Dzień na tak to nowa familijna komedia Netflixa z Jennifer Garner w roli głównej. Czy warto obejrzeć?
Dzień na tak ma dobry punkt wyjścia, który idealnie pasuje do familijnej komedii. Pokazanie rodziny w ciągłym konflikcie i wzajemnej niechęci z uwagi na negatywne skutki słowa "nie" wydaje się prawdziwe i zarazem trochę smutne. Tytułowy dzień skupia się na mówieniu "tak" i spełnianiu różnych życzeń dzieci - również tych szalonych - ale zgodne z wcześniej ustalonymi zasadami. Jest w tym ogromny potencjał rozrywkowy, który mógłby świetnie uzupełniać się z przesłaniem filmu - czyli szukaniem równowagi, by nie tworzyć złych relacji w rodzinie. Niestety produkcja to wszystko zaprzepaszcza.
Perypetie związane z tytułowym dniem to największy minus tego filmu.
Dzień na tak miał szansę na popis kreatywności, który pozwoli wykorzystać ten punkt wyjścia do stworzenia czegoś pozytywnie zakręconego, zabawnego i rozrywkowego. Niestety dostajemy totalną przeciętność, która wydaje się kopią rozwiązań ze słabych filmów familijnych z lat 90. Wojna na balony z wodą? Ileż podobnie ogrywanych motywów było w tym gatunku? Niezliczona liczba w różnych wariacjach. A to jest przecież w dużej mierze najjaśniejszy punkt całych dywagacji, bo reszta na tym tle wypada jeszcze słabiej. Zwłaszcza "finał" na koncercie, który jest festiwalem banału i odgrzewaniem kolejnych ogranych motywów w dość kiepskiej formie. Jesteśmy świadkami oczywistych przemian bohaterów, na które mają wpływ siermiężnie budowane wątki. Tak bardzo łopatologicznie krzyczące do widza, żeby nikt na pewno w danym momencie tego nie przegapił, by te motywacje były tak bardzo wałkowane do znudzenia, że każdy je zrozumie. Tego typu kiczowate efekty błędnych decyzji sprawiają, że
Dzień na tak nie oferuje niczego sensownego w kategoriach rozrywkowych, bo proponuje tylko i wyłącznie oczywistości w bardzo przeciętnej formie.
Nie można odmówić tej familijnej produkcji, że ma swój urok i emocjonalny sens. Chce mówić o czymś ważnym w sposób lekki i przystępny. Jennifer Garner, która wydaje się, że znalazła sposób na siebie podczas pandemii, jest taka, jaką widzowie ją lubią: sympatyczna. A jej wpływ na tę produkcje jest odczuwalny. Dlatego te bardziej ludzkie etapy przemiany, dojrzewania i wzajemnego rozumienia w miarę działają, nawet pomimo dość banalnego i sztampowego podejścia do tematu. Delikatnie poruszenie emocji jednak nie zmieni postrzegania tych wątków, które przez scenarzystów i reżysera są pokazem pójścia na łatwiznę. Nie chodzi o jakieś wybitnie artystyczne pogłębienie tych relacji i ewolucję postaci, ale o stworzenie obrazu, w który uwierzymy.
Film familijny powinien być dobrą zabawą dla całej rodziny - z dobrze zarysowanym morałem oraz fajnymi bohaterami. W tym aspekcie znów jesteśmy raczeni przeciętnością, bo choć przesłanie tej historii jest oczywiste, sztuczność i brak pomysłu na jego ukazanie nie zostawia widza z emocjami i przemyśleniami. A postacie w rodzinie to określone, nudne stereotypy, które mają odegrać pewne role, a ostatecznie popełnić błąd, który da im do zrozumienia, że mama miała rację. Gdyby ta schematyczność nie była tak łopatologiczna, a wnioski nie dałoby się przewidzieć po kilku minutach, byłoby naprawdę nieźle, a tak znów mamy historię tworzoną po linii najmniejszego oporu.
Dzień na tak to nie jest zły film, ale na pewno również nie jest dobry. Ani nie jest on zabawny, ani poruszający, ani jakoś szczególnie rozrywkowy. Musze jednak przyznać, że ogląda się go dobrze i bezboleśnie. To taki totalny przeciętniak bez pomysłu na siebie, więc ostatecznie szkoda czasu, bo lepiej wrócić do jakiegoś klasyka gatunku, który da lepszą zabawę i większe emocje.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h