Mroźno, śnieżnie, wietrznie. E.D.N. III zdecydowanie nie jest planetą, na której chcielibyście spędzić wakacje i zupełnie nie wpasowuje się w to, co znajdziecie za oknem. A mimo to Capcom zdecydował się wydać Lost Planet 3 pod koniec sezonu ogórkowego, czyli w sierpniu, przypominając wszystkim graczom, jak bardzo znienawidzimy zimę już za kilka miesięcy. Mimo że produkcja studia Spark Unlimited nie jest przełomowa i opiera się na sprawdzonych mechanizmach, wielokrotnie powielanych w innych grach, idealnie wpasowuje się w okres, w którym zostaje wydana. Wygłodniali po wakacyjnej posusze gracze z chęcią dowiedzą się, co słychać na E.D.N. III, nawet jeśli wcześniej nie mieli okazji na niej gościć przy okazji dwóch poprzednich części "Lost Planet".
Spark Unlimited do fabularnego konceptu Lost Planet 3 podeszło z głową, doskonale zdając sobie sprawę, że dotychczasowy materiał niemal całkowicie wyczerpano w pierwszej i drugiej części serii. Pamiętać należy, że po ciepło przyjętej "jedynce", druga część okazała się dosyć przeciętną produkcja i jej ewentualna kontynuacja z góry mogła być skazana na porażkę. Dlatego też twórcy Lost Planet 3 postanowili stworzyć prequel. Akcję osadzili na świetnie znanej planecie, którą zamieszkują przerażające Akridy, ale bohater i pomysł na fabułę stworzony został od podstaw. Dzięki temu zabiegowi każdy gracz bez obaw może zapoznać się z "trójką", nawet jeśli nie grał w poprzednie części. W sumie dziwię się, że nie zdecydowano się na podtytuł, zamiast cyferki. Przeciętnego gracza nazwa gry może nieco zmylić i niepotrzebnie zniechęcić.
Najnowsza produkcja Capcomu różni się bowiem diametralnie od dwóch poprzednich części. Cała historia zbudowana została wokół znanego uniwersum i na tym podobieństwa się kończą. Znajdujemy się na planecie E.D.N. III, którą zamieszkują maszkary zwane Akridami. Jest korporacja Nevec oraz Energia Termalna (T-Energia), którą firma stara się wydobywać. T-Energia posiada bowiem szczególne właściwości, tak bardzo potrzebne na Ziemi. Inaczej nikt nie miałby zamiaru postawić stopy na dalekiej, mroźnej E.D.N. III. Główny bohater, Jim Peyton, jest zwyczajnym pracownikiem specjalizującym się w mechach, który skuszony możliwością zarobienia solidnych pieniędzy w krótkim okresie czasu, pojawia się w bazie wydobywczej firmy. Szybko okazuje się, że jego praca może już niebawem stać się walką o przetrwanie na niegościnnej planecie, która niektórych ludzi potrafi doprowadzić nawet do szaleństwa.
Od początku można odnieść wrażenie, że "trójka" jest znacznie bardziej nastawiona na fabułę od swoich poprzedniczek. Jim Peyton nie jest kimś wyjątkowym, kto nominowany zostanie do roli najbardziej szlachetnego bohatera gier wszech czasów. To zwykły facet, który skuszony możliwością łatwych zarobków decyduje się zostawić rodzinę i zaryzykować. Jest inteligentny, zna się na swojej robocie. Spędzając z nim kilkanaście godzin w ponurym, lodowatym i bardzo nieprzyjaznym środowisku, można odnieść wrażenie, że Peyton na E.D.N. III pojawił się zupełnym przypadkiem. Taki był też chyba zamysł twórców, pokazać bohatera, który chce zrobić swoje i wrócić do rodziny. Jak to w tego typu sytuacjach bywa, los ma jednak wobec niego inne plany, o czym przecież przekonujemy się już na samym początku gry. Głębię fabularną rozwija również postać żony głównego bohatera, z którą prowadzi pewnego rodzaju wideo-konferencje, a ponadto otrzymał od niej składankę utworów muzycznych. Można ją odtworzyć siedząc w kokpicie mecha. Niby nic wielkiego, a cieszy i dodatkowo pokazuje, że gdzieś miliardy kilometrów od Ziemi, zwykły człowiek bez kontaktu z rodziną radzić sobie może z tęsknotą tylko w taki sposób. Scenariusz i bardzo osobista historia mocno nastawiona na bohaterów jest miłym zaskoczeniem i jednym z podstawowych atutów Lost Planet 3, dzięki któremu chce się przy niej spędzać kolejne godziny.
Sporą innowacją w stosunku do poprzednich części "Lost Planet" jest formuła rozgrywki. Trójka przypomina bowiem sandboxa i w istocie pozwala swobodnie przechadzać się zarówno po bazie wydobywczej, jak i po samej planecie (dostęp do kolejnych obszarów otrzymujemy stopniowo). Tym razem (nareszcie!) nie mamy do czynienia z liniowym shooterem. Twórcy postawili na inne rozwiązanie, które niestety momentami kuleje. Niemal przez całą rozgrywkę irytować może tzw. "backtracking". Bardzo często zdarzają się sytuacje, gdy po wykonaniu danego zadania, trzeba powrócić do bazy tą samą drogą, co jest tylko dodatkową okazją do polujących na nas Akridów. Na początku nie jest to szczególnie uciążliwe, ale z każdym kolejnym fragmentem można odnieść wrażenie, że twórcy w tym aspekcie się nie popisali. Wystarczyło zastąpić "powroty" cutscenkami, np. w momentach, gdy fabuła misji nie przewiduje żadnych dodatkowych atrakcji w drodze powrotnej.
Jak wspomniałem wcześniej, Jim Peyton to świetny mechanik i specjalista od prowadzenia specjalnych maszyn - RIG-ów, które przypominają potężne mechy. To właśnie na ich pokładzie (przynajmniej częściowo) przyjdzie nam zwiedzać kolejne fragmenty E.D.N. III. Co istotne – dość często Peyton zmuszony zostaje do opuszczenia kabiny. Ma to uzasadnienie fabularne, ale też nierzadko kilkumetrowy mech staje się bezużyteczny, gdy staniemy tuż nad przepaścią, czy też przed wejściem do jaskini. Na pokładzie robota Jim jest bezpieczny zarówno przed szalejącymi śnieżnymi zamieciami, jak również przed atakami większych Akridów. Robot oczywiście nie jest bezbronny. Jego lewe ramię to potężny chwytak, z kolei prawe zakończone jest ogromnym wiertłem. Oba urządzenia są przydatne zarówno do pracy, pokonywania przeszkód, jak i do walki z przeciwnikami. Co istotne, RIG-a można ulepszać, wzmacniać i dodawać komponenty, bardzo przydatne w dalszej części rozgrywki. Przebywanie na pokładzie potężnego mecha dodatkowo potęguje klimat i jest to jedno z niewielu miejsc, w którym możemy poczuć się naprawdę bezpiecznie. RIG jest bowiem niezniszczalny, a wśród Akridów sieje momentami prawdziwy postrach, gdy chwytakiem łapie przeciwnika, a następnie wykańcza wiertłem.
Należy pamiętać, że RIG jest nieodłącznym, bardzo istotnym elementem rozgrywki, co odczuwa nie tylko gracz, ale i sam bohater. Maszyna jest bezpośrednio połączona z kombinezonem Peytona i zapewnia mu dodatkowe źródło zasilania, które pozwala na wyświetlanie HUD-a na ekranie (poza maszyną). Gdy jednak zbytnio oddalimy się od RIG-a, Hud znika i jesteśmy zdani wyłącznie na siebie, bez mapy i kilku innych istotnych informacji. Pomysłowe. Ładnie wyglądają też delikatne uszkodzenia i pęknięcia przedniej szyby robota, tuż po starciu z potężnym Akridem. Po chwili jednak szyba samoistnie się regeneruje i uszkodzenia znikają.
Z przeciwnikiem walczymy nie tylko na pokładzie mecha, ale przede wszystkim poruszając się na własnych nogach. Jim wyposażony jest w standardowe uzbrojenie typu pistolet, strzelba, karabin. Dość łatwo i szybko zdobywamy jednak nowe zabawki i ulepszamy dostępne uzbrojenie. Walutą jest T-Energia, którą zbieramy z ciał poległych Akridów. Możliwość przechadzania się wielkim RIG-iem po E.D.N. III robi wrażenie, ale zupełnie inny klimat ma eksploracja wąskich korytarzy i jaskiń na piechotę. Momentami na myśl przychodzą klimaty znane z serii "Dead Space", również dlatego, że sama rozgrywka w Lost Planet 3 jest znacznie wolniejsza, niż w dwóch poprzednich częściach. Oczywiście pod względem straszenia produkcja Spark Unlimited znacznie ustępuje "Dead Space" i rzadko zdarzają się momenty, gdy faktycznie gracz może podskoczyć na fotelu. Mają na to wpływ również sami przeciwnicy, którzy nie są szczególnie zróżnicowani. Często atakuje nas zgraja takich samych Akridów przypominających pająki. Zdarzają się też nieco bardziej skomplikowane monstra, która lubią szarżować na nas ze sporą szybkością, ale dzięki jednemu z przycisków na padzie Jim bez problemu robi uniki i odskakuje na bok. Każdy ze stworów ma swój słaby punkt. Przeważnie jest to miejsce świecące się na pomarańczowo, oznaczające główne źródło T-Energii, która płynie w organizmie potwora. Z kolei pojedynki z bossami w dużej mierze zależą od naszego refleksu przy wciskaniu kolejnych przycisków na padzie (QTE).
Lost Planet 3 to nie tylko kampania, ale też tryb dla wielu graczy. Niestety jest on bardzo niedopracowany i zawiera masę bugów, jak np. lewitujące przedmioty, wywalanie z serwera, zawieszające się animacje. A szkoda, bo do trybu multiplayer Spark Unlimited wrzucił kilka niezłych, aczkolwiek świetnie znanych nam pomysłów. Są pojedynki drużynowe, jest walka o przetrwanie przeciwko hordzie Akridów, jest tez tryb obrony/ataku posterunków przeciwnika. Oczywiście istotne w rozgrywce wieloosobowej jest wykorzystanie robotów (po jednym na drużynę), ale można odnieść wrażenie, że twórcy nie do końca wiedzieli, jak w ścisłej walce można je skutecznie wykorzystać. Choćby dlatego, że są dosyć powolne. Wydaje mi się też, że multiplayer jest kiepsko zoptymalizowany. Nigdy nie miałem problemów z grą po sieci, tymczasem w Lost Planet 3 lagi towarzyszyły niemal cały czas. Czekamy na łatkę do multi, które wygląda jak trochę dołożone na siłę - robione w pośpiechu, bez beta testów.
Kto powiedział, że jeśli E.D.N. III jest śnieżną planetą, to od razu w całej grze dominować ma biel i szarość? Oprawa wizualna to jeden z większych atutów Lost Planet 3. Jesteśmy na planecie pokrytej śniegiem i ktoś mógłby powiedzieć, że otoczenie będzie powtarzalne i monotonne. Nic bardziej mylnego. Przechadzamy się zarówno po jej powierzchni, jak również i pod ziemią. Tam lokacje wyglądają zupełnie inaczej, a pomarańczowy kolor T-Energii, przypominający momentami lawę świetnie komponuje się z ciężkimi, ponurymi barwami, którymi cechuje się Lost Planet 3. Zachwyca efekt burzy śnieżnej, wichury, szczególnie na pokładzie RIG-a. Równie pięknie wyglądają efekty świetlne, gdyż ma się wrażenie, że ktoś faktycznie spędził sporo czasu, by gra wyglądała co najmniej przyzwoicie. Pod względem graficznym jest naprawdę dopracowana.
Z ostatecznym werdyktem miałem sporo problemów. Z jednej strony Lost Planet 3 to nowe otwarcie dla całej serii. Poza miejscem akcji i Akridami jest to zupełnie nowa produkcja ze świetnym, inteligentnym, nastawionym na bohaterów i wątki osobiste scenariuszem. Tytuł jest dopracowany pod względem audiowizualnym. Oferuje rozgrywkę podzieloną na prowadzenie mecha, ale tez na swobodną eksplorację E.D.N. III ze strzelbą w ręku i karabinem na plecach. Z drugiej strony kilka rzeczy skutecznie studzi pozytywny odbiór produkcji. Misje skonstruowane są poprawnie, ale po ich wykonaniu niesamowicie irytujący jest backtracking. Grę należy traktować jako sandbox, ale swoboda jest dość pozorna. Lokacje są niewielkie, a do tego często gra musi "doczytywać" kolejne fragmenty z pomocą ekranu ładowania. Zawodzi też tryb multiplayer. Mimo wszystko ostateczna ocena Lost Planet 3 jest jak najbardziej pozytywna. Dość powiedzieć, że przy "trójce" bawiłem się znacznie lepiej, niż przy dwóch poprzednich częściach. Powtórzę więc to, co napisałem na początku. Najnowsza gra wydana przez Capcom pojawiła się w sklepach w idealnym momencie. Jestem przekonany, że wygłodniali po sezonie ogórkowym gracze z chęcią udadzą się w niezapomnianą podróż na klimatyczną E.D.N. III i dzięki temu tytuł odniesie umiarkowany sukces sprzedażowy.
PLUSY:
+ inteligentny scenariusz nastawiony na bohaterów i ich osobiste problemy,
+ perfekcyjnie oddany klimat śnieżnej planety E.D.N. III,
+ oprawa graficzna cieszy oko, a krajobrazy zachwycają,
+ możliwość kierowania i walczenia potężnym mechem.
MINUSY:
- irytujący backtracking, wydłużający czas na zakończenie misji,
- praktycznie brak elementów horroru, które tak bardzo pasują do klimatu,
- niedopracowany tryb multiplayer.