Problem trzech ciał to serial, który nie ma szans powtórzyć sukcesu Gry o tron. Trzeba od razu zaznaczyć, że projekt Davida Benioffa i D.B. Weissa nie ma takiego potencjału ani jakości. W produkcji da się zauważyć ogrom problemów, które zniechęcą lub zdenerwują wielu widzów, a wielbicieli pierwowzoru może rozczarują. Wszystkie niedociągnięcia są winą scenariusza. To mieszanka błędnych decyzji, nieprzemyślanych rozwiązań oraz słabo rozpisanych pomysłów. Problemem są już fatalnie rozpisane postacie. Mamy grupę przyjaciół – naukowców z Oksfordu. Niestety nie poznajemy nikogo charyzmatycznego czy ciekawego. Nie ma w tej paczce nikogo, kto mógłby wziąć na swoje barki ten serial i sprawić, że widz będzie nim zainteresowany. To zbiór stereotypów – bez osobowości, charakteru, głębszego sensu. Dziwne jest też to, że są naukowcami, a tylko jedna osoba z tej piątki wykorzystuje swoją wiedzę.
fot. Netflix
+26 więcej
Saula możemy opisać zaledwie dwoma cechami. Nie jesteśmy w stanie uwierzyć, że jest geniuszem. Nauczyciel Will to najgorszy bohater, jakiego mogliśmy poznać. Jego obecność w produkcji nie ma najmniejszego sensu (finał tylko to podkreśla). O Auggie granej przez Eizę Gonzalez wiemy tylko tyle, że wynalazła nowatorskie włókna. Jest też Jin Cheng, która jako jedyna wypada wiarygodnie jako naukowczyni. Natomiast najlepszy jest John Bradley w roli dość wyluzowanego faceta, skupionego na zarabianiu kasy. Mam wrażenie, że to jedyny aktor, który wiedział, co robi na planie i co musi osiągnąć. Jak się domyślacie, nie jest to fundament, na którym można oprzeć historię. Szczególnie że twórcy wypełnili relacje bohaterów banałami, wydumanymi problemami, nudą i "dramami" jak u nastolatków (wątek Saula i Auggie). To, co powinno budować obraz człowieczeństwa, pogrąża te postacie. To sztandarowy błąd scenariusza, bo wszelkie aspekty są tak powierzchowne, że nie ma mowy o ludziach z krwi i kości, którzy mogliby wzbudzić nasze zainteresowanie. Zwyczajnie nie da się wyczuć emocji w tych postaciach. Wielkie gesty, straty, przyjaźnie, dawne miłości i inne emocjonalne bagaże mogły wydawać się dobre tylko na papierze. Jedynie Jin Cheng wypada wiarygodnie. Jej chińskie korzenie są ważne dla fabuły, a jej teorie i rozważania nadają sens serialowi. Ciekawe są losy Ye Wenjie w latach 60. w Chinach. Młoda naukowczyni dostaje opowieść fascynującą, ciekawą i szalenie intrygującą, która ma miejsce w pełnych opresji czasach. Te retrospekcje rozwijają się powoli. Przez pewien czas nie wiadomo, o co w nich chodzi i do czego prowadzą. Jednak towarzyszy nam napięcie i poczucie, że to ważne. To jeden z najważniejszych wątków, który został znakomicie przemyślany, dobrze poprowadzony i idealnie rozpisany – tak, by współgrał z wydarzeniami z teraźniejszości. Do tego Ye ma osobowość, wiedzę i motywacje przedstawione w taki sposób, że główni bohaterowie na jej tle wypadają jeszcze gorzej. Główni bohaterowie bledną też przy postaciach pobocznych z teraźniejszości. Benedict Wong wciela się w osobę prowadzącą śledztwo, która potrafi zaintrygować widza. Twórcom udało się zbudować człowieka z przeszłością, problemami i motywacjami. Mężczyzna jest pełen wad, ale też charyzmatyczny i ciekawy. Tak samo zresztą jak Wade, który za sprawą grającego go Liama Cunninghama zyskuje magnetyczną osobowość. Jego bezkompromisowość sprawia, że kradnie wszystkie sceny. Z czasem poznajemy jego motywacje, które pokazują, że pod tą maską jest jednak coś więcej – życiowy cel, który wykracza ponad to, o czym mówi. To dwa przykłady, które udowadniają, że jednak można było stworzyć w tej opowieści dobre postacie. Jednym z ważniejszych motywów fabularnych jest tajemnicza gra. Jin Cheng i Jack Rooney (Bradley) wchodzą do wirtualnego świata, a my szybko zdajemy sobie sprawę, że ma to głębsze znaczenie. Twórcy świadomie podjudzają naszą ciekawość i zmuszają do myślenia, byśmy odkrywali naukowe zagadki będące fundamentem "gry". Intrygującym aspektem jest też część wizualna tego wątku, która na pierwszy rzut oka wydaje się sztuczna – jakby twórcom zabrakło kasy na efekty komputerowe. To jednak wniosek zbyt pochopny, bo wszelkie wizualne rozwiązania w grze są świadomymi ruchami. Te pozorne niedopracowania to artystyczny zamysł, który od samego początku ma widzom dać do zrozumienia, że coś tu jest nie tak. Później dowiecie się, o co w tym chodzi. To jeden z ciekawszych wątków serialu. Ta historia naprawdę wciąga! Do pewnego momentu możecie się zastanawiać, co tu się w ogóle dzieje. Pojawiają się delikatne sugestie i pobudzające ciekawość elementy, ale bez konkretnych odpowiedzi. Przez jakiś czas nie wiadomo, o czym jest ten serial i czym jest tajemnicze zagrożenie. Czy to w ogóle zagrożenie? Do głowy przychodzą skojarzenia z Lost. Nasza ciekawość sięga zenitu! Warto jednak podkreślić, że ten serial wymaga zaangażowania, dzięki któremu można docenić niuanse wpływające na jego jakość. Możecie dostrzec o wiele więcej, niż widać na pierwszy rzut oka. Już Oppenheimer pokazał, że nauka może być ciekawie zaprezentowana na ekranie. Niestety Problem trzech ciał przesadnie upraszcza niektóre aspekty. A czy otrzymujemy jakieś odpowiedzi? Na szczęście tak. Są one bardzo satysfakcjonujące.
fot. Netflix
Jest jeden szczególny odcinek, o którym będzie się mówić w popkulturze! Twórcy Gry o tron pokazali swego czasu Krwawe Gody, które zapadły nam w pamięć na długo. Wydarzenie, do którego dochodzi w Problemie trzech ciał, jest tak brutalne, że aż szokuje. Słowa "po trupach do celu" zyskują nowe znaczenie. To zmieni oblicze historii, która rozwinie się wbrew oczekiwaniom. Niesamowity moment! Nie wszyscy są na to gotowi. Niestety mam problem z ostatnimi trzema odcinkami, bo obietnica czegoś specjalnego i unikalnego nie zostaje do końca spełniona. Tak naprawdę obserwujemy reakcje ludzkości na ujawnienie prawdy i na to, co może nadejść. Mamy analizę ludzkiego zachowania na wielu poziomach. Nie przeczę – to ciekawe, smutne, przerażające i przygnębiające na swój sposób. Jednak obok tego jest też zbyt dużo przeciągania, które nic nie wnosi. Twórcy wypełniają czas wątkami osobistymi bohaterów, których znaczenie dla fabuły jest iluzoryczne. Mam wrażenie, że w tym momencie na jakości odbiły się błędy w kreacjach bohaterów. Ich dalsze losy są nudne i nas nie obchodzą, bo wcześniej nie zostali oni odpowiednio zaprezentowani. Szkoda, bo można było zakończyć to z przytupem.  Problem trzech ciał to serial niezły, ale – jak na twórców Gry o tron i doceniany materiał źródłowy – ma zbyt wiele wad. Całość mogła być bardziej przystępna dla widza. Produkcja nie jest wypełniona po brzegi naukowym bełkotem. Prawie w ogóle nie ma widowiskowej akcji. Wymaga jednak myślenia i analizowania tego, co oglądamy. Pomimo wyraźnych wad, które zniechęcą niektórych odbiorców, wypada to ciekawie i dobrze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj