Jeździec bez głowy ("Sleepy Hollow") w "Go Where I Send Thee..." odpoczywa od Apokalipsy, co nie znaczy, że w sennym miasteczku panuje całkowity spokój. Znika dziewczynka, więc Abbie wraz z nieodłącznym Ichabodem wyrusza na jej poszukiwania. Szybko okazuje się, że powody zniknięcia dziecka nie są do końca racjonalne, a bohaterowie stają oko w oko z postacią opartą na legendzie Flecisty z Hamelin - tylko w serialu historia nie ma niczego wspólnego ze szczurami. Abbie zostaje zahipnotyzowana, Crane poznaje uroki stoperów do uszu oraz cappuccino, a Irving w końcu przekonuje się, dlaczego warto czytać umowę przed złożeniem na niej swojego podpisu. Tylko większych emocji brak.

Nie jestem zdecydowaną przeciwniczką proceduralnych zaciągów w serialach podobnych do Jeźdźca bez głowy. Sądzę, że odcinek dziejący się trochę poza główną akcją może czasami pomóc produkcji, spowalniając bieg wydarzeń oraz skupiając się na rozwoju ważniejszych bohaterów. Rzecz w tym, że takie epizody mają sens jedynie wtedy, gdy opierają się na ciekawej historii. W "Go Where I Send Thee..." tego zabrakło. Zaczęło się znakomicie - klimatycznie nakręcona scena wędrówki dziewczynki po lesie połączona z przemową Crane'a na temat koni jest zdecydowanie na plus, jednak z każdą kolejną minutą było coraz gorzej. Flecista był bardziej śmieszny niż przerażający (istna karykatura wymachująca bezmyślnie bronią na prawo i lewo), bohaterowie zbyt łatwo go pokonali, nie odnosząc praktycznie żadnych obrażeń (w walce z nimi Flecista nie wydawał się kimś, kto szybko i sprawnie zamordował niejednego wyszkolonego żołnierza) i - co chyba najważniejsze - nie oddano głosu ofierze, która została potraktowana przez scenarzystów jak rekwizyt, dzięki któremu Abbie i Crane przeżyją przygodę. "Go Where I Send Thee..." nie oferuje żadnych emocji, jedynie poczucie znużenia.

[video-browser playlist="629736" suggest=""]

W tym tygodniu zostały pominięte wątki szeryf Reyes, Jenny oraz Katriny. Żeby nie stworzyć odcinka kompletnie oderwanego od historii, scenarzyści wcisnęli kilka minut poświęconych Irvingowi, którego zaczynają prześladować wizje (futurospekcje?) Apokalipsy. Wizje, w których walczy po stronie Zła, kontrolowany przez Molocha. Zdaje sobie sprawę, że złożył podpis własną krwią na umowie Henry'ego, i bez zbędnych podchodów doprowadza do konfrontacji, podczas której nie daje się ugiąć pod groźbami Parrisha i zdecydowanie odrzuca jego pomoc. Irving powoli wyrasta na najsilniejszą postać serialu. Pozostaje jedynie pytanie, czy on ma jeszcze jakikolwiek wybór w kwestii swojej przyszłości. Wątek byłego szeryfa Sleepy Hollow ma wielki potencjał i cieszę się, że znalazł się w tym odcinku, by choć trochę podnieść jego jakość.

Czytaj również: "Jeździec bez głowy", "Synowie anarchii" i "Zemsta" na kanałach FOX

Po pierwszych, solidnych epizodach Jeździec bez głowy złapał lekką zadyszkę, gdyż do serialu wkradła się monotonia, znużenie i wręcz nieprzyzwoita liczba dziwnych zbiegów okoliczności. Pozostaje mi wyrazić nadzieję, że produkcja FOX wróci na odpowiednie tory, ponieważ ma do tego predyspozycje. 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj