Famicom Detective Club: The Missing Heir oraz The Girl Who Stands Behind to dwie gry, które dla Japończyków są prawdopodobnie trochę zapomniane, a dla graczy z Zachodu całkowicie nieznane. Mowa bowiem o produkcjach, które oryginalnie pojawiły się pod koniec lat 80. na konsoli Nintendo Entertainment System (znanej także jako Famicom) i to wyłącznie na rynku japońskim. Teraz, po ponad 30 latach od debiutu, doczekały się nie tylko gruntownego remake’u, ale też i tłumaczenia na język angielski i globalnej premiery. Czy warto było czekać tak długo na pojawienie się tych tytułów? Cóż, to zależy. Mamy tutaj do czynienia z typowymi visual novelami, czyli czymś bardzo specyficznym. Z jednej strony są to produkcje mocno niszowe i zawsze znajdujące się gdzieś na poboczu branży, z drugiej jednak trudno o gatunek, który byłby równie mocno eksploatowany, bo każdego miesiąca pojawiają się dziesiątki lub nawet setki nowych jego przedstawicieli. Równie specyficzna jest sama rozgrywka, która w Famicom Detective Club, tak jak i w innych nowelkach, sprowadza się przede wszystkim… do czytania. Czytamy więc opisy przyrody, otoczenia, przedmiotów, a także dialogi z napotykanymi w toku przygody postaciami. Na tym też w zdecydowanej większości skupia się cały ten detektywistyczny wątek z tytułu, a o bardziej skomplikowanej "pracy" czy zagadkach można tu zapomnieć.
fot. Nintendo
Rozmowy prowadzone są w sposób bardzo mechaniczny, sztuczny. Wybieramy poszczególne opcje dialogowe, a właściwie tematy do poruszenia, aż uda nam się trafić na tę właściwą, która popchnie całość do przodu. Warto zaznaczyć, że nie da się tutaj ponieść porażki w żaden sposób – po prostu nie przejdziemy dalej i utkniemy w miejscu, dopóki nie poruszymy konkretnego wątku czy nie odnajdziemy czegoś w okolicy. Niestety zdarzyło mi się to kilkukrotnie, zatrzymując na jakiś czas i przez to jestem pewien, że tych mniej cierpliwych graczy może to poważnie sfrustrować, skutecznie zniechęcając do dalszej zabawy i poznawania historii. A skoro już przy tym jesteśmy…

Rozgrywka

6 /10

Na rynek trafiły dwie części Famicom Detective Club w odświeżonym wydaniu. Pod względem mechaniki rozgrywki mamy tutaj do czynienia w zasadzie z tym samym, ale już historię są zupełnie różne, choć łączy je postać głównego bohatera. To młody, nastoletni detektyw, którego imię i nazwisko wybieramy sami. Ja, jako osoba zupełnie pozbawiona kreatywności przy nazywaniu kogo lub czegokolwiek, nazwałem go Osamu Dazai, nawiązując tym samym do całkiem przyjemnego anime Bungo Stray Dogs, które… również opowiada o pracy pewnej agencji detektywistycznej.
fot. Nintendo
Pierwsza z historii, The Missing Heir, to opowieść o zaginionym członku zamożnej i potężnej rodziny, a gdzieś w jej tle znajduje się też ogromny spadek oraz… klątwa. Druga część, choć fabularnie będąca prequelem, zatytułowana jest The Girl Who Stands Behind i skupia się na śmierci uczennicy w jednej ze szkół. Opowieści są mocną stroną Famicom Detective Club i wciągnęły mnie dość szybko, a tempo jest utrzymywane przez cały czas gry. Scenariusz stopniowo odkrywa kolejne karty i wprowadza nowe wątki, dzięki czemu ma się wrażenie, że cały czas coś się tu dzieje. Nieco zawiodły mnie natomiast same postacie, które zdecydowanie nie są tak barwne jak np. w grach z serii Ace Attorney, ale podejrzewam, że nie dla każdego będzie to wadą. Miłośnicy nieco mniej krzykliwej estetyki i przerysowanych osobistości prawdopodobnie będą woleli właśnie takie bardziej „przyziemne” podejście.

Fabuła

8 /10

Przemierzamy więc kolejne lokacje, szukamy jakichś wskazówek, rozmawiamy z napotkanymi ludźmi i staramy się poskładać całe śledztwo do kupy. Pomaga w tym podręczny notes, do którego mamy dostęp z poziomu menu gry. W nim szybko i bezproblemowo podejrzymy najważniejsze informacje. Narzędzie to okazuje się bardzo przydatne, bo mniej uważni i skoncentrowani gracze stosunkowo szybko mogą się w tym wszystkim pogubić, nie mówiąc już o zapamiętywaniu nazwisk kolejnych postaci. Jak wspomniałem na początku, mamy tutaj do czynienia z remakiem, nie remasterem. Takie podejście do odświeżenia tego klasyka jest w pełni zrozumiałe, bo przeniesienie wersji z NESa bez większych zmian byłoby bardzo… ryzykowne. Jak na visual novel przystało, grafika jest mocno statyczna, choć nie zabrakło tutaj pewnych oszczędnych animacji, które mimo tej oszczędności wprowadzają nieco życia do tego wirtualnego świata. Sama oprawa robi naprawdę dobre wrażenie: kreska jest wyrazista, miła dla oka i współczesna, nie powstydziłyby się jej anime z XXI wieku.
fot. Nintendo
+9 więcej
Muzyka gra gdzieś w tle i jest subtelna. W takiej grze sprawdza się to bardzo dobrze, bo nie wytrąca ze skupienia i nie przeszkadza w czytaniu opisów. Zadbano też o voice acting, choć ten jest dostępny tylko po japońsku. Oczywiście o polskich napisach również można zapomnieć – w przypadku mimo wszystko niszowej gry było to raczej do przewidzenia. Na szczęście angielskie tłumaczenie jest na bardzo wysokim poziomie. 

Oprawa

8 /10

Ocena końcowa

7/10


Rozgrywka

6/10

Fabuła

8/10

Oprawa

8/10
Famicom Detective Club to produkty skierowane do konkretnego grona odbiorców. Miłośnikom gatunku, kryminałów i estetyki anime najprawdopodobniej przypadną one do gustu, innym - raczej niekoniecznie, bo trudno znaleźć w nich jakiekolwiek elementy, które wyróżniałyby je na tle konkurencji i zwracały uwagę osób, które na co dzień od takich tytułów stronią.  Plusy: + ciekawe historie; + sporo zwrotów akcji; + bardzo ładna oprawa graficzna; + dobre angielskie tłumaczenie. Minusy: - można utknąć na dłużej; - rozgrywka w starym stylu nie każdemu przypadnie do gustu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj