Wielka popularność Rancza wśród widzów, w mojej skromnej opinii, była i jest jak najbardziej zasłużona - opowieść o perypetiach Lucy, wójta, plebana i reszty wesołej gromady to coś więcej niż tylko (bardzo dobrze napisana) komedia. Pod płaszczykiem rozrywki niesie ze sobą drugie dno. Wilkowyje to Polska w skali mikro, gdzie wszystko jest możliwe, gdzie absurd goni absurd, ale, i to najważniejsze, że ludzie zawsze dają sobie radę. To także kapitalny przegląd charakterów naszych rodaków, naszych przywar, ale i powodów do chluby.
Oczywiście, jak każdy serial, Ranczo miało swoje słabsze i mocniejsze momenty - chociażby decyzja o powrocie serialu po czwartym (w założeniach finałowym) sezonie. Jednak i nawet w tym momencie serial pokazał, że może być lepiej, że znów może bawić i rozkładać rzeczywistość jak dawniej (świetny szósty sezon, zwłaszcza wątek kariery senackiej Kozioła).
Siłą rzeczy musiał powstać sezon opatrzony cyfrą 7.
[image-browser playlist="593865" suggest=""]
©2013 TVP1 / fot. K. Wellman
Zaczął się on przeciętnie jak na Ranczo, co w zestawieniu z innymi serialami znaczy lepiej niż dobrze. Jak na razie zarysowują się dwa główne wątki sezonu - budowania Polskiej Partii Uczciwości przez senatora i Czerepacha oraz nowej kobiety w dworku amerykanki. Po pierwszym, przyznam uczciwie, oczekiwałem trochę więcej. Oczywiście, przebiegłość Czerepacha w marketingu polityczno-alkoholowym (czyżby ukryta aluzja do pewnego polityka, który swego czasu zajmował się podobnym biznesem?) jak zawsze, na swój sposób, zachwyca. Podobnie trafne rozgryzienie idei partii politycznych - tak naprawdę nikt nie wie, o co w nich chodzi. A jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Jednak, jak na dotychczasowe doświadczenia z Ranczem, to w premierze zabrakło "mięsa" (pierwsza scena wójta pod Sejmem w szóstej serii). Może i nowi członkowie partii to bardzo barwna mieszanka, jednak, jak na razie, bez tego czegoś. Ale w tym przypadku możemy być raczej pewni, że ów wątek rozwinie się w bardzo "ranczowy" sposób.
Ciekawe, jaki plan mają twórcy na Monikę, agentkę z Warszawy, która chce prowadzić artystycznie Kusego - a oprócz tego wykazuje wręcz obłędne zafascynowanie jego twórczością. Na pewno zanosi się na poważne komplikacje uczuciowe w sferze Kusy-Lucy. I oby tylko nie poszło to w stronę taniej komedii romantycznej. Ogólnie wątek amerykanki w przypadku piątej serii wzbudził u mnie duże wątpliwości, czy warto go nadal kontynuować (a czy nie lepiej skupić się na innych postaciach). Szósty sezon pokazał, że da się jeszcze z niego wykrzesać sporo pozytywnych momentów. Oby siódmy pod tym względem nie rozczarował! W formie jest za to wilkowyjska ławeczka. Trafne uwagi na naturę świata czy niebanalne rozwiązywanie problemów najwyższej rangi wychodzą im jak zwykle - czyli kapitalnie. Nawet pomimo zmian, jakie ich dotykają, nadal są sobą, nadal pod sklepem i nadal z mamrotem. Nic dodać, nic ująć - kwintesencja tego serialu.
[image-browser playlist="593866" suggest=""]©2013 TVP1 / fot. K. Wellman
W premierze nie zabrakło spotkania z proboszczem. Bliźniak wójta nie dość, że wszedł w "konflikt stanowisk" z Michałową, to podupadł na zdrowiu, a żeby było mało… z miejsca wszedł w kolejny konflikt z Michałową, tym razem medyczny (kapitalna kwestia połowy pastylki). Duet Żak-Lipowska (który triumfy święcił już w czasie "Miodowych lat") i tym razem dał popis dobrej i przyjemnej dla oka komedii. Może w tym momencie wątek kaszlu księdza nie wydaje się zbyt ważny, jednak nie ma co go pomijać. To Ranczo, tu się wszystko może rozwinąć w dosyć nieoczekiwanym kierunku (ach, gdyby tak ponownie powrócił Doktor Wezół - dla niewtajemniczonych: świetna wilkowyjska parodia Doktora House'a)…
Ranczo wróciło - może ten powrót nie jest odkrywczy oraz wywracający wszystko do góry nogami. To raczej odcinek dobrze skrojony, na typowym poziomie dla serialu. Co nie oznacza, że nie czekam na znacznie więcej. I mam nadzieję, że się doczekam.
Ocena: 8/10