputerowej symulacji, a takie umiejętności dla zdolnych hakerów (jakich mamy w drużynie) nie są przecież problemem, prawda?

Niestety po osiągnięciu odpowiedniego poziomu, nasza postać nabiera wręcz boskich mocy, więc na dłuższą metę mało co jest w stanie nam zagrozić, a przez wrogie szpalery przechodzimy niczym rozgrzany nóż przez masło. Odniosłem wrażenie, że umiejętności nie są do końca zbalansowane. Jako przykład wskażę tutaj zdolność szybkiego biegu. Na najwyższych poziomach skill ten zastępuje całkowicie poruszanie się po mieście za pomocą samochodu. Jeżeli dodamy do tego skakanie i szybowanie w powietrzu, okazuje się, że szybciej możemy przemieścić się z jednego punktu miasta do drugiego na własnych nogach niż pojazdem. Model jazdy samochodami jest, swoją drogą, na tyle nieudany, że nie ma czego żałować. Auta się ślizgają, zachowują dziwnie przy zetknięciu z jakąkolwiek przeszkodą i są przeraźliwie powolne.

Gra oferuje możliwość upgrade'owania umiejętności i statystyk postaci, rozwijając ją do niemal boskich wymiarów. Liczba opcji modyfikowania postaci jest przeogromna - i nie mówię tu tylko o parametrach typu zdrowie czy wytrzymałość bohatera. Każda z pukawek, którymi przyjdzie nam operować, posiada również możliwość podnoszenia statystyk. Do tego dodajmy opcję tuningowania aut oraz zmiany ubioru i wyglądu naszego bohatera, a wyjdzie nam naprawdę pokaźny zestaw modyfikacji.

Szkoda, że gra oferująca takie możliwości zmieniania wyglądu postaci nie potrafi dobrze tego pokazać. Część wizualna Saints Row IV nie powala na kolana. Postacie nie należą do najładniejszych, a rozjeżdżające się gdzieniegdzie tekstury trochę psują ogólny efekt. Na szczęście w zwariowanym świecie komputerowej symulacji można jeszcze to przełknąć, jeśli będziemy pamiętać o absurdalnej konwencji serwowanej przez ten tytuł.

Czego przełknąć już nie można, to dość poważne błędy zdarzające się podczas gry. Przez kilka dni zabawy z Saints Row IV kilkukrotnie przestawały działać przyciski na padzie (poza guzikiem home) – sytuację ratował jedynie restart gry. Kolejny błąd, który napotkałem, był dość kuriozalny, a mianowicie: podczas jednej z rozgrywek moja postać przyjęła na klatę pocisk z wyrzutni rakiet, który wbił ją pod budynek, na którym akurat stałem. Budynek okazał się więzieniem uniemożliwiającym kontynuowanie gry. Kolejny raz restart okazał się być jedynym zbawieniem. Powyższe bugi potrafią zepsuć najlepsze chwile z grą, ale ufam, że przy najbliższym patchu zostaną wyeliminowane.

Czwarta część przygód gangu Świętych nie jest pozbawiona tez i mniejszych, ale równie irytujących błędów. Do tych pierwszych należy zaliczyć brak reakcji na przyciski w niektórych sytuacjach. Do furii doprowadzały mnie sytuacje, w których byłem pod potężnym ostrzałem i musiałem po kilka razy wciskać X, aby bohater łaskawie przeładował pukawkę. Do tych mniej drażniących "baboli" zaliczyłbym ogólny debilizm przeciwników, którzy albo stoją jak kukły na kijach, albo pchają się pod lufę jak alkoholik do monopolowego. Można również zauważyć przycinanie się gry przy każdym zebranym przedmiocie czy "znajdźce".

Pomimo tego, że w głównej mierze narzekam na ten tytuł, to jedno trzeba Świętym przyznać: są niesamowicie zabawni, pełni humoru i skąpani w absurdzie. Błędy, choć liczne, nie wpływają na zabawę w takim stopniu, by sprawiły, że pad ląduje w kącie. Saints Row IV trzyma przed ekranem i nie pozwala odejść. Zabawa ze Świętymi jest ekstremalnie przyjemna i satysfakcjonująca. Są prawdziwymi złodziejami czasu.

Pewne rozwarstwienie gry (choćby pomiędzy misjami pobocznymi a fabularnymi) stwarza wrażenie, że produkcja była tworzona dwutorowo. Jak się okazuje, wrażenie jest prawdziwe. W pierwotnym zamyśle SRIV nie miał być osobnym tytułem, a jedynie dodatkiem do trzeciej części (z roku 2011). To by wyjaśniało nieco trącącą korkiem grafikę czy fakt braku zmian w mieście- piaskownicy w stosunku do wcześniejszej odsłony. Najwidoczniej w pewnym momencie prac dodatek rozrósł się na tyle, że przeistoczył się w pełną produkcję, zabierając ze sobą sporo rozwiązań z wcześniejszej koncepcji. Czy to jednak w jakikolwiek sposób wpływa na Saints Row IV, czyniąc ją grą słabą? Bynajmniej. Rozgrywka jest naprawdę fajna, a pomijając wytknięte błędy dostarczy wielu godzin dobrej zabawy i niczym nieskrępowanej rozrywki.

SRIV zaskakuje negatywnie, bo nie ustrzegło się kilku dość rażących błędów. Zaskakuje pozytywnie, ponieważ pomimo tych błędów gra doskonale broni się pomysłowością i radością płynącą z zabawy.

  PLUSY: + niesamowicie przyjemna i radosna rozgrywka, + humor i absurd na najwyższym poziomie, + pomysłowość i kreatywność. MINUSY: - bugi i błędy, - grafika mogłaby być nieco lepsza.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj