W kilku słowach o odcinku "Risk Management", który kontynuuje wątek 20. epizodu. Sherlock dostaje wiadomość od Moriarty'ego i po raz pierwszy rozwiązuje sprawę nie dla policji czy własnych przyjaciół, ale dla swojego nemezis. Sprawa mało ciekawa i bardzo szybko znajduje rozwiązanie. Nie oszukujmy się jednak, nie o nią chodzi; morderstwo sprzed lat, kwestia tego, co Moriarty'ego interesuje w prywatnej agencji zarządzania bezpieczeństwem, nie jest ani ciekawa, ani przesadnie odkrywcza. Najbardziej liczy się to, jak Sherlock podchodzi do sprawy – bardzo osobiście, wszak o vendettę chodzi, a jak wiemy zemsta to motor napędowy działań większości bohaterów. I tak następuje koniec odcinka, gdzie czeka nas niespodzianka. Spoilerować nie będę, gdy powiem, że zobaczymy w końcu osławioną Irenę Adler.

Najważniejszy jest dwugodzinny finał nowojorskich przygód najsławniejszego detektywa. A trzeba przyznać, że ten został zrobiony na naprawdę wysokim poziomie, chociaż wątek poboczny znowu przesadnie nie wciąga i sprawia, że zajmujemy się tylko kwestią Moriarty'ego. Ciekawie wpleciono flashbacki, które podbudowują związek Holmesa z Adler. Mój początkowy niepokój obsadzenia w roli tak sławnej w filmowym świecie postaci (w książce poświęcono jej zaledwie jedno opowiadanie) Natalie Dormer szybko prysł. Aktorka znana z Gry o tron ma w sobie wszystko, czego potrzeba do roli: tajemnicze spojrzenie, nieco sarkastyczny uśmieszek, a z urodą nie jest najgorzej. Widząc ją na ekranie byłem w stanie uwierzyć, że Sherlock mógł się w niej zakochać. Szczególnie że jej postać została zupełnie inaczej poprowadzona niż inne filmowe kreacje. W brytyjskim "Sherlocku" mamy do czynienia z ekshibicjonistyczną femme fatale o feministycznych zapędach. Pewna siebie, przesadnie emanująca seksualnością, była mocnym punktem produkcji. W filmowej wersji z Downeyem Jr. Irene była po prostu sprytna, przebiegła i mało wyrazista. Twórcy amerykańskiej wersji serialowej mieli twardy orzech do zgryzienia i wyszli z tego obronną ręką, szczególnie w drugiej połowie finału, gdzie zaserwowali celujący twist, łącząc losy Adler, Holmesa i ich wzajemnej fascynacji. Dzięki temu zabiegowi, tłumacząc od razu obecność Moriarty'ego, mogli tym bardziej wzmocnić całą intrygę. Niektórzy stwierdzą, że jest to zupełnie odwrócenie mitologii stworzonej przez Doyle'a, ale śmiem twierdzić, że zabieg jest iście genialny i na miejscu twórców postąpiłbym tak samo. Niewiele mieli do stracenia, a bardzo wiele do zyskania. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę kwestię, jak bardzo Sherlock ów związek przeżywał. Domniemana śmierć Adler w końcu popchnęła go w narkotykowe zatracenie.

[image-browser playlist="590921" suggest=""]©2013 CBS

Fabuła odcinka, skupiona na ściganiu Moriarty'ego, w równej mierze poświęcona jest Irene. Wątki te mocno się zazębiają, co akurat nie jest żadną niespodzianką. Prześladowanie panny Adler, wreszcie postać kolejnego mordercy do wynajęcia i szybki finał w postaci politycznych zagrywek Macedonii i Grecji. Wątki te jednak szybko przemykają, będąc zaledwie dodatkiem do potyczki pomiędzy protagonistą i jego nemezis. Ciekawie rozwiązano wątek Watson, która w pewnym momencie przejęła sprawę – Holmes musiał zaopiekować się ukochaną i nie chciał za bardzo mieszać się do sprawy, która była dla niego zbyt osobista. Tym sposobem sporo czasu antenowego dostała zarówno postać pomocniczki detektywa, jak i oddziału policji.

Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to do samego Moriarty'ego. Jak już pisałem, kwestię jego ukazania rozwiązano bardzo dobrze i ciekawie przedstawiono tę tajemniczą i sławną postać. Źle natomiast wykonano sam motyw przechytrzenia antagonisty i jego ujęcia. Rozumiem jednak, że przy takim twiście nie dało się tego lepiej zrobić. Tym sposobem Moriarty z geniusza zbrodni stał się zwykłym przedsiębiorcą, kimś w rodzaju biznesmena mającego kontakty wśród morderców, samemu będąc osobą do wynajęcia. Jeżeli do kogoś można ową postać porównać, to do osoby Zoe Morgan z Impersonalnych.

Finał Elementary momentami przypominał Mentalistę. Motyw zemsty, a nawet tekst Adler do Sherlocka: "Jesteście tacy sami. Gdyby Moriarty nie był twoim wrogiem, pewnie zostalibyście przyjaciółmi", pokazuje, że sporo zaczerpnięto z serialu Bruno Hellera. Oczywiście nie jest to zarzut - jeżeli już na kimś się wzorować, to na najlepszych.

[image-browser playlist="590922" suggest=""]
©2013 CBS

Wiemy dobrze, że powstanie drugi sezon, natomiast wielki plus należy się za to, że finał został potraktowany jako zamknięcie serii. Gdyby druga seria miała nigdy nie powstać, mógłby to być ostatni odcinek i wszystkie wątki dostałyby swoje zakończenie (może oprócz kwestii tajemniczego ojca detektywa). Obawiam się, jak potraktowana zostanie sprawa czarnego charakteru w drugim sezonie. Moriarty teoretycznie może powrócić, ale wtedy serial zamieniłby się w melodramat. Brak wyrazistego "złego" pokazuje, że Elementary jest zaledwie przeciętne, a główny wątek ciągnął całą produkcję. Tym sposobem mamy jedną wielką niewiadomą. Sam finał zaś to najmocniejszy punkt produkcji i gdybym komukolwiek miał polecić oglądanie serialu, to zasugerowałbym premierowy odcinek, potem dwunasty oraz pięć ostatnich. Satysfakcja gwarantowana; resztę można sobie darować.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj