Puste niebo zaczyna się od katastrofy, kiedy to Tołpi, wioskowy chłopek roztropek, wyławia z Bugu księżyc, a następnie – po krótkiej scysji z wierzbowym lichem – w sposób pozbawiony wdzięku zwyczajnie go tłucze podczas drogi do dziewczyny, do której smalił cholewy. Nie ma żadnych eksplozji ni świateł, ba – świat zdaje się początkowo straty nie zauważać, a jedyną rzeczą, jaką ma z tego wszystkiego Tołpi, to wstyd i gromkie szyderstwa kowalowej córki, Zorki. Gdy jednak chłopak przyznaje się do czynu Babuszce Sławuszce, sprawa nagle urasta do wagi solidnego problemu – wszak ostateczne wymarcie ludzkości to nie jest betka. Dlatego też znachorka wyprawia chłopaka do Lublina, gdzie mieszkać ma Jan Azrael Hesper - człowiek potrafiący wytapiać księżyce. Tołpi, wsiadając do pociągu nie spodziewa się zapewne tego, co czeka go w wielkim mieście – inaczej zapewne dwa razy zastanowiłby się, przekraczając próg przedziału... Przyglądając się nowej powieści Radka Raka łatwo dostrzec wyraźny szkielet, na jakim się opiera: z jednej strony mamy więc historię bohatera, który w obliczu kryzysu wyrusza w podróż, zbierając wokół siebie drużynę towarzyszy, z drugiej – opowieść inicjacyjną, z młodym chłopakiem przechodzącym proces dojrzewania, stykającym się z problemami "dorosłego" świata, takimi jak śmierć, miłość czy seksualność. Rzecz w tym, że ów szkielet w Pustym niebie jest – podobnie zresztą jak przedstawiony w nim Lublin i cała powieść w ogóle – na swój sposób wykrzywiony, wykręcony i przeinaczony. Wiejski bohater z przypadku bardzo szybko spadnie do rangi piątego koła u wozu w grupie straceńców, którym będzie przewodził wspominany Hesper, tworzący księżyc nie tyle z potrzeby serca, a duszy, którą pospołu z sybarytą Tyfonem de facto przehandlował z diabłem. Szlachetna misja przekształci się w szaleńczą pogoń za partykularnymi interesami nie tylko ze względu na osobiste pobudki rabina, ale i Tołpiego, którego ptasie mleczko i wizja kobiecych piersi tajemniczej Madame skusi do oddania księżyca w obce ręce. Na końcu zaś niekoniecznie czekać musi spełnienie i nagroda: w czasie swej podróży chłopak zostaje spity, sponiewierany i uwięziony w przytułku; przemierza niebo pełne snów i pełza przez podziemia wypełnione ciemnością i strachem; jest niegodnym zaufania chłystkiem, tchórzem, bohaterem, mścicielem, marnym zadatkiem na mężczyznę i młodocianym zbójem. Czym jednak Tołpi staje się ostatecznie? Rakowi udaje się stworzyć w Pustym niebie galerię postaci, którym nieobce są porywy serca, zachcianki i słabości, lecz Tołpi jest pod tym względem wyjątkowy ze względu na targający nim dualizm: z jednej strony chce uratować ludzkość, z drugiej jest gotów oszukać towarzyszy, tli się w nim niezgoda na ofiarę z niewinnej osoby, lecz jednocześnie zdolny jest do aktów barbarzyństwa, błąka się gdzieś pomiędzy chłopięctwem a męskością, a rozbudzana coraz mocniej seksualność nie wie, czy wybrać efemeryczną, boską niemalże figurę ideału, czy też przyziemną dziewczynę o prostych marzeniach i spracowanych dłoniach. Ten dualizm sprawia, iż momentami można mieć wrażenie, iż Tołpi właściwie się nie zmienia, wciąż pozostając głupim, wiejskim chłopakiem i do pewnego stopnia tak jest, z tym, że ów głupek poznaje co to miłość, cierpienie, śmierć, a podróż wyzwala w nim zarówno to, co najlepsze, jak i najgorsze.
Źródło: Powergraph
Osobne słowo należy poświęcić też Lublinowi, czy też niby-Lublinowi, jako że trudno orzec, na ile przedstawione w Pustym niebie miasto faktycznie odpowiada temu z okresu międzywojennego. I nie chodzi tu tylko o sam fakt istnienia w nim magii, choć ta jest najbardziej zauważalna: począwszy od przepastnych tuneli pod miastem, przez wierszcze polujące na ludzkie sny, Sędziwrona i jego gawrony, aż po nieumarłego dominikanina strzelającego do aniołów z dubeltówki. Ale to tylko jeden aspekt. W powieści Raka miasto to przedstawia się nie tylko jako magiczne, surrealistyczne i groteskowe, ale również pokrzywione i pozszywane z różnych kawałków (na krótki moment staje się nawet Jerozolimą), z których każdy zdaje się walczyć o dominację. Jest więc Lublin magiczny, metropolia Madame wypełniona tak snami, jak i koszmarami, zarówno pięknymi ogrodami, jak i burdelikami, miasto pokus, marzeń i rozczarowań; jest Lublin ojca Ruszela wiodącego trupią procesję, miejsce surowe, nieco ponure, wymagające, ale dające szansę na zbawienie; jest wreszcie Lublin komunistów, z zeppelinami na niebie, bombami, kulką w łeb dla klechów i starozakonnych, Lublin nowoczesności i postępu, ale wyrażonego w destrukcyjnym pędzie ku zagładzie starego porządku. Wszystko to sprawia, że świat przedstawiony jest niejednorodny, pociągający, pełen tajemnic, ale też nieuchwytny i nierzeczywisty. Na tyle, że osobiście nie określiłbym go jako jednego z bohaterów powieści, choć niewątpliwie niewiele do tego brakuje. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to byłoby to wyraźne pęknięcie, jeśli chodzi o konstrukcję dramaturgiczną Pustego nieba. Przez większą część powieści Rak utrzymuje tempo, które bez przesady można byłoby nazwać szaleńczym: bohaterowie przemieszczają się z miejsca na miejsce, spotykając galerię postaci dziwnych i dziwacznych, uciekając z paszczy śmierci lub przeciwnie – pchając się w gardziel nieznanego. W tych momentach autor prezentuje iście szatańską inwencję w mieszaniu rubasznego humoru i gier słownych, subtelnej erotyki i elementów horroru, surrealizmu i groteski, tworząc barwną i wciągającą mieszankę na pograniczu jawy i snu. Jednak wraz z rozwojem fabuły w tę zabawną powieść zaczynają wkradać się elementy poważniejsze, związane z cierpieniem i poczuciem odpowiedzialności, aż wreszcie następuje moment kulminacyjny, który dosłownie wywraca całość na lewą stronę, całkowicie eliminując beztroskę i zabawę, pozostawiając za sobą jedynie poczucie goryczy, rozczarowania i żalu. Problem w tym, że o ile zmiana klimatu robi piorunujące wrażenie, to sama wolta całkowicie wytraca tempo opowieści, redukuje je niemal do punktu zerowego, pozostawiając tak Tołpiego, jak i czytelnika w swoistej „strefie przejściowej”, która sprawia wrażenie, iż jedyną jej funkcją jest to, by połączyć te dwa rozłupane kawałki. Finał wydaje się niepotrzebnie zdublowany i niestety, w tym wypadku ścieg szwu tekstu Raka okazał się nieco krzywy. Puste niebo to niewątpliwie powieść nietuzinkowa: nieco szalona, mocno intrygująca, trochę zwodnicza. Potrafi porwać potoczystym stylem, frazą i humorem, by potem bez pardonu trzasnąć w twarz poważniejszą refleksją. Czasem potrafi zirytować – czy to okazjonalną dłużyzną, czy bohaterem, po którym dobre rady spływają jak po kaczce. Nie ulega jednak wątpliwości, iż Radek Rak swoją drugą powieścią dał pokaz sporej wyobraźni i brawury, a seria Kontrapunkty po raz kolejny dostarczyła niesamowity, niebanalny tekst, który wymyka się prostemu zaszufladkowaniu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj