Limbo, Inside i teraz Little Nightmares: wszystkie te gry łączy przynajmniej jedno – po ich zakończeniu pozostajemy z mnóstwem niedopowiedzeń i jeszcze większą liczbą przemyśleń. Z kacem moralnym i pytaniami o istotę bytu na czele.

Little Nightmares nie bez kozery ma właśnie taki, a nie inny tytuł. To swoisty mały wielki koszmar widziany oczyma niewielkiej Szóstki, dziewczynki, bohaterki gry, z którą się z czasem utożsamiamy. No hej! Kto z nas będąc dzieckiem nie bał się koszmarów? No właśnie. Tylko tutaj mamy możliwość rozegrania ich z perspektywy podrostka, ale będąc już dorosłym graczem. Zresztą produkcja w żadnym razie nie jest skierowana dla młodszych graczy. Nie dlatego, że jest tam przemoc czy brutalność, bo jej specjalnie nie ma. Ale z uwagi na fakt, że przedstawione w grze sceny mają drugie dno, głębszy przekaz. Mówią sobą, nie wypowiadając żadnego dźwięku i nie są to wcale przyjemne obrazki.

Produkcja studia Tarsier łączy ze sobą elementy gry przygodowej oraz logicznej z domieszką horroru i skradanki. Wcielamy się w niej w dziewczynkę z żółtym prochowcu o imieniu Szóstka (Six), która znajduje się w Paszczy (The Maw). Tego jednak nie dowiadujemy się z samej gry, a z informacji, które dostarczyli twórcy. Warstwa fabularna Little Nightmares w zasadzie nie zdradza niczego. Nie wiemy kto. Nie wiemy gdzie, ani też dlaczego. Po prostu brniemy przed siebie, pokonując kolejne rozdziały nasączonej ciężkim klimatem produkcji zastanawiając się, gdzie tak właściwie się znajdujemy i jaki mamy w tym cel. Powolutku, przechodząc kolejne lokacje dochodzimy do wniosku, że jest to nic innego, dom – tutaj przedstawiony w postaci tajemniczego ośrodka – w którym kolejne lokacje odpowiadają pomieszczeniom przeciętnego domu. Jest łazienka, jadalnia, kuchnia, pokój pani domu. Ot taka mroczna wizja nawiedzonego domostwa, którą nie raz jako dzieci wyobrażaliśmy sobie w głowach.

Little Nightmares nie jest specjalnie najeżona niebezpieczeństwami, chociaż w niej zginiecie przynajmniej kilkadziesiąt razy. Karykaturalne wyglądy opasłych postaci czy długorękich rezydentów Paszczy można interpretować na wiele sposobów. Ja widzę tutaj domowników, którzy więksi i starsi tak właśnie mogą wyglądać w koszmarze małego dziecka. Częściej jednak śmierć Szóstce zadacie sami, a przyczyni się do tego praca kamery. Gra jest trójwymiarowa, lecz głównie obserwujemy rozgrywkę z perspektywy 2D. To jednak nie oznacza, że nie ma "głębi perspektywy". To właśnie ta "głębia obrazu" i mocno ograniczona praca kamery sprawi, że nie traficie do dziury, nie złapiecie się haka, czy najnormalniej spadniecie z wysokości, przechodząc po kładkach zawieszonych pod sufitem.

fot. Bandai Namco
+24 więcej

Gra pozbawiona jest jakichkolwiek dialogów, a muzykę w większym wymiarze usłyszycie dopiero na sam jej koniec. Pojedyncze dźwięki jednak mówią więcej niż kompozycje muzyczne. To one budują klimat. Odgłosy otoczenia, głównie skrzypienie, sapanie, pomruki, powodują szybsze bicie serca. Mocno także oddziałują na gracza wibracje pada.Im bliżej zagrożenia, tym mocniej pad nam to sygnalizuje. To w połączeniu z dość mroczną oprawą graficzną potęguje uczucie osamotnienia i wymusza na graczu ostrożne stawianie kolejnych kroków. Chowanie się pod krzesełkami czy w szafkach i obserwowanie najbliższego otoczenia – to częsty sposób na pokonywanie świata gry. Nawet zapalniczka, którą Szóstka ma na wyposażeniu, była u mnie stosowana możliwie rzadko. Nie chciałem mieszkańcom Paszczy zdradzić swej pozycji.

Produkcja studia współodpowiedzialnego za Little Big Planet 3 utrzymana jest w mrocznej tonacji i wcale nie ogranicza się to jedynie do klimatu czy udźwiękowiania. Cała grafika sprowadza się w większości przypadków do odcieni szarości i brązów rozświetlanych światłem zapalanych lamp czy zapalniczki. Zadbano o to, aby każda z lokacji zapadła w pamięć i się nie nużyła. Jest kilka sytuacji, w których trzeba wykonać tę samą czynność na różnych etapach, ale nie ma tego przesadnie wiele, przez co nie odczuwamy nudy związanej z powtarzalnością.

Szkoda tylko, że podróż po koszmarze Szóstki to przygoda na raz, która w dodatku dość szybko się kończy. Długość rozgrywki to mniej więcej cztery godziny. Chciałoby się spędzić więcej czasu w tym przykrym świecie gry. Ponurym, mrocznym, ale jednocześnie intrygującym i zostawiającym gracza z milionem pytań bez odpowiedzi. Little Nightmares od początku jawiło się jako jedna z tych gier, która nie zawiedzie oczekiwań i tak też się stało.

PLUSY: + mroczny, przytłaczający klimat; + świetna oprawa audio-wizualna; + fabuła poddająca się dowolnej interpretacji gracza. MINUSY: – problematyczna niekiedy perspektywa; – długość rozgrywki.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj