Historia Lisey nie zmienia swojego sennego stylu. Dalej wizualnie prezentuje się imponująco, a za sprawą ciemnej kolorystyki serial jest jeszcze mroczniejszy. Sama fabuła też nabrała takiego tonu. Twórcy skupili się przede wszystkim na retrospekcjach obu postaci. Znacznie ciekawsze były te związane ze Scottem, który opowiadał Lisey o swojej dramatycznej przeszłości. Paula opanowało zło, więc został przywiązany do traktora. Błoto, pustka, dzikie zachowanie chłopaka (dobry Clark Furlong), cisza i płynna praca kamery powodowały, że wydarzenia wyglądały z jednej strony dość zwyczajnie, z drugiej bardzo niepokojąco. Ojciec ostatecznie zastrzelił Paula, ale nie wywołało to za wielu emocji. Co najwyżej współczucie dla młodego Scotta, który kochał brata. Na pochwałę zasługują aktorzy. Michael Pitt jako ojciec Scotta jest niezwykle przekonujący i idealnie pasuje do tej roli. Gra całym sobą. Jego postać jest odpychająca, podła i nieprzyjemna. Sebastian Eugene Hansen, który wcielał się w małego Scotta, grał tak oszczędnie jak Clive Owen. Młodziutki aktor jest bardzo do niego podobny z wyglądu. Dzięki smutnym oczom, przygaszonej twarzy oraz przytłaczającemu zachowaniu jego bohatera flashbacki dobrze współgrały ze wspomnieniami Lisey. Warto też dodać, że nawet Clive Owen wzniósł się na wyżyny swoich umiejętności aktorskich. Pokazała taki rodzaj emocji, który nie kojarzy się z dorosłym mężczyzną, lecz przeżywającym wszystko dzieckiem.
fot. Apple TV+
+3 więcej
Dużo czasu poświęcono retrospekcjom Scotta, ale tytułowa bohaterka też odegrała w odcinku ważną rolę. Zobaczyliśmy, jak Lisey weszła do Księżyca Boo’ya, żeby uratować męża. Ten świat jest tajemniczy i budzi lekką grozę ze względu na jego „mieszkańców” i szepty, ale nie przeraża. Długaśnik też nie jest powodem do strachu. Na szczęście nie powoduje rozbawienia, co zabiłoby całkowicie klimat serialu i powagę sytuacji. Akcja nieco przyspieszyła, gdy Lisey uciekała ze Scottem, a do tego odkryli, że afgan jest kotwicą, dzięki czemu można było odczuć minimalny dreszczyk emocji. Na koniec bohaterka odkryła, że jej wspomnienia wiążą się z Amandą, co kompletnie nie zaskoczyło. Najważniejsze, że Julianne Moore zagrała solidnie. Do tego w końcówce odcinka Lisey wyrusza w podróż do świata Księżyca Boo’ya, więc możemy się spodziewać, że będzie ciekawie, a w ruch pójdzie łopata. Mimo że w najnowszym odcinku Historii Lisey można wskazać (nieco na siłę) kilka pozytywów, to wciąż następuje tu przerost formy nad treścią. Oczywiście muzyka, praca kamery czy te irytujące przeskakiwanie między wspomnieniami a bieżącymi wydarzeniami budują klimat serialu, ale nie zmienia to faktu, że fabuła nudzi. Historia przesadnie się wlecze i rzadko wzbudza jakiekolwiek emocje. Bohaterowie są bez charakteru. Poza tym na drugi plan zszedł Dooley i pozostałe postaci, ale dzięki temu można było lepiej skupić się na retrospekcjach. To był niezły epizod, ale powolne tempo akcji nie zachęca do kontynuowania serialu. Może to się zmieni na lepsze w kolejnym odcinku!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj