Do Outlandera zawitała wojna, jednak wciąż brakuje większych emocji. Twórcy generują napięcia poprzez niespodziewane zgony i zaskakujące cliffhangery, ale nie wszystko tu działa.
Zanim przejdziemy do najważniejszych momentów odcinka, zwróćmy uwagę na istotną rzecz. Poprzedni epizod zakończył się w konkretnym miejscu i mogliśmy spodziewać się kontynuacji rozpoczętych wówczas wątków. Ciotka Jocasta szykowała się do zaślubin, jednak sakramentalnego „tak” jeszcze nie usłyszeliśmy. Najważniejsze jednak było to, że bohaterowie zastawili pułapkę na Stephena Bonneta. Wielu z nas z niecierpliwością oczekiwało na rozwinięcie tego wątku. Niestety, w bieżącym odcinku znaleźliśmy się w całkowicie innym miejscu i w innym czasie. Wylądowaliśmy na froncie walk milicji z regulatorami, wynikiem czego rozpoczęta tydzień temu historia niespodziewanie się zatrzymała. Motyw konfliktu zbrojnego przewija się przez cały sezon i właśnie teraz twórcy postanowili przygotować jego kulminację. Zrobili to jednak w sposób oderwany od toczącej się fabuły, przez co po raz kolejny rzuca się w oczy proceduralny charakter bieżącej serii.
Twórcy starają się wynagrodzić nam te niedostatki poprzez zagrania intensyfikujące akcję i wzbudzające emocje. Po pierwsze, w bieżącym odcinku definitywnie ginie Murtagh i jest to rozwiązanie, mające olbrzymie znaczenie dla całego serialu. Postać ta na przestrzeni sezonów pojawiała się i znikała, ale w ostatnich odcinkach odgrywała bardzo istotną rolę. Nie doczekamy się już kontynuacji ciekawej relacji Murtagha i Jocasty. Sama śmierć bohatera nie wywołuje jednak wielkiego wzruszenia i żalu. Mimo wszystko mieliśmy tutaj do czynienia z postacią drugoplanową, której częściej nie było na ekranie, niż była. Murtagh pełnił funkcję dobrego ducha czuwającego nad bohaterami, także zapewne większość z nas nie związała się z nim emocjonalnie na tyle mocno, żeby teraz przeżywać coś na kształt żałoby. Ważne jest jednak to, że odejście tego bohatera będzie miało olbrzymi wpływ na Jamiego. Już w bieżącym odcinku dostaliśmy przesłanki mówiące, że Jamie nie za dobrze radzi sobie z tą stratą. Czy twórcom uda się interesująco zagospodarować żal Frasera i stworzyć na jego kanwie interesujący wątek? Czas pokaże.
Dużo słabsze rozwiązanie stanowi cliffhanger z końcówki odsłony. Ciało wiszące na drzewie, z workiem na twarzy, ma być rzekomo martwym Rogerem. Czy rzeczywiście mamy wierzyć w to, że twórcy w jednym odcinku zabiją dwoje ważnych bohaterów? Roger odejdzie, mając jeszcze tyle wątków do rozwinięcia? Poza tym, po co ten kaptur? Twórcy wyraźnie chcieli ukryć tożsamość martwego, żeby kokietować ciekawość widzów. Gdy Gra o tron zabijała Neda Starka w końcówce pierwszego sezonu, wszystko było jasne i klarowne. Tutaj ukrywa się przed nami tożsamość zabitego, licząc, że damy się nabrać i przez kolejny tydzień będziemy żyć w przekonaniu, że Roger odszedł na zawsze. Być może przyjdzie mi w kolejnej recenzji „odszczekać” te słowa, ale mało prawdopodobne jest to, że twórcy zdecydują się zabić tego bohatera. Możliwości jest wiele: być może Roger ucierpi w nieodwracalny sposób, ale śmierć wydaje się tutaj wykluczona.
Pod względem fabularnym mamy więc kilka znaków zapytania, a jak prezentuje się sama bitwa pomiędzy milicją a regulatorami? Mówiąc delikatnie, nie jest to Braveheart - Waleczne Serce. Sekwencja walki trwa dość długo, ale przypomina bardziej bezładne bieganie po chaszczach niż scenę batalistyczną z prawdziwego zdarzenia. Serial takiej klasy jak Outlander zdecydowanie mógł zrobić to lepiej. Niestety, twórcom bardziej zależało na eskalacji motywów dramatycznych (śmierć Murtagha, zaginięcie Rogera, Claire walcząca o zdrowie żołnierzy), niż na pokazaniu szczegółów bitwy. Szkoda, bo przecież produkcja ma niemały budżet i można było sobie pozwolić na nieco więcej widowiskowości w tym aspekcie.
Wielka bitwa, śmierć ważnej postaci, niepewny los jednego z głównych bohaterów. Działo się naprawdę dużo, jednak bieżącego odcinka nie można postawić obok tych najznamienitszych w historii serialu. Czego zabrakło? Serial przestał angażować widzów emocjonalnie – rozprężył więź pomiędzy protagonistami a oglądającymi. Dlatego też śmierć Murtagha nie niesie ze sobą odpowiedniego ciężaru. Bardzo szybko przechodzimy z nią do porządku dziennego. Całość oglądało się dość dobrze, ale nie ma tu mowy o historii poruszającej ludzkie serca.