John Wick: Chapter 2 pokazuje, że można stworzyć dobrą, ciekawą historię dla kina akcji, która będzie mieć interesujące elementy. Coś, co nie będzie sprawiać wrażenia niepotrzebnego pretekstu do kolejnych efekciarskich scen. Nie ma tutaj nic szczególnie skomplikowanego, ale całość jest dopracowana, spójna i ma sens. Nawet rzecz prosta musi być dobrze napisana, by w kinie akcji sprawiała pozytywne wrażenie. Na szczęście nie dostajemy powtórki z pierwszej części. Tak jak poprzednio Wick mścił się z powodu miłości, tak w tej również dokonuje zemsty, ale z innych przyczyn. Przekonujące i satysfakcjonujące. Otoczka świata zawodowych zabójców była jednym z jasnych punktów pierwszej części. Twórcy dokonują ewolucji motywu, dając nam więcej informacji o tym, jak ta społeczność działa. Trzeba im przyznać, że dobrze sobie to przemyśleli, bo dostajemy ciekawe pomysły pokazane z dużym dystansem. Znów jest wiele momentów wynikających z tej otoczki, które potrafią dobrze rozbawić. Humor głównie wynika właśnie z tego motywu. Dużo nowych elementów pokazuje, że jest to świat ukryty pod naszą rzeczywistością. Ciekawy, dopracowany i dobrze przemyślany. To jest jeden z czynników nadających temu filmowi unikalności, bo oferuje on nam coś świeżego i bardzo atrakcyjnego. A to daje twórcom nieograniczony potencjał w kolejnych częściach. Mówiąc krótko: John Wick: Chapter 2 ma najlepsze sceny akcji, jakie widzieliśmy w hollywoodzkim filmie od lat. Jeśli podobała Wam się pierwsza część, to sequel zaoferuje więcej, ciekawiej i z świetnymi nowymi pomysłami (walka w sali luster, początkowa sekwencja w warsztacie). Choreografia walk nie opiera się na ekwilibrystycznym pokazywaniu umiejętności jak w kinie kopanym, ale na szybkim zabiciu przeciwnika. Dlatego każda walka jest krótka, treściwa i efektowna. To jest duży plus, że Wick nie bawi się, tylko wykańcza wrogów raz za razem. Praca kamery jest taka, jaką możemy oczekiwać, by cieszyć oko wykonywaną choreografią. Wszystko jest odpowiednio oddalone, montaż powolny, więc możemy podziwiać akcję, tak jak to wymyślili. Nie ma tutaj mowy o latającej kamerze i cięciach co pół sekundy, które wywołują ból głowy. Wszystko doskonale widać i to na czele z tym, że Keanu Reeves sam wykonuje wszystkie swoje sceny akcji: wymyślne sekwencje ciosów z bronią i bez niej oraz wszelkie rzuty. Nigdy jeszcze nie był tak przekonujący jak tutaj. To też tyczy się walk z udziałem broni, które odbywają się na podobnej zasadzie jak w "jedynce". Czasem może to wydawać się schematyczne i proste, ale to nie ma znaczenia, bo jest niesamowicie efektowne i satysfakcjonujące. Nowością są walki Wicka z innymi zawodowymi zabójcami, więc naturalnie nie wszystko tutaj odbywa się prosto i schematycznie. Oczywiście film okraszony jest wysokim poziomem przemocy, który pasuje do takich scen. Ciekawym pomysłem jest pokazanie zmęczenia bohatera i śladów, które pozostawiają na nim kolejne walki. Jest to przyjemne urozmaicenie widzieć zmęczonego Wicka w momencie, gdy adrenalina opada. To czyni go ludzkim. Chad Stahelski stworzył film akcji, jakich nie ma wiele we współczesnym hollywoodzkim kinie. Mocne, męskie kino z dobrą historią, świetną realizacją i wyjątkowym klimatem. Większa frajda, niż sam mógłbym oczekiwać. Plus za smaczek pokazania Laurence Fishburne razem z Keanu Reeves. I w dodatku dobrze położono fundamenty pod trzecią cześć.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości kina Helios w Gdyni

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj