Polscy wielbiciele talentu graficznego Enki Bilala powinni być w ostatnich latach usatysfakcjonowani. Jakiś czas temu pojawiły się wznowienia autorskiej Trylogii Nikopola i stworzonych wspólnie z Pierre'em Christinem Fins de siecle: Faplangi Czarnego Porządku. Polowanie. Na bieżąco jest również wydawany ostatni, postapokaliptyczny cykl Bilala. Czekamy zatem na reedycję znakomitej Tetralogii potwora, tymczasem dzięki zaradności wydawnictwa Kurc mamy możliwość obcowania z wcześniejszymi dokonaniami artysty. Exterminateur 17 to bowiem komiks z 1979 roku, narysowany do scenariusza Jean-Pierre Dionneta, ukazujący się w słynnym, zmieniającym wówczas oblicze europejskiego komiksu magazynie Metal Hurlant. Jeśli przed lekturą dzieła Bilala czytaliśmy już komiksy Moebiusa – w szczególności Feralnego Majora bądź Arzacha – to plansze z Eksterminatora 17 nieodmiennie będą nam się kojarzyć z rysunkami tego artysty. Bilal musiał być w tym okresie pod silnym wpływem prac Moebiusa, co widoczne już było w Legendach naszych czasów, zaś w recenzowanym tu komiksie graficzne podobieństwa są wręcz uderzające. Różnicę robi jedynie okładka (najprawdopodobniej stworzona później), na której widzimy już charakterystyczny dla artysty styl. Twórcy Eksterminatora 17 nie odżegnują się zresztą od wpływu Moebiusa, nazywając w komiksie jego nazwiskiem jednostkę mocy eksterminacji. Najlepiej zatem przymknąć oczy na te narzucające się podobieństwa, bo po pierwsze to wciąż znakomite rysunki, a po drugie, stworzono je do intrygującej także w dzisiejszych czasach historii science fiction z domieszką technologicznego mistycyzmu.
Źródło: Kurc
Wspominam o naszej teraźniejszości, ponieważ lektura Eksterminatora 17 nakłada się na wrażenia z seansu być może najciekawszego, tegorocznego serialu, jakim jest Westworld. Owszem, w ogólnym zarysie fabuły oba dzieła na pierwszy rzut oka wydają się krańcowo różnić, a jednak ich poszczególne, składowe elementy (w pewnym momencie w komiksie mamy nawet kowbojską scenerię, jakby żywcem wyjętą z serialu HBO) mają ze sobą wiele wspólnego. Postawmy jeszcze między tymi dwoma dziełami wspomnianego na okładce Eksterminatora 17 filmowego Blade Runner i rzeczywiście ułoży nam się ciąg, w którym te trzy tytuły funkcjonują razem jako głos w sprawie technologicznego postępu, sztucznej inteligencji i doświadczania człowieczeństwa przez wytworzonych ludzkimi rękami bohaterów. Powyższe zagadnienia są tak istotne dla komiksu Bilala i Dionetta, że wyraźnie górują nad potraktowaną tu nieco po macoszemu fabułą kosmicznego sci-fi. Zaczyna się ona od ataku tzw. Konsorcjum na planetę Novack za złamanie warunków kontraktu wasalnego. Na ów temat nie dowiemy się wiele więcej. Ważniejsze jest tu następujące po akcie przemocy znalezienie tytułowego, zdezaktywowanego po bitwie Eksterminatora, który okazuje się być zaginionym i nieużywanym od dawna prototypem bojowych androidów, pierwszym z udanych po całej serii eksperymentów. Pracami nad powstaniem androidów kierował niegdyś zbliżający się do kresu życia i obserwujący planetarny atak enigmatyczny Mistrz. Odnalezienie Eksterminatora 17 wywołuje w nim wielkie poruszenie, ów android był bowiem ostatnim z naukowych doświadczeń, w którym Mistrz użył komórek z własnego ciała. Twórca androidów niedługo potem umiera, a w tej samej chwili zdezaktywowany Eksterminator 17 zyskuje świadomość i rozpoczyna się jego niezwykła odyseja.
Źródło: Kurc
Nie ma co ukrywać – ta kosmiczna podróż, pełna niebezpieczeństw i nierzadko dziwnych, przesiąkniętych mistycyzmem wydarzeń, nie do końca spełnia czytelnicze oczekiwania. Wydaje się mocno fragmentaryczna, za szybko rezygnująca z intrygujących wątków, a jednocześnie pełna niezwykłych pomysłów i przemyśleń jak na ówczesne komiksy. Taka była wtedy rola Metal Hurlant – poszukiwania nowych ścieżek, nowych środków wyrazu, co czasami spychało fabułę na drugi plan. Dlatego zapewne Eksterminator 17 nie wywołuje tak silnego wrażenia jak musiał niegdyś, wydaje się być bardziej pośpiesznym szkicem niż pełnoprawną opowieścią, ale jego wartość kryje się właśnie w warstwie znaczeniowej, symbolicznej. A samym zakończeniem mocno przypomina pewną słynną scenę z Mistrza i Małgorzaty – chyba nie ma lepszej rekomendacji dla komiksu, który swym przesłaniem wpisuje się w odwieczne poszukiwania zarówno źródeł jak i granic człowieczeństwa.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj