Randka, bez odbioru to jeden z takich filmów, który na papierze wydaje się mieć każdy element układanki. Wszystko tutaj powinno dać dobrą rozrywkę, ale ostateczny efekt jest wielce nieudany i wydaje się, że największa wina leży w braku umiejętności reżysera Dextera Fletchera, który zwyczajnie nie rozumie kina akcji, a w scenach komediowych jest wybitnie karkołomny. Wszystko wydaje się wręcz filmem z jakiejś innej epoki, gdy historia oraz określone pomysły realizacyjne to festiwal nietrafionych decyzji i marnowania potencjału. Pomysł na film wychodzący ze strony Rhetta Reese'a i Paula Wernicka, czyli scenarzystów Deadpoola, jest jak najbardziej w porządku. To on ma właśnie potencjał na dobrą mieszankę komedii i akcji. Stawiam, że z lepszym reżyserem mógł być to dobry film. A tak dostajemy coś nadzwyczajnie wręcz przeciętnego w każdej formie. Zwłaszcza w czasach, gdy John Wick zwiększa poprzeczkę scen akcji, to, co oferuje pod tym względem Randka, bez odbioru nie jest do zaakceptowania. To przeciętny poziom hollywoodzki sprzed epoki Johna Wicka, więc coś, co obecnie nie wywołuje emocji, podziwu, ani nie pozostawia dobrego wrażenia. Ta wszechogarniająca przeciętność jest w każdym aspekcie scen akcji, które nie mają tutaj pazura ani mocy, by wybrzmieć na ekranie i stać się naprawdę mocnym punktem programu. Są niedorobione, nieciekawe, brzydko nakręcone, a większość widzieliśmy w zwiastunie. Pozostawiają w zbyt dużej obojętności.
fot. Apple TV+
+6 więcej
Gdyby sceny akcji nadrabiały inne wady filmu, byłoby ok i nikt by nie marudził na czele ze mną. Jednak, gdy przechodzimy do fundamentu historii, czyli relacji Cole'a z Sadie, to wszystko jest kuriozalnie nieudane. Z jednej strony plus dla twórców za wyśmianie wielkiego romantycznego gestu bohatera, który non stop wypada w tym filmie na dziwacznego świra, od którego każda kobieta od razu by uciekała. Jest to robione świadomie, więc ma to momenty, gdy można się zaśmiać. Najgorsze jest jednak to, że postacie Sadie i Cole'a osobno się sprawdzają należycie, bo Ana de Armas jako twarda agentka jest przekonująca, a Chris Evans bawi się świetnie jako facet w opałach, którego trzeba ratować, ale jest w tym wszystkim większy problem. Trudno uwierzyć w uczucie bohaterów, gdy aktorów nie łączy żadna chemia. Tego po prostu nie ma na ekranie i to wpływa negatywnie na odbiór tego, co tutaj powinno wywoływać emocje. Tak naprawdę Randka, bez odbioru ma tylko jedną naprawdę udaną i przezabawną rzecz. Są to role epizodyczne bardzo znanych aktorów z MCU i innych komiksowych filmów. Pod kątem czysto komediowym udało się to wprowadzić kapitalnie, zaskakująco i naprawdę zabawnie. Przede wszystkim też niespodziewanie, bo nie było przecieków, że ci wszyscy aktorzy się tutaj pojawiają. Randka, bez odbioru nie jest filmem szczególnie złym, ale bynajmniej do dobrego mu daleko. To wtórny przeciętniak, który przez zły wybór reżysera marnuje potencjał pomysły i aktorów. Dłużyzny, przeciętne sceny akcji i brak serca po właściwej stronie sprawia, że to jest jedynie niewarte czasu rozczarowanie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj